Plażowi mistrzowie
Najlepsi plażowi siatkarze świata walczą w tej chwili w Chinach o kolejne punkty rankingowe FIVB World Tour i punkty dające możliwość gry na Igrzyskach Olimpijskich w Londynie. Dobrze zaczęła ten turniej nasza najlepsza para Fijałek i Prudel, która wyszła z grupy eliminacyjnej. Tuż po zakończeniu turnieju chińskiego rozpoczyna się jednak najważniejsza tegoroczna impreza plażowa – mistrzostwa świata. Zagrają w nich oprócz Fijałka i Prudla także Kądzioła i Szalankiewicz, co jest niewątpliwie sukcesem polskiej „plażówki”. Gorzej z siatkarkami, które dostały się jedynie na listę rezerwowych.
Historia mistrzostw świata w drugiej siatkarskiej dyscyplinie jest dość skomplikowana i nie jest łatwo się w niej połapać nawet osobom pasjonującym się tym sportem. Sam niegdyś pisząc książkę o siatkarskich mistrzostwach świata miałem z tym spore problemy.
Mistrzostwa świata z atestem FIVB są rozgrywane bowiem od 1987 r. Wcześniej rozgrywano mistrzostwa świata profesjonałów od 1986 r., ale startowali w nich tylko Amerykanie i Brazylijczycy, gdyż w innych krajach ten sport w tych latach był mało popularny. W 1987 r. na plażach Rio de Janeiro międzynarodowa federacja siatkówki zorganizowała oficjalne mistrzostwa świata, które wygrali siatkarze USA Sinjin Smith i Randy Stoklos. Rok później te mistrzostwa w parze z Patem Powersem wygrał najsłynniejszy siatkarz w historii Karch Kiraly.
Od roku 1989 r. zrobił się zamęt, gdyż te mistrzostwa zostały przemianowane na Beach World Championship Series. Zamiast jednego mistrzowskiego turnieju zaczęto przeprowadzać różne rozgrywki tworzące cykl na podobieństwo zawodów tenisistów. Do 1993 r. za mistrzów świata uznawano jednak nie tych co zgromadzili w serii najwięcej punktów, ale tych co zwyciężali w turnieju finałowym cyklu rozgrywanym zawsze w Rio de Janeiro. W latach 1994-1996 mistrzowskie tytuły z kolei przyznawano zwycięzcom całego cyklu.
Dopiero gdy w 1996 r. beach volleyball został olimpijską dyscypliną FIVB uporządkowała sprawy rozgrywek. Cykl mistrzostw świata został przemianowany w funkcjonujący do dziś FIVB World Tour, czyli coś w rodzaju Pucharu Świata, stworzono specjalne, rozgrywane co dwa lata, rozgrywki o mistrzostwo świata. Pierwsze mistrzostwa w nowej formule rozegrano w Los Angeles w 1997 r. Jak wiadomo za dwa lata mistrzostwa świata odbędą się w Starych Jabłonkach, więc w tym kontekście zbliżające się mistrzostwa w Rzymie też będą dla nas niezwykle interesujące. W mistrzostwach świata nie odnosiliśmy dotąd sukcesów. Dwie polskie pary grały w mistrzostwach świata w Marsylii, ale pary Bachorski – Bułkowski oraz Żukowski – Antoniuk nie dostały się do turnieju głównego. Potem, gdy zmieniono regulamin i zamiast kwalifikacji wprowadzono rozgrywki w grupach, już nawet nasze duety nie były w stanie wywalczyć miejsca w mistrzostwach. Teraz jednak nasze najlepsze pary doganiają świat i z dużymi nadziejami czekamy na te mistrzostwa. Zwłaszcza duet Fijałek – Prudel, ma ogromne szanse na doskonałe miejsce, tym bardziej że wydaje się dochodzić do bardzo wysokiej formy.
To nie Polacy będą jednak faworytami mistrzostw. U mężczyzn zdecydowanie najlepsza w ostatnich latach jest amerykańska para Rogers – Dalhausser, ale i oni po fantastycznej serii zwycięstw znaleźli pogromców na turnieju w Pradze. Jest kilka wyśmienitych par brazylijskich z Emanuelem i Allisonem na czele. Jest też wiele fantastycznych par europejskich jak Brink – Reckermann z Niemiec, Schuil i Nummerdor z Holandii czy Herrera i Gavira z Hiszpanii.
U pań fascynujący jest powrót na światowe areny najlepszej pary w historii (trzykrotne mistrzynie świata i dwukrotne mistrzynie olimpijskie) Kerri Walsh i Misty May. Ciekawe czy będą w stanie odzyskać koronę. Wyrosły w tym czasie nowe świetne duety, a fantastycznie grają w tym sezonie Brazylijki Larissa i Juliana. Odkryciem są jednak Holenderki Keizer i Van Ierssel, które w tym roku wygrały już dwa turnieje World Tour w tym „nasz” w Mysłowicach.
Emocje więc szykują się ogromne i nie ukrywamy, że po cichu liczymy też iż nasze pary wystąpią w rolach głównych. Medal będzie zdobyć niesamowicie trudno, ale jak się wydaje wcale nie jest to takie... nierealne.
Krzysztof Mecner