Pocieszyciele
Od soboty cała sportowa Polska płacze po porażce naszej piłkarskiej reprezentacji z Czechami i odpadnięciu drużyny Franciszka Smudy z mistrzostw Europy. Ta największa sportowa impreza jaką dotąd organizowano w naszym kraju rzuciła na drugi plan wszystkie inne sportowe wydarzenia. Nawet siatkarzy. Tymczasem drużyna Andrei Anastasiego zmierza po swój najlepszy wynik w historii startów w Lidze Światowej. Wygrała kończący rywalizację w naszej grupie turniej w Tampere, wygrała swoją grupę i zapewniła sobie grę w turnieju finałowym w Sofii.
Siatkarze, a także częściowo piłkarze ręczni (awansowali do mistrzostw świata) otarli trochę łzy kibiców, marzących o wielkim sportowym sukcesie. I chyba wlali trochę optymizmu w nasze serca. Piłkarzy mamy dobrych, ale nie jest to zespół mogący walczyć o najwyższe trofea. Taką jedyną drużyną jest obecnie ekipa Anastasiego, przed którą teraz wkrótce walka o medal Ligi Światowej, a potem o ten najważniejszy – medal olimpijski.
Brazylia to zespół który przez lata dominował w światowej siatkówce, a w rozgrywkach World League pobił wszystkie rekordy. Mając taki zespół w grupie trudno było być pewnym awansu do tegorocznego turnieju finałowego. Polska wygrywając pierwszy mecz z tym zespołem w Kanadzie przełamała swoisty kompleks z „canarinhos”, z którymi od 2002 r. nie była w stanie wygrać meczu o punkty. Potem poszło „z górki”. Wygrana w Katowicach była konsekwencją poprzedniego triumfu, teraz w Tampere w meczu o wszystko nasz zespół po raz kolejny okazał się lepszy od mistrza świata. Z czterech spotkań z zespołem Bernardo Rezende wygraliśmy trzy, ale co ważniejsze wygraliśmy grupę. Na 12 spotkań w Lidze Światowej kadra Anastasiego przegrała tylko dwa. Ten pierwszy trochę przypadkowo z Finlandią i z Brazylią na jej gorącym terenie.
Pamiętam ten 2002 rok i mecze z Brazylią w Goianie. Wówczas prowadzona przez Waldemara Wspaniałego drużyna wygrała szokująco pierwsze spotkanie 3:0, a w drugim po dramatycznej walce uległa 2:3. W rewanżu w Katowicach po fantastycznych - do dziś wspominanych - serwisach Dawida Murka dwa razy wygraliśmy z Brazylią po 3:2. W sumie też na cztery spotkania z Brazylią wygraliśmy trzy mecze. Przytrafiały nam się jednak porażki z Portugalią i Argentyną, a grupę w efekcie i tak wygrali Brazylijczycy. Z tamtej ekipy pozostali w kadrze jeszcze Zagumny i Ignaczak. Wówczas z różnych przyczyn Polska nie „poszła za ciosem” i nic nie zwojowała ani w finale Ligi Światowej, ani w mistrzostwach świata. Teraz będzie inaczej o czym jestem przekonany. Możemy nawet wygrać obie te prestiżowe imprezy, bo siatkarze stali się drużyną najwyższej światowej klasy.
Przed startem w igrzyskach w Londynie Polska zagra jeszcze w tradycyjnym Memoriale Huberta Jerzego Wagnera. Analogie między zespołem Anastasiego, a wielką drużyną Wagnera nasuwają się same. Obecne pokolenie siatkarzy ma niewiarygodną szansę nawiązanie do sukcesów ekipy naszego najwybitniejszego w historii siatkówki szkoleniowca jakim był Wagner. I pozostaje nam trzymać za nich mocno kciuki.
Kadra jest stosunkowo młoda i zdecydowana większość obecnych reprezentantów zapewne zagra też w organizowanych przez Polskę mistrzostwach świata w 2014 r. Od lat pokazujemy światu, że potrafimy organizować wielkie sportowe imprezy na odpowiednim poziomie. Organizacji EURO 2012 nie musimy się wstydzić. Nie doczekaliśmy się natomiast sportowego sukcesu. Siatkarze jednak 10 lat temu byli w podobnej sytuacji jak obecnie polscy piłkarze. Też potrafili wygrywać w pojedynczych meczach z najlepszymi, nie potrafili wygrywać wielkich imprez. Więc na sukces piłkarzy musimy jeszcze poczekać i trzeba być cierpliwym. A na medal na wielkiej imprezie organizowanej w Polsce może tak długo czekać nie będziemy. Wprawdzie teraz już żyjemy igrzyskami w Londynie, ale widząc co dzieje się w naszym kraju podczas piłkarskich mistrzostw Europy mimowolnie wybiegamy też do 2014 r. i mistrzostw świata siatkarzy. Naszym wspaniałym kibicom należy się też wielki sportowy sukces i pewnie siatkarze wystąpią po raz kolejny w rolach pocieszycieli.
Krzysztof Mecner