Powołania
W jakże różnej sytuacji są obie nasze reprezentacje narodowe. Kadra męska Stephane’a Antigi ma przed sobą jeden z najważniejszych sezonów w historii polskiej siatkówki, którego punktem kulminacyjnym będą rozgrywane w naszym kraju mistrzostwa świata. Z kolei kadra kobiet znalazła się poza centrum głównych wydarzeń siatkarskiego świata. Wciąż „opłakujemy” brak kwalifikacji do mistrzostw świata i ciężką porażkę z Belgią. Przed trenerem Piotrem Makowskim długa droga do przywrócenia siły naszej reprezentacji, a ten rok ma być jej początkiem. Sytuację w obu reprezentacjach widać też na przykładzie powołań do drużyny narodowej na ten sezon. Obaj selekcjonerzy niedawno „odkryli karty” i ogłosili składy reprezentacji. Wielkich zaskoczeń nie ma, ale na pewno jest parę nazwisk, na które wszyscy czekali.
Do męskiej kadry wracają Paweł Zagumny i Mariusz Wlazły. Ta wiadomość na pewno ucieszy kibiców reprezentacji, bo obaj mogą i powinni być jej ogromnym wzmocnieniem. Zagumny ostatnio grał na igrzyskach w Londynie, potem z trenerem Anastasim nie znalazł wspólnego języka. Paweł wciąż jest jednym z najlepszych rozgrywających świata i z pewnością może wiele wnieść do gry naszej drużyny reprezentacyjnej. W kontekście mistrzostw świata jego powrót jest jednym z kluczowych elementów budowy drużyny na ten turniej.
Znacznie większą niewiadomą jest powrót Mariusza Wlazłego. W kadrze nie było go od lat z różnych przyczyn. Zgłosił wprawdzie gotowość walki o miejsce w olimpijskiej, ale poprzedni selekcjoner postawił jednak na graczy, z którymi ten awans wywalczył. W PlusLidze wciąż gra wyśmienicie i z pewnością też może być wzmocnieniem kadry. Z graczy których wymieniano w spekulacjach brak w zasadzie tylko Daniela Plińskiego. Na każdej z pozycji mamy jednak wielki wybór i trener będzie miał pewnie „kłopoty bogactwa”.
To oczywiście bardzo szeroki skład kadry, a dużo ciekawsza będzie ta już wąska kadra – przeznaczona do grania. Na takie decyzje Antiga ma jeszcze trochę czasu. Myślę, że niezwykle ważny w kontekście całego sezonu będzie miał majowy turniej kwalifikacyjny do mistrzostw Europy. Dobry i efektowny występ w tym turnieju z pewnością dodałby wiary naszej drużynie, która miała w minionym roku dość ciężkie chwile. Warto te niemiłe wspomnienia zastąpić lepszymi, kojarzącymi się z wygranymi, a nie porażkami.
Zupełnie inaczej wygląda skład reprezentacji kobiet. Gdy w styczniu nasza drużyna walczyła o kwalifikację do mistrzostw świata Piotr Makowski zebrał wszystkie najlepsze zawodniczki ostatnich lat z Małgorzatą Glinką. Okazało się, że „pospolite ruszenie” sukcesu nie odniosło, więc odmłodzenie drużyny narodowej stało się w tym momencie naturalną koleją losu. W nowej kadrze brak nie tylko Glinki, która już raczej definitywnie pożegnała się z kadrą, ale też innych gwiazd ostatnich lat jak Anna Werblińska czy Katarzyna Skowrońska. Drużyna Makowskiego składa się głównie z młodziutkich siatkarek o niewielkim lub żadnym doświadczeniu w międzynarodowej siatkówce w wydaniu seniorskim. Zostało wprawdzie kilka starszych i utytułowanych siatkarek jak rozgrywająca Iza Bełcik czy środkowa Agnieszka Bednarek-Kasza, ale to tylko małe wyjątki. To tylko potwierdza, że w reprezentacji następuje gruntowna zmiana warty i odmłodzenie składu. Z pewnością będzie trudno walczyć z europejską czołówką, bo czołowe reprezentacje trochę zbyt szybko nam uciekły. Miejmy nadzieję, że z młodych siatkarek powstanie dobra reprezentacja. Jeśli nie teraz to w przyszłości. Sezon jest trochę „ulgowy”, Polki grać będą co prawda w World Grand Prix i Lidze Europejskiej, ale nie będą grać w mistrzostwach świata – więc można ten sezon przeznaczyć na wprowadzanie młodych zawodniczek w świat wielkiej siatkówki.
Jedynym w zasadzie istotnym zadaniem reprezentacji kobiet w tym roku jest wywalczenie sobie prawa gry w finałach przyszłorocznych mistrzostw Europy. Zadanie z pozoru nie wydaje się zbyt trudne, bo jesteśmy organizatorem turnieju w Bydgoszczy, gdzie rywale nie są z „najwyższej półki”, ale po przegranych kwalifikacjach MŚ należy „chuchać na zimne”. Brak udziału naszej kadry w kolejnej mistrzowskiej imprezie byłby bowiem prawdziwą katastrofą. Nie można więc do tego dopuścić.
Krzysztof Mecner