Perła w koronie
W historii naszej męskiej siatkówki zdobywaliśmy już tytuły mistrza olimpijskiego, mistrza świata i mistrza Europy. Teraz ta nasza siatkarska korona powiększyła się o kolejną „perłę”. Liga Światowa to wprawdzie impreza komercyjna, ale jej ranga jest ogromna. Przez wiele lat nie byliśmy w stanie nawiązać w niej walki z najlepszymi o najwyższe cele. Teraz podopieczni Andrei Anastasiego wygrali te prestiżowe rozgrywki w wielkim stylu, co w kontekście zbliżających się Igrzysk Olimpijskich w Londynie stawia ich z miejsca w roli jednego z największych faworytów.
Każdy przeżywa emocje na swój sposób. Ja do poprzednich wielkich imprez i występów na nich biało-czerwonych podchodziłem dość emocjonalnie i każdą akcję mocno przeżywałem. Oglądając turniej finałowy w Sofii wielkich emocji nie odczuwałem, a po prostu delektowałem się siatkówką na najwyższym poziomie w wykonaniu naszej drużyny. Już po pierwszych piłkach każdego meczu widać było jak mocny mamy zespół i że w zasadzie - w starciu z każdym rywalem - nic złego mu się przytrafić nie może. W Sofii pobiliśmy rywali „na głowę” tracąc tylko dwa sety w pierwszym meczu z „walczącą o życie” Brazylią. Tak łatwego zwycięstwa w tych rozgrywkach od lat żadna inna drużyna nie odniosła. To powód do dumy, podkreślony indywidualnymi nagrodami, z tą najcenniejszą MVP dla Bartka Kurka, który wyrósł na czołowego gracza na świecie. Inni takich graczy mogą nam pozazdrościć.
Wiktoria w Sofii będzie na pewno miała jeszcze większy wpływ na naszą drużynę, która jak się wydaje stała się wreszcie świadoma swego niewiarygodnego potencjału, który w bezlitosny dla rywali sposób wykorzystuje. Anastasi perfekcyjnie ułożył ten zespół, a jego czasem trudne decyzje personalne są w niewiarygodny sposób trafne. Już dziś jego zespół zaczyna swoją pewnością przypominać legendarną drużynę Huberta Wagnera, którą nie sposób było złamać. I choć od Montrealu minęło tyle lat, za sprawą obecnych sukcesów ta dawna legenda też ożywa w naszych sercach. Analogia nasuwa się sama.
Oczywiście w Londynie będzie dużo trudniej. Igrzyska to specyficzna impreza, której z niczym innym porównać nie można. Rosja czy Włochy może nie potraktowały Ligi Światowej w tym roku na sto procent, a te zespoły będą bardzo groźne. Na pewno wyciągnie wnioski z klęski poniesionej w Sofii Brazylia, warto też zwrócić uwagę na grę drużyny USA, która jak to ma w zwyczaju gdy przychodzą igrzyska nagle znacznie podnosi swą jakość gry. Drużyn mogących nam zagrozić w Londynie jest więc sporo, ale jak sądzę to nasi rywale, będą teraz robić wszystko by uniknąć przedwczesnego spotkania z Polską w czasie igrzysk. W Sofii zatrzymanie naszej drużyny okazało się niemożliwe. Oby tak było też w Londynie. A wygranie Ligi Światowej to też dobry prognostyk. W 1996 r. Holendrzy, w 2004 Brazylijczycy, a w 2008 r. drużyna USA tuż przed igrzyskami wygrywały Ligę Światową, a potem potwierdzały w najważniejszej sportowej imprezie swój światowy prymat. Tylko w 2000 r. Włosi prowadzeni przez Anastasiego po wygraniu Ligi Światowej zdobyli „tylko” brązowy medal na igrzyskach. Ale Włosi w nawet swych najlepszych latach siatkówki w tym kraju nigdy olimpijskiego złota nie zdobyli i to fatum ciąży na nich od lat. Teraz Anastasi ma szanse uzupełnić swoją kolekcję o ten wymarzony olimpijski tytuł.
Skuteczność naszego szkoleniowca jest zdumiewająca. Z każdej wielkiej imprezy w jakiej nas prowadził przywoził medale. Najpierw zdobył brąz w ubiegłorocznej Lidze Światowej i mistrzostwach Europy. Potem srebro Pucharu Świata. W tym roku zdobył pierwsze złoto i mamy nadzieje, że nie ostatnie. W dorobku ma wygranie Ligi Światowej jako zawodnik i jako trener Włoch (dwukrotnie) i Polski. Ma mistrzostwo świata jako zawodnik i mistrzostwo Europy jako zawodnik oraz trener Włoch i Hiszpanii. Wygrał z Hiszpanią także Ligę Europejską. Do pełni szczęścia brakuje mu triumfu w igrzyskach i życzymy mu wszyscy by z naszą kadrą tą swoją niesamowitą kolekcję uzupełnił.
Kiedy w 1998 r. naszą kadrę trochę niespodziewanie dopuszczono do gry w Lidze Światowej po cichutku snuliśmy marzenia, że kiedyś będziemy w tych rozgrywkach odgrywać wielką rolę. Czekaliśmy długich 14 lat, ale warto było. To co zobaczyliśmy w Sofii to było właśnie spełnienie tych marzeń. Zagumny czy Ignaczak pamiętają te początki, jak trudno było przebić się przez te wówczas najlepsze na świecie zespoły. Sądzę, że obaj najbardziej doświadczeni gracze naszej kadry cieszą się szczególnie, że dane im było przetrwać te ciężkie chwile i wspiąć się na szczyt. Wygranie Ligi Światowej to mimo wszystko jedno z największych wydarzeń w historii naszego sportu, to sukces cenniejszy od mistrzostwa Europy w 2009 r. bo też konkurencja większa. Teraz czas na ten najważniejszy sukces w igrzyskach. I jeśli zagramy na nich tak jak w Sofii dla siatkówki te igrzyska mogą być równie pamiętne jak do dziś pamiętny jest Montreal w 1976 r.
Krzysztof Mecner