Pożegnanie Sebastiana
Chyba jak każdy z dużą przykrością przyjąłem wiadomość o zakończeniu kariery sportowej przez Sebastiana Świderskiego. Jakoś trudno sobie wyobrazić, że tego znakomitego siatkarza już nie zobaczymy na boisku. Ciągle odnawiające się urazy niestety spowodowały, że Sebastian postanowił zakończyć karierę. Może czuć się spełnionym siatkarzem. Od jego pokolenia, od „złotej drużyny Mazura” zaczęła się przecież dzisiejsza potęga polskiej siatkówki.
Szczytowym osiągnięciem w karierze Sebastiana Świderskiego było z pewnością zdobycie tytułu wicemistrza świata w 2006 r., ale medali i nagród przez wiele lat uskładał co niemiara. Był mistrzem świata i Europy juniorów, wielokrotnym mistrzem i zdobywcą Pucharu Polski, finalistą Ligi Mistrzów i Pucharu CEV, zdobywcą Pucharu Włoch, a także olimpijczykiem. W jego długiej i pięknej karierze zabrakło w zasadzie tylko olimpijskiego medalu. Świderski jeszcze próbował walczyć o start w swoich trzecich igrzyskach. Latem był przecież na zgrupowaniach kadry u Andrei Anastasiego. Niestety tym razem jego determinacja nie została nagrodzona. Na igrzyska do Londynu już nie pojedzie. Trochę szkoda, bo ta piękna kolekcja medali mogła być tam uzupełniona.
Świderski zostanie z pewnością na zawsze w sercach kibiców. Był bowiem przykładem dla wszystkich jak należy traktować karierę sportową. Zawsze jeśli tylko mógł stawiał się bez grymaszenia na każde zgrupowanie, na każdy obóz. A pracowitością zadziwiał wszystkich. Talent też to był ogromny, tak skocznego zawodnika jakim był w początkach swojej kariery, trudno było znaleźć w innych reprezentacjach. Przez tyle lat był niezwykle silnym punktem drużyny narodowej, Stilonu, Mostostalu czy włoskich klubów Perugii czy Maceraty. Widać też było jak jego zdanie liczy się dla wszystkich pracujących z nim szkoleniowców, którzy zresztą zawsze mogli na nim polegać w trudnych chwilach. W kadrze pracował przecież z tak znakomitymi szkoleniowcami jak Wagner, Mazur, Bosek, Wspaniały, Gościniak, Prielożny, Lozano czy wreszcie Anastasi. I wszyscy oni wypowiadali się zawsze na jego temat z największym szacunkiem.
Wiele lat jeździłem z kadrą na ważne sportowe imprezy i ze spotkań z udziałem Sebastiana Świderskiego szczególnie dwa momenty utkwiły mi najbardziej w pamięci. Pierwszy to mecz Ligi Światowej w Katanii z 1999 r., gdy młoda kadra Ireneusza Mazura stawiała czoło włoskim mistrzom świata, których prowadził doskonale nam znany… Andrea Anastasi. Doszło wówczas do dramatycznego tie-breaka, w którym przy prowadzeniu 14:13 i zagrywce Włochów trener Mazur poprosił o czas. Rozgrywający Paweł Zagumny zapytał trenera komu wystawić tę najważniejszą piłkę meczu i Mazur wskazał na Świderskiego. I Sebastian skutecznie zakończył ten mecz, a wówczas zwycięstwo Polski nad aktualnym mistrzem świata była nie lada sensacją.
Do dziś wspominam też ze szczegółami pamiętny mecz w Porto w kwalifikacjach do igrzysk w Atenach. Mecz z gospodarzami decydował o tym kto pojedzie na igrzyska. W tie-breaku przegrywaliśmy 7:11, gdy kontuzji nabawił się Dawid Murek. Trenerzy Gościniak i Prielożny wstawili wówczas Świderskiego, który tuż po wejściu na boisko podbił niesamowitą piłkę, dając tym samym sygnał do ataku dla naszej drużyny, która szybko odrobiła straty i wygrała ten jakże ważny mecz. Takich opowieści można snuć jeszcze wiele, bo Świderski to przecież przez te wszystkie lata zawodnik bez którego trudno było sobie wyobrazić drużynę narodową. Tak samo trudno sobie wyobrazić, że już go na boisku nie zobaczymy.
W życiu najważniejsze jest jednak zdrowie i o nie każdy z nas musi dbać szczególnie. Tak też zapewne myślał Sebastian, decydując się na przerwanie walki z własnym… organizmem. A na karierze sportowca życie się nie kończy. Sebastian wyróżniał się zresztą nie tylko na boisku, lecz także poza nim. Nigdy bezmyślnie nie wykonywał poleceń szkoleniowców i już wtedy było widać, że ma zadatki na dobrego trenera. Teraz ma podjąć pracę szkoleniową w drużynie kieleckiego Farta. Ciekawe jak mu pójdzie, bo przecież nie każdy wybitny zawodnik sprawdza się po zakończeniu kariery w innej roli. Za Sebastiana Świderskiego wszyscy jednak trzymać będziemy kciuki, by w nowej roli wiodło mu się nie gorzej niż na boisku. A za te lata wzruszeń, emocji i pięknych chwil radości wszyscy mu serdecznie dziękujemy! Powodzenia w nowej pracy!
Krzysztof Mecner