Plażowy finisz
Dobiega końca sezon w plażowej siatkówce, z którym na początku roku wiązaliśmy ogromne nadzieje. Dla polskiego beach volleyballa z pewnością nie był to zły sezon, mieliśmy bowiem sporo sukcesów na koncie. Może rozbudzone olimpijskim występem pary Fijałek-Prudel nadzieje nie do końca zostały spełnione, ale nasza pozycja w światowej czołówce jest dość mocna i są niezłe perspektywy na kolejne lata.
Na pewno rozczarowanie przeżyliśmy na mistrzostwach świata w Starych Jabłonkach. Na własnym terenie czasem jednak gra się najtrudniej i sportowego sukcesu na miarę oczekiwań zabrakło. Trochę natomiast to niepowodzenie powetowaliśmy sobie na mistrzostwach Europy w Klagenfurcie gdzie Mariusz Prudel i Grzegorz Fijałek zdobyli pierwszy w naszej historii medal w mistrzowskiej imprezie seniorów.
Jak co roku ogromne sukcesy mieliśmy w siatkówce młodzieżowej, nie zostaliśmy też z pustymi rękami w turniejach cyklu World Tour. Wprawdzie w poprzednich latach dobrych wyników było więcej, ale wielkich powodów do narzekań nie ma. Fijałek i Prudel byli przecież na podium wielkoszlemowego turnieju w Hadze, a para Kądzioła-Szałankiewicz w półfinale turnieju w Szanghaju. Fijałek i Prudel utrzymali miejsce w pierwszej dziesiątce rankingu (do końca cyklu został tylko jeden turniej w grudniu w RPA), na początku trzeciej dziesiątki są pary Kądzioła-Szałankiewicz i Kantor-Łosiak. Spory postęp widać też w grze najlepszej polskiej pary kobiecej Brzostek-Kołosińska, które mozolnie przebijają się do światowej elity.
Ten sezon jest trochę specyficzny. Nie ma klarownej światowej czołówki, gdyż siatkarze co chwilę zmieniają partnerów szukając jakby optymalnych rozwiązań w perspektywie kolejnych igrzysk. Trochę widać „zmierzch” starych mistrzostw. Legendarny Emanuel w tym roku żadnego medalu nie zdobył, jego dawny partner Ricardo też coraz z większym trudem utrzymuje się w elicie. Uważany za najlepszego siatkarza plażowego świata Phil Dalhausser wprawdzie wygrał trzy turnieje, ale też na najważniejszych imprezach mu się nie wiodło. Kończy się także wielka kariera wiekowego duetu z Holandii Schuil-Nummerdor. Rewelacją sezonu byli natomiast mistrzowie świata Holendrzy Brower-Meeuwsen i Łotysze Smedins-Samoilovs.
Wydarzeniem ostatnich dni był jednak powrót w wielkim stylu na światowe parkiety Amerykanki Kerri Walsh. Z nową partnerką April Ross wygrała bowiem właśnie dwa turnieje w Sao Paulo i Xiamen i jak widać rozpoczęła chyba marsz ku kolejnym igrzyskom.
Kerri Walsh nie było na mistrzostwach świata w Starych Jabłonkach, bo przecież w kwietniu urodziła trzecie dziecko. Już teraz jest uznawana za najlepszą siatkarkę plażową w historii, ale pracuje nad dalszym ciągiem swej legendy. Z poprzednią partnerką Misty May w latach 2003-2008 wygrały przecież wszystkie światowe imprezy. Dwukrotnie (2004, 2008) igrzyska olimpijskie, trzykrotnie (2003, 2005, 2007) mistrzostwa świata. Po Pekinie May ogłosiła zakończenie kariery, a Walsh poślubiła Caseya Jenningsa i poświęciła się macierzyństwu. Ich powrót w 2011 r. był sensacją. W Londynie po raz trzeci wygrały igrzyska pokonując w finale April Ross i Jennifer Kessy.
Teraz May już definitywnie skończyła ze sportem. Walsh znalazła nową partnerkę w osobie April Ross, z którą rywalizowała w Londynie. Ten duet może być prawdziwą rewelacją w następnych sezonach. A Walsh może zostać jedną z największych gwiazd współczesnego sportu.
Wygrać cztery razy igrzyska w tej samej konkurencji jest szalenie trudno. Do tej pory udało się to tylko dwóm amerykańskim lekkoatletom. Al Oerter wygrał cztery razy z rzędu rzut dyskiem (1956-1968), a Carl Lewis skok w dal (1984-1996). Walsh ma pewnie nadzieje, że dorówna tym sportowym legendom. Do kolejnych igrzysk jednak jeszcze sporo czasu i może się wiele zmienić.
W przyszłym roku nie ma mistrzostw świata, więc cykl World Tour będzie najważniejszym wyzwaniem dla siatkarzy. Dla Polaków niezwykle ważne będą też rozgrywane corocznie mistrzostwa Europy. Z siatkówką plażową w kontekście Igrzysk Olimpijskich w 2016 r. wiążemy ogromne nadzieje. Ten sezon ciut optymizmu wlał, tym bardziej, że nasi siatkarze są w gronie tych co są bliscy zajęcia miejsca „starych mistrzów”. Oby kolejny sezon był tego potwierdzeniem.
Krzysztof Mecner