POWTÓRKA Z MONTREALU JAKŻE POŻĄDANA
ZDANIEM WETERANA
POWTÓRKA Z MONTREALU
JAKŻE POŻĄDANA
Piszę ten tekst po złotym dla nas polsko-amerykańskim finale Ligi Światowej, lecz już po wygranym przez siatkarzy 3:0 półfinale z Bułgarią zdanie miałem wyrobione. Otóż posiadamy obecnie drużynę jakiej nie mieliśmy od lat, o potencjalnych możliwościach wdrapania się na najwyższe szczyty. Marcin Możdżonek, Piotr Nowakowski, Bartosz Kurek, Zbigniew Bartman, Paweł Zagumny, Michał Winiarski, mój ulubiony libero Krzysio Ignaczak, siatkarze, których pozazdrościć może nam każda drużyna na świecie. No i wiele nie gorsza (jeśli w ogóle) druga szóstka. W sumie skład wyśmienity. Zdolny – moim zdaniem - powtórzyć sukcesy tego fantastycznego zespołu z lat 1974 -76 z Edkiem Skorkiem, czy też np. z często się teraz pokazującym w telewizyjnym okienku Tomaszem Wójtowiczem. Wartość polskiego zespołu uwydatniają nagrody finansowe dla najlepszych zawodników finału LŚ – po 10.000 dolarów otrzymali –najlepszy atakujący – Bartman, blokujący – Możdżonek, libero – Ignaczak. Najwartościowszy (MVP) - Kurek dostał 30.000 dolców, drużyna –milion!
Nawiasem mówiąc telewizyjną siatkarską publicystyką zajmuje się coraz większe grono byłych reprezentacyjnych zawodników. I bardzo dobrze. Ogromnie lubię słuchać takich gości w studio, o wiele bardziej od zawodowców, którzy sami sobie odpowiadają na stawiane przez siebie pytania, szukając u rozmówców przede wszystkim potwierdzenia swoich opinii. Nadto nadmiernie uwypuklających, wykorzystujących dane statystyczne. Statystyka rzecz pożyteczna, lecz czy zawsze prawdę ci powie? Ktoś np. wypadnie w jej chłodnym wizerunku słabiej od kolegi, lecz to on, ten pierwszy właśnie, może mieć zasługę przesądzenia sprawy w superważnym momencie.
Przechodząc do sedna tematu. Możliwy jest na londyńskiej olimpiadzie sukces naszych siatkarzy, ale tylko możliwy. Tak wiele od różnych kwestii zależy, począwszy od spraw najbardziej istotnych czyli aktualnego stanu zdrowia zawodników. Może ciut brakuje typowego specjalisty „od wbijania gwoździ” (choć m.in. przyjmujący Bartosz Kurek tychże gwoździ absolutnie nie oszczędzał), ale za to siły ataku rozkładają się bardziej równomiernie a już blok należy do zdecydowanych atutów drużyny. Aby nie zagłaskać można postawić pytanie czy naszym atutem jest zawsze obrona w polu, czy ogólnego obrazu troszeczkę nie przedobrzają znakomite popisy mego ulubionego siatkarza czyli „Igły” Ignaczaka.
Dwóch równorzędnych rozgrywających, Łukasz Żygadło i Paweł Zagumny, plusy i minusy tej rywalizacji. Dobrze ktoś ostatnio powiedział, że „Guma” jest zbyt doświadczonym zawodnikiem, stawiającym wysoko dobro zespołu, żeby nad nie przedkładać własne ambicje. Zresztą każdy z naszych rozgrywających ma własny styl, czasem trochę odmienne koncepcje; pozwala to trenerowi na bardziej urozmaiconą taktykę. Mając na myśli Zagumnego i Żygadłę nie przypadkowo użyłem słowa „rozgrywających” a nie „wystawiających”, bo to jednak różnica, której naszym kibicom, tak dobrze znających ulubioną siatkówkę, nie muszę tłumaczyć.
W Londynie, w turnieju olimpijskim, gramy w grupie kolejno z Włochami (29 lipca), Bułgarią, Argentyną, Wielką Brytanią, Australią. Szczególnie niebezpiecznymi przeciwnikami są dwa pierwsze zespoły, groźny może okazać się też ten trzeci, lecz nikogo nie wolno lekceważyć, z gospodarzami przede wszystkim. W dalszej fazie, do której, jestem przekonany, dotrzemy, nikogo słabszego już nie będzie.
Jak zwykle wszelkie prognozy są trudne i niebezpieczne. Czasem o powodzeniu ważnej akcji decyduje jakiś rzekomo mało znaczący detal. Niby to drobiazg, lub odrobina szczęścia. W sumie jednak armada trenera Anastasiego rozbudza nasze nadzieje. To wszakże tworzy presję. Czy się ją wytrzyma? – tu wyjdzie na jaw klasa zespołu.
Wracam na moment do sobotniego meczu z Bułgarią. Fatalnie sędziowanego. Nie było tendencyjności, ale taki poziom sędziowania nie przystoi na ważnych imprezach. Z liniowymi bywa (gdzie i kiedy – nie piszę, proszę byście Państwo sobie sami dopowiedzieli) wręcz czasem taki problem, że można się zastanowić, czy nie wypłacić im wcześniej honorarium i nie zaprosić w czasie meczu do bufetu na kawę. Bo lepiej aby ich na sali nie było. Wiem, że narażam się „mafii” sędziowskiej, w tym dobrym arbitrom, których też nie brakuje. Niemniej zastanowić się można, czy zawsze obsada meczów jest właściwa, czy nie działa tu mechanizm kolejkowy, bez uwzględnienia aktualnej dyspozycji. Może zresztą jest to nie do sprawdzenia „na zaraz”. Sygnalizuję problem, zupełnie bez przekonania, że zostanie rozwiązany. Podobnie, niestety, jak powtarzające się skandaliczne zachowania rzucających butelkami kibiców Bułgarii.
Nigdy nie zapomnę emocji, jakie towarzyszyły turniejowi olimpijskiemu w 1976 roku. Przekaz z Montrealu pozostawiał wiele do życzenia, nie mówiąc już o porze rozgrywania meczów (różnica czasu), ale „bomb” Wójtowicza i świetnych zagrań jego kolegów, nigdy się nie wyrzuci z wdzięcznej pamięci i serca. Oby tak było i po olimpiadzie 2012.