Powrót mistrzyń
Turniejem w Brasilii siatkarze plażowi zainaugurowali tegoroczny cykl World Tour i olimpijskie kwalifikacje. Turniej nie przyniósł olśniewających sukcesów naszym reprezentantom. W turniejach głównych zagrała tylko nasza najlepsza para Fijałek – Prudel mająca z rankingu zagwarantowany start, drugiej męskiej i parom kobiecym nie udało się niestety przejść kwalifikacji. Fijałek i Prudel też w Brazylii wielkiej roli nie odegrali, choć stoczyli trzy zacięte pojedynki. Wygrali jeden mecz, sklasyfikowani zostali na 17. miejsce, ale, co ważne, zdobyli jakże ważne punkty w światowym rankingu. Turnieje zakończyły się zwycięstwami faworytów. Fenomenalnych amerykańskich siatkarzy Rogersa i Dalhaussera oraz Brazylijek Larissy i Juliany.
Wydarzeniem tego turnieju był jednak powrót do światowej rywalizacji najlepszej kobiecej pary w historii tej dyscypliny – Amerykanek Misty May-Treanor i Kerry Walsh. Powróciły do turniejów światowych po dwóch latach przerwy i ten powrót wypadł bardzo dobrze. May i Walsh doszły w brazylijskim turnieju aż do wielkiego finału, gdzie jednak przegrały z najlepszą parą gospodarzy.
Ten powrót mimo wszystko jest dla wielu sympatyków siatkówki sporym zaskoczeniem. W latach 2003-2008 Amerykanki wygrały bowiem wszystko co było do wygrania i zapewniły sobie miejsce w historii. Trzy razy z rzędu wywalczyły mistrzostwo świata (2003, 2005 i 2007), wygrały całą masę turniejów World Tour i AVP, a przede wszystkim wygrały Igrzyska Olimpijskie w Atenach w 2004 r. i Pekinie w 2008 r. Grały na poziomie niedostępnym dla innych siatkarek, nawet olimpijskie finały to były jednostronne gry, gdyż Amerykanki dosłownie deklasowały swoje rywalki. Jednak po zakończeniu Igrzysk Olimpijskich w Pekinie wydawało się, że tej pary już na światowych plażach nigdy razem nie zobaczymy.
Kerri Walsh po igrzyskach urodziła dwoje dzieci (jej mężem jest czołowy siatkarz świata Casey Jennings, który też walczy o prawo gry w najbliższych igrzyskach) i jej powrót wydawał się mało prawdopodobny. Z kolei Misty May-Treanor pod nieobecność swej najsłynniejszej partnerki próbowała sił z innymi siatkarkami bez wielkiego zresztą powodzenia. Grała w Polsce przed rokiem na turnieju w Starych Jabłonkach, gdzie zapowiadała, że sezon 2010 r. jest jej ostatnim w światowej rywalizacji.
Jak widać dwie najwybitniejsze siatkarki w historii (obie grały już na igrzyskach w 2000 r., ale Walsh w halowej reprezentacji, a May na plaży z Holly McPeak) podjęły w obliczu kolejnych igrzysk w Londynie kolejne wyzwanie. Sądząc po tym pierwszym występie na turnieju w Brasilii będą nie tylko w tym sezonie, ale i olimpijskim, niezwykle groźne. Jeśli zdobędą trzeci tytuł mistrza olimpijskiego znajdą się w jednym szeregu z najwybitniejszymi osobistościami siatkówki. W beach volleyballu są jak dotąd jedyną parą z dwoma olimpijskimi na koncie, trzy złote medale w siatkówce zdobyło jedynie kilka halowych siatkarek z Kuby (1992-2000) i legendarny Karch Kiraly, który jako jedyny wygrywał igrzyska zarówno na plaży jak i w hali.
Kerii Walsh była tą ważniejszą postacią w tym duecie, to ją rywalki omijały zagrywką, gdyż jej ataków nie sposób w zasadzie zatrzymać blokiem. W Polsce jej dotąd nie oglądaliśmy, jest więc szansa, że przyjedzie do Mysłowic, gdzie wkrótce odbędzie się turniej kobiet, a potem także do Starych Jabłonek. To byłaby z pewnością wielka frajda dla sympatyków siatkówki w Polsce oglądać w akcji tę fenomenalną zawodniczkę.
Powrót tej pary na pewno bardzo ubarwi rozgrywki siatkarek. I tylko szkoda, że Polki wciąż jeszcze odstają poziomem od tych najlepszych. Jest szansa jednak, że w kolejnych turniejach będzie lepiej i my również będziemy się w tym roku cieszyć z sukcesów naszych reprezentantów.
Krzysztof Mecner