PRZYSZEDŁ WALEC I WYRÓWNAŁ
ZDANIEM WETERANA
PRZYSZEDŁ WALEC I WYRÓWNAŁ
Lubię słuchać i czytać wiadomości warszawskie jako żem przyłatany warszawiak. Urodziłem się wprawdzie w Katowicach, gdzie przed wojną stacjonował znakomity (VM) 73 Pułk Piechoty ,w którym dowódcą batalionu był mój Ojciec, mieszkałem w czasie okupacji w Krakowie, po wojnie znów w Katowicach, ale od 1952 roku już na stałe w Warszawie. A więc to już, jeśli dobrze liczę, 61 lat pobytu w stolicy, kawał życia upoważniający do poczucia się mieszkańcem stolicy prawie z krwi i kości, facetem, którego zauroczyło to miasto wspaniałe swą fantastyczną przeszłością, także obecnym niezaprzeczalnym czarem nie tylko pięknej Starówki, także na przykład uliczki 29 Listopada, gdzie królowała stara hala Legii. Niegdyś ta częściowo drewniana budowla była podobno stajnią, w której stacjonowała sławna klacz Bułanka, naszego wielkiego Marszałka Piłsudskiego. Potem grali tu mecze siatkarze warszawskiego klubu. Widownia ciaśniuteńka, na miejscach prasowych opieraliśmy się prawie plecami o ścianę mając z przodu, bliziutko nóg, linię boiska no i niebezpieczeństwo ze strony szarżującej padem za piłką osoby. Jeśli nieoczekiwanie trzymało się w objęciach zawodniczkę, to nawet przyjemność, ale jakiegoś drągala w rodzaju na przykład królującego w tej hali Edzia Skorka czy potężnego Romka Paszkiewicza… Ale furda tego rodzaju „przygody” – w hali panowała atmosfera wspaniałej siatkówki, mocno innej w latach pięćdziesiątych niż obecnie po wielu regulaminowych zmianach, ale zawsze gry trzymającej widza w napięciu, pełnej błysków, wzlotów i upadków, mnogości niespodzianek. Gospodarz hali, pan Paczkowski (vel Paszkowski) dodawał czadu w kaloryferach, miejscowi byli przyzwyczajeni ale przyjezdni zawodnicy super się słaniali w piątych setach, jeśli do nich dochodziło. Pamiętam tłumy kibiców przed kasami i ściśniętych na mini widowni szczęśliwców, którym się udało dostać do środka i oglądać w akcji swą siatkarską Legię, czasem trochę „cudzoziemską”, bo z powoływanymi do wojska siatkarzami spoza stolicy.
Hala przestała pełnić swą sportowo-wyczynową funkcję, ale pozostała jako uznany oficjalnie zabytek. Ale furda tam zabytki, przyszedł walec i wyrównał. Może będzie jakaś finansowa kara, lecz co to dla tych budowlańców, którzy zawładnęli placem. A gdyby tak obciążyć odpowiednim mandatem konkretnie tego osobnika który wydał decyzję! Łup po kieszeni fagasa.
Jak ten czas leci. Czasem jeszcze wydaje mi się, że słyszę głos telefonującego z jakąś nową ostrą sprawą Jurka Wagnera ( który miał zwyczaj opieprzać mnie, biedaka, za każdy tekst, który mu się nie podobał - szkopuł w tym, że nie zawsze mój, ale ja dostawałem za kolegów po głowie) a to już w Płocku zakończył się jedenasty Memoriał Jego imienia. Gospodarze wygrali tę imprezę lecz tylko dzięki temu, że Rosjanie nieopatrznie przegrali coś tam po drodze, nas natomiast pokonali w czterech setach. Trener Anastasi traktował ten turniej trochę nietypowo dokonując licznych roszad w szóstce, z Rosją nie zagrał nasz najlepszy gracz, Bartosz Kurek. Trochę szkoda, ale „Anastas” chyba wie co robi przygotowując drużynę do coraz bliższych (20-29 września) mistrzostw Europy. Faworytem tej imprezy będą Rosjanie – potężna siła ataku, w ogóle zespół -klasa, na który jednak można próbować szukać recepty np. w zagrywce czy bloku.
Już można sobie ostrzyć apetyt na te mistrzostwa Starego Kontynentu – będzie się działo!
Warszawa, 9 września 2013