PRZYGANIAŁ KOCIOŁ GARNKOWI
ZDANIEM WETERANA
PRZYGANIAŁ KOCIOŁ GARNKOWI
NOWY rok nastąpił no i mamy zalew różnych analiz, podsumowań, statystyk. Normalna kolej rzeczy, z gruntu pomocna, bez przesady by nie zanurzać całkiem głowy w tym gąszczu. Bo nie zawsze statystyka prawdę ci powie o w sumie nieudanym sezonie 2010 – jeśli chodzi o reprezentacje a nawet kluby ze Skrą włącznie, bo ta niby zaszła wysoko, ale ma możliwości i skład by pokazać więcej. Czy zrewanżuje się jeszcze w 2011 roku Trentino? Ostatnio Włosi grali idealnie, Skra dobrze, ale właśnie zabrakło jej czegoś co było w zasięgu. Takiej wewnętrznej mobilizacji, siatkarskiej charyzmy, gry stabilnej, do bólu upartej, z zagrywką przyjmowaną dokładnej, wykonywanej celnie, gry z polotem. Ideał? Czasem zdarza się jej tak grać, czasem…
Czasem też zapominamy się i zbyt subiektywnie podchodzimy do sprawy, co jest przede wszystkim prawem kibica nie komentatora. Gdy czołówki - klubowa, międzynarodowa, są bardzo wyrównane, pamiętajmy, iż każdy wynik możliwy, czasem decydują szczegóły, pech kontuzjogenny, dyspozycja dnia. Koniecznie doceniajmy przeciwnika no i oczywiście poziom gry.
Wracając do statystyki. Statystyka w secie lepsza dla drużyny a ta partię… przegrywa. Zdarzają się takie historie. Może się mylę ale obserwuję też zjawisko, że czym słabszy trener tym częściej się ową statystyką posługuje, wynajduje inne ofiary losu (też oczywiście winne) a sam próbuje z niej, statystyki robić zasłonę własnych błędów taktycznych, wynikających również z braku dostatecznego rozeznania i oceny sił własnych oraz, co ważne – to już cecha własna - z braku wyczucia, tzw. nosa. Jak ów nos potrzebny wiedzą trenerzy w rodzaju spryciarza nad spryciarze, mistrza Andrzeja Niemczyka. Natomiast dla komentatorów, którzy od siebie niewiele lub nic nie mają do powiedzenia – statystyka to wspaniałe danie, które w potężny sposób wypełnia pustą gębusię. Nie mam tu na myśli bynajmniej Wojciecha Drzyzgi, bo Wojtek w roli komentatora sprawdza się jak przystało na reprezentacyjnego niegdyś rozgrywającego. Nadal zdarza mu się jednak zapomnieć czasem, że to nie on teraz jest głównym aktorem na boisku. Nie przerywa wówczas potoku wyrażania jakiejś swojej głębokiej myśli, gdy na placu boju nagle się żarzy. Wybacz mi Wojciechu Wielce Szanowny te być może złośliwości, ale w faceta, który ma szanse stać się gwiazdą mikrofonu trzeba krytyką walić. To mu pomaga.
WIEM o tym, jak trudna jest praca sprawozdawcy, komentatora, znam ten „ogródek” i raczej staram się unikać recenzowania pracy kolegów. Takie moje, może i kumoterskie prawo. Ale tu zrobiłem wyjątek. Przy okazji dodam jeszcze, że dla mnie numer jeden to Tomasz Swędrowski, zwięzły, treściwy, świetnie łączący sprawozdanie z komentarzem. Tomasz Wojtowicz nie jest krasomówcą, ale jak mówi to z sensem. Kochany Irku Mazurze - mniej emfazy, więcej naturalności.
Uwaga do działalności młodszych kolegów. Splendoru na pewno nie dodaje nadmiar angielszczyzny, te ciągłe – piszę fonetycznie – czempions lig zamiast Liga Mistrzów, emvipi zamiast siatkarz meczu, itp.! Litości! Polacy nie gęsi, własny język mają! Synonimy – rozumiem lecz z umiarem. Jedyne co się faktycznie z angielszczyzny przyjęło to – fonetycznie - paip, bo krótkie słowo, a określa „wyprowadzenie ataku w kombinacji z zawodnikiem środkowym z piłki wystawionej do VI strefy”.
Przepraszam za te uwagi kolegów po fachu; jak by powiedziała znana już w moich tekstach jakże mi miła, mimo że krytyczna, moja Czytelniczka, miłośniczka języka polskiego – przyganiał kocioł garnkowi.
Nowy rok nie tylko może lecz musi być dla naszej siatkówki lepszy, stała się ona bowiem grą w Polsce niezwykle popularną, oglądaną masowo w „okienku”, a niektórzy sportowcy, jak Werblińska, Wlazły czy Winiarski, zyskują renomę gwiazd ekranu. Trzeba robić wszystko, by w konkurencji gier zespołowych dyscyplina nr 2 (no bo „kopanej” nie da się przeskoczyć) utrzymała swą pozycję. Grać dobrze i jak tylko możliwe – zwyciężać, oczywiście zdobywać punkty rankingowe tak potrzebne w perspektywie do wywalczenia paszportów olimpijskich. W Londynie polskiej siatkówki nie może zabraknąć.
Kończę bo lecę oglądać w Polsacie siatkówkę. Pełno jej na ekranie, dużo także w telewizji innych sportów, z jakże przeuroczą w swym czarującym, szerokim uśmiechu Justyną Kowalczyk. Wspaniała, utalentowana Góralka. Z jej pracowitości mogą wziąć przykład np. nasze siatkarki.
Janusz Nowożeniuk
PS. Bardzo nie podoba mi się, gdy trener pełniący okazyjnie rolę komentatora, podważa decyzje innego trenera, prowadzącego grający zespół (nawet gdy ma potem do niego stosunek czuły, acz patriarchalny). Mam do tej sytuacji stosunek krytyczny, nawet gdy dotyczy to mojego od lat znajomego.