Pod gołym niebem
Polska reprezentacja nie odniosła sukcesu w dwóch starciach z reprezentacją Włoch, które odbyły się w ostatni weekend zmagań w Lidze Światowej. Przegraliśmy po dość wyrównanych pojedynkach oba mecze po 1:3 i droga do finałów Ligi Światowej wciąż jest jeszcze odległa. Podobnie jak w Brazylii grali jednak w naszej kadrze generalnie siatkarze rzadziej mający okazję grać w reprezentacji. Na tle świetnie dysponowanych rywali wypadli jednak całkiem nieźle. Teraz do polskiej kadry mają wrócić ci najbardziej znani siatkarze.
Sytuacja w grupie jest dość ciekawa. Włosi są bez porażki, ale oni z racji faktu, że są gospodarzami finałów i tak mają zapewnioną grę w finałach. Znacznie poniżej oczekiwań gra Brazylia, która przegrała jeden mecz z Iranem. Wyniki spotkań z Iranem oraz mecze u siebie z Włochami i Brazylią zadecydują czy zagramy w turnieju finałowym.
Z pewnością jednak najciekawszym wydarzeniem było to, że drugi mecz Polska – Włochy został rozegrany na kortach Foro Italico. Po raz pierwszy w długiej historii World League zdarzyło się by mecz rozgrywano „pod gołym niebiem”. To była bardzo ciekawa sceneria i może też taka przymiarka do tego co może nas czekać w meczu otwarcia mistrzostw świata na Stadionie Narodowym. U nas dach jednak będzie zamknięty, we Włoszech grano na otwartym powietrzu. Meczu tak dużej rangi pod gołym niebem nie rozgrywano od lat. Wrażenia były jednak pozytywne. Oczywiście Włosi mieli sporo szczęścia, bo pogoda była przecież idealna, niemal bezwietrznie i co najważniejsze nie padał deszcz. W tych niecodziennych warunkach Włosi radzili sobie jednak dużo lepiej.
Pod otwartym niebem rozegrano dwie pierwsze edycje mistrzostw świata. W 1949 r. grano w ówczesnej Czechosłowacji na stadionie Stvanice, znanym głównie wcześniej ze spotkań hokeja na lodzie.
W 1952 r. drugie mistrzostwa świata rozgrywano na Stadionie Dynama w Moskwie. W latach 60-tych siatkówka na międzynarodowym poziomie już na stałe przeniosła się do hal, choć jeszcze I mistrzostwa Europy juniorów w 1966 r. też rozgrywano na kortach na otwartym powietrzu. Od tamtej pory mecze na otwartym powietrzu rozgrywano niezwykle rzadko, raczej jako „pokazówki”. W 1983 r. rozegrano na słynnej Maracanie mecz Brazylia – ZSRR, reklamowany jako rewanż za finał mistrzostw świata w 1982 r., a który obejrzało 100 tysięcy kibiców.
Międzynarodowa Federacja Siatkówki jednak lubi „sięgać do korzeni” tej dyscypliny sportu. Był nawet projekt by zorganizować mistrzostwa świata na otwartym powietrzu, ale mimo starań nie doczekał się realizacji. Jednak do takich „nowinek” jak mecz na Foro Italica ma bardzo pozytywny stosunek. Oglądało się to spotkanie całkiem nieźle, a sceneria była niesamowita, zwłaszcza gdy zapadał zmrok.
To oczywiście „dodatkowy smaczek” Ligi Światowej, która w tym roku przeszła gruntowną „renowację”. Mamy dwie grupy elity i grupy zaplecza, gdzie grają niżej notowane drużyny. Przyglądamy się tym spotkaniom, bo przecież wszystkie najlepsze drużyny świata będziemy gościć za niespełna trzy miesiące w Polsce, na najważniejszej tegorocznej imprezie.
Początek Ligi Światowej oprócz Włochów bardzo udany mają Serbowie i Amerykanie. Serbia, z którą właśnie będziemy grać w inauguracyjnym meczu na Stadionie Narodowym, wywiozła dwa cenne zwycięstwa z Bułgarii, gdzie o sukces jest zawsze trudno. Coraz lepiej gra także drużyna USA, a jej dwa zwycięstwa nad najlepszym obecnie zespołem świata – Rosją, też robią wrażenie. Rosja i Brazylia dwaj najwięksi faworyci mistrzostw świata grają na razie słabo, ale w przypadku tych drużyn znaczy to niewiele, bo one jednak szykują się z formą na Mundial, a straty w Lidze Światowej są w stanie odrobić błyskawicznie.
My czekamy na występy „biało-czerwonych” na naszych parkietach. Zobaczymy czy zespół, który wywalczył awans do finałów mistrzostw Europy, spisze się lepiej od tego, który walczył z Brazylią i Włochami.
Krzysztof Mecner