Po drugi medal?
We Włoszech rozpoczęły się XXI mistrzostwa Europy w siatkówce plażowej. To jedna z najważniejszych imprez dla polskich zawodników. Przed rokiem w Klagenfurcie nasz najlepszy duet Mariusz Prudel i Grzegorz Fijałek zdobył historyczny, bo pierwszy w dziejach naszej siatkówki plażowej, medal na imprezie mistrzowskiej. Polacy sięgnęli po brąz, a teraz mają nadzieję, że znów staną na podium w walce o tytuły najlepszych duetów na Starym Kontynencie.
Rywalizacja w Europie na pewno jest ciut łatwiejsza niż w turniejach World Tour, gdzie jest przecież masa znakomitych par amerykańskich i brazylijskich. Jednak Europa w ostatnich latach wcale nie odstaje poziomem od duetów z Ameryki, co udowadnia w zawodach rangi światowej.
Mistrzostwa Europy po raz pierwszy rozegrano w 1993 r. w hiszpańskiej Almerii, wkrótce po tym jak zapadła decyzja o włączeniu beach volleyablla do programu igrzysk olimpijskich. Pierwszymi mistrzami zostali Francuzi Jodard i Penigaud, którzy pokonali wielkich faworytów Norwegów Kvalheima i Maaseide. Rok później rozegrano pierwsze mistrzostwa Polski, które wygrali Janusz Bułkowski i Zbigniew Żukowski. W nagrodę pojechali do Almerii na finał cyklu o mistrzostwo Europy. Wypadli jak na debiutantów znakomicie, zajmując dziesiąte miejsce. W tej edycji podobnie jak i w następnej mistrza Europy wyłaniano na podstawie punktów zdobytych w całym cyklu. Od 1997 r. by umożliwić grę wszystkim najlepszym (cykl ME nakładał się na cykl World Tour) przeprowadzane są oddzielne finały ME, gdzie duety europejskie są głównie rekrutowane ze światowego rankingu.
W historii było wiele znakomitych par. Trzykrotnie po europejską koronę sięgali szwajcarscy bracia Martin i Paul Lacigowie, trzy razy wygrywali także Holendrzy Reinder Nummerdor i Richard Schuil. Trzy tytuły, ale z różnymi partnerami zdobył także Niemiec Jonas Reckermann. W tym doborowym towarzystwie nasz dorobek jest bardzo skromny. Może jednak w tym roku nasz bilans poprawimy.
W mistrzostwach mężczyzn startują trzy polskie pary, ale paradoks sprawił, że wszystkie trzy znalazły się w jednej grupie eliminacyjnej. Rzadki przypadek, ale tak czasami się zdarza.
Tytułu bronią Hiszpanie Herrera i Gavira, którzy są z pewnością jednym z faworytów, tak jak łotewska para Smedins-Samojlovs, którzy doskonale spisują się w tegorocznych turniejach. Wysokie notowania mają także mistrzowie świata ze Starych Jabłonek Holendrzy Brouwer i Meeuwsen, a także para gospodarzy Lupo i Nicolai, która wygrała już w tym roku dwa turnieje z cyklu World Tour.
Polacy dobrze rozpoczęli zmagania. Fijałek i Prudel odnieśli cenne zwycięstwo w pierwszym spotkaniu pokonując duet gospodarzy braci Ingrosso. Pozostałe dwa grupowe mecze stoczą z kolegami z reprezentacji parami Rudol-Łosiak i Kądzioła-Szałankiewicz. Nowa para Rudol i Łosiak (Rudol zastąpił kontuzjowanego Kantora) pokonała w pierwszym meczu wyżej notowanych kolegów, czyli Kądziołę i Szałankiewicza. Zmagania w tej grupie zapowiadają się więc dla nas bardzo emocjonująco.
W rywalizacji kobiet mamy tylko jeden duet Brzostek-Kołosińska, z którym też wiążemy spore nadzieje. Polki przegrały wprawdzie pierwszy mecz z Holenderkami, ale liczymy, że w pozostałych zagrają lepiej i awansują do fazy play off.
W rywalizacji kobiet trudno wskazać faworyta. Największe szanse wydają się mieć Niemki Ludwig i Walkenhorst, które przed rokiem zdobyły brąz, a w tym sezonie wygrały światowy turniej w Szanghaju. Nie ma na starcie obrończyń tytułu sióstr Schwaiger ze Szwajcarii, są natomiast wicemistrzynie Europy Liliana i Baquerizo z Hiszpanii. Stawka jest jednak niezwykle wyrównana.
Zobaczymy co przyniosą nam te mistrzostwa Europy. Nasze pary zapowiadały, że będą walczyć o medale. Więc po cichu na taki sukces liczymy.
Krzysztof Mecner