PO RAZ DRUGI NA SAMYM SZCZYCIE
ZDANIEM WETERANA
PO RAZ DRUGI
NA SAMYM SZCZYCIE
NA TEMAT finałowego meczu mistrzostw świata siatkarzy 2014 wylano już morze atramentu, o tym wspaniałym dla nas wydarzeniu pisać się będzie u nas, jak się wydaje, w nieskończoność, czyli do końca świata i tym samym do zakończenia historii polskiej siatkówki, która to historia, miejmy nadzieję, zaobfituje jeszcze w tak piękne wydarzenia, jak zwycięstwo w MŚ 1974 i tegoroczny triumf w rywalizacji najlepszych drużyn globu.
Przypomnijmy ten rok 1974. Drużyna pod wodzą trenera Huberta Jerzego Wagnera nie jechała bynajmniej do Meksyku w roli faworyta, sprawiła jednak polskim kibicom ogromną niespodziankę.11 meczów, wszystkie wygrane! W finałach po 3:2 z ZSRR, Czechosłowacją i NRD,3:o z Rumunią i 3:1 z Japonią. W składzie m.in. „Szabla” Edward Skorek, Ryszard Bosek, Wiesław Gawłowski, Stanisław Gościniak, Marek Karbarz, Mirosław Rybaczewski, Tomasz Wójtowicz.
W tym roku 13 spotkań, w ich trakcie tylko jedna przegrana, z USA, ale w decydującej fazie marsz triumfalny. Jasne, że pomogło własne boisko, oczywiście nie sam parkiet w kilku naszych miastach, Warszawie ( 3:0 z Serbią) Wrocławiu (3:0 z Australią, Wenezuelą (3:1 z Kamerunem, 3:0 z Argentyną, Łodzi, (jedyna przegrana – 1:3 z USA, 3:1 z Włochami, po 3:2 z Iranem, Francją, Brazylią, Rosją, i w Katowicach (3:1 w półfinale w Niemcami i 3:1 w finale z Brazylią). Bo własne boisko to nieprecyzyjnie powiedziane, pomógł w największej mierze nie własny plac gry ( choć miało to oczywiście swoje znaczenie) co wspaniała, nie waham ją nazwać najlepszą w świecie, publiczność. Kapitalny doping, wspaniały chór wspaniałych kibiców.
Lecz publika tylko pomogła natomiast drużyna grała na najwyższych granicach swych możliwości, pokazała charakter, nieustępliwość, wiarę w swą wartość i twarde dążenie do celu.
Oczywiście najbardziej rzucały się w oczy wygrane z broniącą tytułu i opromienioną tak wielką sławą Brazylią, którą podopieczni Stefana Antigi pokonali zresztą dwukrotnie; w tym drugim, finałowym meczu niesamowite spotkanie rozegrał wynalazek naszego francuskiego trenera czyli Mateusz Mika. Polska grała w składzie: Mika, Piotr Nowakowski, Michał Winiarski, Karol Kłos, Mariusz Wlazły - uznany najbardziej wartościowym graczem turnieju, Fabian Drzyzga, Paweł Zatorski(L) oraz Paweł Zagumny („Guma” jak zwykle imponował swoją klasą, doświadczeniem, ratowaniem sprawy w trudnych momentach), Dawid Konarski, Michał Kubiak (dwunastkę uzupełniali Marcin Możdżonek i Rafał Buszek).
Ogromne uznanie dla tej drużyny za sukces, który trudno przecenić. Sądzę jednak, że być może po pewnych rotacjach w składzie, stać ją będzie na jeszcze lepszą grę. Trzeba potwierdzić swą klasę w kolejnych, trudnych imprezach jak choćby mistrzostwa Europy, które na ogół są chyba nie mniej wymagającą imprezą niż czempionat globu.
Można by się czepiać jakiś szczegółów, bo nie wszystko w grze się udawało, najważniejsze jednak, że siatkarze reprezentacji sprawili nam wszystkim tak wielką radość, ogromnie jeszcze spopularyzowali siatkówkę. Finały mistrzostw świata oglądała prawie cała Polska, jak długa i szeroka.
Wśród wyróżnionych przez międzynarodowe gremium siatkarzy imprezy z naszych graczy, oprócz oczywiście numeru jeden MŚ2014 – Wlazłego znalazł się jeszcze Karol Kłos (nr. 2 wśród blokujących), wśród przyjmujących (na czele dwaj Brazylijczycy) moim zdaniem zabrakło niesprawiedliwie Mateusza Miki.
Kończy się sezon międzynarodowy, zacznie się 4 października liga. Wśród mężczyzn 14 zespołów, oczywiście sezon będzie dłuższy. Oby był jeszcze bardziej interesujący niż poprzedni. Na temat naszych ligowców napiszę przy następnej okazji, czyli niebawem.