Postcriptum.
Postcriptum.
Zawsze to Tata siadał do maszyny, gdy czuł, że ma coś ważnego do napisania. Tym razem przyszła kolej na mnie, bo od dwóch tygodni chodzi mi po głowie to, żeby coś o Nim napisać. Tak od siebie. Choć ciężko.
Pamiętam czasy, gdy byłem jeszcze niewielkiego wzrostu i Tata zaprowadził mnie do jakiejś przedwojennej kamienicy. Mieszkanie, ciemny korytarz ze starymi szafami. Rozmawiał tam chwilę z wysokim, szczupłym mężczyzną, z krótkimi ciemnymi włosami. Lech Cergowski – legendarny dziś dziennikarz „Przeglądu Sportowego”, spec od kolarstwa, uczestnik powstania warszawskiego. Tak, to była jeszcze redakcja na ul. Mokotowskiej, choć najlepiej zapamiętałem gmach „Ekspresu Wieczornego” przy Pl. Zawiszy, gdzie redakcja „PS” funkcjonowała przez przeszło 2 dekady.
Dzięki Ojcu zobaczyłem „od kuchni” dziennikarski świat, i to w okresie bez komputera i internetu, gdy z ważnych zagranicznych imprez – jak mi opowiadał – trzeba było przez telefon szybko dyktować relacje z meczów paniom piszącym jak karabin maszynowy. Miałem przyjemność poznać wielu wspaniałych ludzi, bez których nie byłoby pewnie tych sukcesów siatkarskich w poprzednich dziesięcioleciach. Hubert Wagner (bardzo punktualny – przychodził co do minuty !), czy jego poprzednik – Tadeusz Szlagor, bardzo ciepli, otwarci ludzie. No i nieodżałowany doktor Jan Orłowski, później Profesor, wielki fachowiec – ortopeda, to On zostawił Wagnerowi zdrową drużynę, która później sięgnęła po złoto MŚ i IO.
Jak już niejednokrotnie wspomniano, Tata pracując jako dziennikarz był również w zarządzie PZPS-u (do 1974 roku). Działał tam na ustalonych warunkach, iż mógł pisać niezależnie od opinii związku. W tamtych latach wielokrotnie pełnił funkcje kierownika reprezentacji, zarówno tej żeńskiej (medalistki MŚ, ME, IO), jak i męskiej. Najczęściej na zgrupowaniach, bo z reguły nie jeździł na największe imprezy, gdzie rezerwowano miejsca dla oficjeli. Dzięki temu był blisko drużyny, traktowany jak swój. Miał też żelazną zasadę – nie pisał o wszystkim. Takie podejście skutkowało zaufaniem w ekipie, no i oczywiście większym rozeznaniem w temacie.
W czasach, gdy nie było w Polsce internetu i telewizji satelitarnej, potrafił nawiązać kontakt z naszymi „emigrantami” i pisał w „PS” obok felietonów „ Z obu stron siatki” także artykuły zwane „Nasi za granicą”. Pamiętam, jak opowiadał mi o rozmowach z Krzysztofem Stelmachem lub nieudzielającą wówczas - w końcówce lat 90-tych – wywiadów, grającą w Perugii Dorotą Świeniewicz.
Przez wiele lat czytałem nazwiska siatkarzy licząc głosy w Plebiscycie na Najlepszego Siatkarza Sezonu. Tata prowadził to bardzo dokładnie, sprawdzając to liczenie może i dwukrotnie, angażując do pomocy mnie i czasami mamę. Zawsze też powtarzał, że pamięć bywa zawodna i warto przed napisaniem artykułu sprawdzić dawne wyniki, żeby się nie pomylić.
Czytając, że z red. Nowożeniukiem odchodzi stare dziennikarstwo zastanawiam się, czy tak do końca być musi. Dlaczego? Dobre stare wzorce trzeba pielęgnować, bo stanowią coraz rzadziej spotykaną wartość. W ostatnich latach, gdy z uwagi na problemy ze zdrowiem, śledził wydarzenia sportowe ze mną przed telewizorem, często wkurzaliśmy się nieco na lenistwo niektórych komentatorów, którzy powinni mieć wysłannika na miejscu a nie tylko siedzieć w studio tv.
Dzięki Tacie pozostało mi wiele siatkarskich wspomnień. Nie tak dawno mówił, że nie dożyje tych mistrzostw w 2014 r. Dożył. Starałem się mu pomagać, gdy przez ostatnie 2-3 lata miał już problemy z chodzeniem i trochę z pamięcią. Szkoda, że nie napisał pamiętników, choć w tych wszystkich artykułach coś jednak pozostało. Po śmierci Mamy czuł się samotny, wiec starałem się Go wyciągać trochę z domu. Zawiozłem do nowej siedziby PlusLigi, pokazałem Arenę Legionowo, gdzie już 3 sezony dzięki miejscowym siatkarkom stolica może oglądać żeńską ekstraklasę.
Na koniec dziękuję tym Osobom, które w ostatnich latach szczególnie pamiętali o moim Tacie – Agnieszce i Kamilowi Drągom, Rafałowi Bale, Cezaremu Matusiakowi. No i nie zapomnę wizyt Andrzeja Niemczyka, o którym wcześniej wiele dobrego słyszałem, z własnym jedzeniem przyniesionym w dwóch garnkach.
Rafał Nowożeniuk
Powrót do listy