Pozostały wspomnienia
Z dużym zainteresowanie wszyscy czekają na losowanie grup tegorocznych mistrzostw świata. Zagra w nich męska reprezentacja, niestety po raz pierwszy od 1998 r. w finałach zabraknie polskich siatkarek. Niedawno przypomniałem w skrócie historię męskich mistrzostw świata. Teraz trochę o historii kobiecych mistrzostw. Polska zapisała w nich piękną kartę, ale cóż, pozostały nam obecnie jedynie piękne wspomnienia.
I mistrzostwa świata kobiet zorganizowano trzy lata później od męskich, w 1952 r. W czasie I mistrzostw mężczyzn w 1949 r. grano jednocześnie I mistrzostwa Europy kobiet. Potem aż do 1978 r. mistrzostwa kobiet i mężczyzn organizowano razem, dopiero potem je rozdzielono i rozgrywano w innych terminach.
W tych pierwszych mistrzostwach odnieśliśmy wielki sukces. To był jedyny turniej mistrzowski rozgrywany na otwartym powietrzu w Moskwie. Drużyna ZSRR była w tym czasie poza wszelką konkurencją, ale Polki w pięknym stylu wywalczyły wicemistrzostwo świata. Naszym głównym rywalem do tej lokaty, była świetna drużyna Czechosłowacji. Pokonaliśmy ją jednak bardzo pewnie 3:1. Gwiazdami tych mistrzostw była Aleksandra Czudina i Mirosława Zakrzewska. Czudina – medalistka olimpijska w lekkoatletyce została wybrana najlepszą atakującą. Zakrzewska dostała nagrodę dla najwszechstronniejszej siatkarki turnieju. Do dziś w wielu plebiscytach uznaje się ją za jedną z najlepszych w naszej historii. Jedyną drużyną pozaeuropejską były Indie. Siatkarki tego kraju grały w długich sukniach, co utrudniało im swobodę poruszania. Inne zespoły grając z nimi starały się jedynie… nie zrobić im krzywdy.
ZSRR wygrał potem dwie kolejne edycje mistrzostw w 1956 i 1960. Polki wciąż były absolutną światową czołówką. W 1956 r. w dość dramatycznych okolicznościach wywalczyły brązowy medal. Cztery lata później zajęły czwartą lokatę. W tych mistrzostwach w 1960 r. pojawiła się pierwszy raz Japonia i na inaugurację zdeklasowała polski zespół. W kraju uważano, że taki wynik to przekłamanie agencyjne, gdyż nikt nie chciał w to uwierzyć. Jednak w Japonii rodził się wielki zespół. W 1960 r. jeszcze przegrały minimalnie z ZSRR, ale dwa lata później w Moskwie zdeklasowały gospodynie, grając na niewiarygodnym poziomie. Polska zdobyła w 1962 r. swój trzeci medal mistrzostw świata. Skończyła turniej na trzecim miejscu. Na kolejny medal czekamy już ponad 50 lat.
Polki w 1964 i 1968 stały także na olimpijskim podium. Straciły wielką szansę na medal w 1967 r. Wtedy mistrzostwa świata zostały zbojkotowane przez większość drużyn i zorganizowano je w Japonii z udziałem zaledwie czterech ekip. Powodem było to, że Japonia nie uznawała NRD i KRLD, nie chcąc tym reprezentacjom wydać wiz wjazdowych.
Polki grały w kolejnych mistrzostwach świata w 1970, 1974 i 1978, ale sukcesów już nie odnosiły. Do 1978 r. tytułami dzieliły się drużyny ZSRR i Japonii.
Przełom nastąpił w 1982 r. Wtedy pojawiły się na arenie drużyny Chin, USA i Peru, które zdominowały kobiecą siatkówkę. Chinki wygrały dwie kolejne edycje mistrzostw świata. W latach 90-tych nie miała sobie równych drużyna Kuby mająca w składzie takie legendy jak Mireya Luis czy Regla Torres. Kubanki wygrały mistrzostwa świata w 1994 i 1998 r., a także trzy razy w tej dekadzie igrzyska olimpijskie.
W 2002 r. powróciła na areny reprezentacja Polski, ale podopieczne Zbigniewa Krzyżanowskiego nie wyszły z grupy. Turniej zakończył się sensacyjnym triumfem Włoszek, prowadzonych przez późniejszego selekcjonera polskiej kadry – Marco Bonittę. W 2006 i 2010 r. triumfowały siatkarki rosyjskie, pokonując w finale wielkiego faworyta jakim była Brazylia. Polska fatalnie grała w 2006 r. (tuż przed turniejem odszedł trener Andrzej Niemczyk) i nieźle, choć bez szczęścia, w 2010 r., gdzie zajęliśmy dziesiąte miejsce.
Faworytami tegorocznych mistrzostw będą zapewne drużyny spoza Europy. Brazylia, USA, znów znakomita Japonia i Chiny są wymieniane najczęściej jako kandydaci do medalu. Choć bez szans nie jest także Rosja, która akurat na mistrzostwach świata prezentuje wyborną formę i zawsze jest w czołówce. Nam pozostało czekać do kolejnych mistrzostw w 2018 r. Może wtedy nawiążemy do dawnych tradycji.
Krzysztof Mecner