Pucharowe fatum akademików
Cieszymy się z dobrych wyników naszych drużyn w europejskich pucharach. Skra i ZAKSA pewnie zmierzają do fazy play off Ligi Mistrzów, Resovia przebrnęła pierwszą przeszkodę w Pucharze CEV i zapowiada walkę o to trofeum. Jedynym „zgrzytem” w tym paśmie sukcesów jest wyeliminowanie z Pucharu CEV – Tytana AZS Częstochowa przez turecki Halkbank Ankara.
Drużyna z Częstochowy jakoś wybitnie nie ma szczęścia do gier w europejskich pucharach. Przed rokiem też wypadła najsłabiej z polskich drużyn odpadając szybko z Challenge Cup w starciu z zespołem z Izraela Maccabi Tel Aviv. A jest to klub, który w historii zmagań o europejskie trofea rozegrał z polskich zespołów najwięcej spotkań i gra w tych rozgrywkach od 1989 roku, występując we wszystkich w historii rodzajach pucharów, także tych już obecnie nieistniejących.
By osiągnąć wielki sukces w pucharowych zmaganiach trzeba mieć czasem też trochę szczęścia, choćby w losowaniu przeciwników. A akademicy w zasadzie nigdy tego szczęścia nie mieli.
Pamiętam pucharowy debiut AZS Częstochowa, późną jesienią 1989 r. gdy zmierzyła się w Pucharze CEV ze znanym włoskim klubem Eurostile Montichiari. Był to zresztą pierwszy występ polskiej drużyny w tym pucharze, będącym wówczas trzecim pod względem rangi (po Pucharze Mistrzów i Pucharze Zdobywców Pucharów). W tamtych latach polska siatkówka była w głębokim kryzysie. AZS przegrał pierwszy mecz we Włoszech gładko zdobywając w trzech setach tylko 13 małych punktów (to jeszcze przy starym systemie liczenia). Pojechałem jednak na mecz rewanżowy do hali „Polonia” by zobaczyć wielkie ówczesne gwiazdy siatkówki, które w tamtych latach bardzo rzadko gościły w naszym kraju. W Montichiari grali bowiem m. in. mistrz świata Martinelli i dwaj słynni cudzoziemcy – olimpijski medalista z Seulu Raul Quiroga (jego bratanek gra obecnie fantastycznie w reprezentacji Argentyny) i późniejszy mistrz olimpijski z Atlanty Holender Jan Posthuma. W AZS grali wówczas obecny trener ZAKSY – Krzysztof Stelmach i trener Politechniki Radosław Panas, a także dzisiejszy senator Andrzej Szewiński, Dariusz Stanicki, Marek Kwieciński, Andrzej Solski czy Dariusz Marszałek. Akademicy wygrali rewanż 3-1 co było sporym sukcesem, ale do dalszej rundy już nie awansowali.
Potem AZS Częstochowa był przez wiele lat najlepszą polską drużyną, ale w pucharach zawsze coś mu stawało na drodze do sukcesów. W 1995 r. przegrał z Belgami z Zellik ... jednym małym punktem, a pewnie grałby wówczas w finale PEMK. Gdy w 1996 r. utworzono rozgrywki grupowe PEMK akademicy pokonali słynne drużyny AS Cannes, Noliko Maaseik czy Sisleya Treviso. Awansu do finału jednak nie wywalczyli bo przegrali u siebie z Vildogą Ryga 2-3. Mieli w tym meczu meczbole, do dziś pamiętam atak Michała Chadały, który mógł dać wygraną, a który Łotysze powstrzymali blokiem.
W kolejnych latach było podobnie, zawsze czegoś brakowało, a były to czasy gdy akademicy mieli świetny zespół na miarę europejskiej czołówki. W turnieju finałowym europejskiego pucharu akademicy grali tylko raz w nie istniejącym już obecnie pucharze o nazwie Top Teams Cup. W 2002 r. pod kierunkiem Ireneusza Mazura awansowali do finału i wystarali się o organizację decydującej rozgrywki. Były wielkie nadzieje na wygraną. Przegrali jednak półfinał z późniejszym triumfatorem Knack Roeselare i musieli się zadowolić brązowym medalem. Gwiazdą Roeselare był wówczas obecny rozgrywający Skry – Miguel Angel Falasca.
Podobnie nieszczęśliwie przez wiele lat akademicy grali w Pucharze Polski. Choć regularnie zdobywali mistrzostwa Polski, krajowego pucharu bardzo długo nie potrafili zdobyć. Dopiero w 1998 r. sięgnęli po taki sukces, na kolejny też czekali długie 10 lat.
W Częstochowie na wielu pucharowych meczach przez te minione lata przeżyłem wiele niezapomnianych emocji i dlatego trochę boli mnie serce, że wciąż akademikom nie udaje się odnieść na europejskiej arenie wielkiego spektakularnego sukcesu. Nie tracę jednak nadziei. Tytan AZS odpadł wprawdzie z Pucharu CEV, ale będzie grał w Challenge Cup i może tam powiedzie mu się lepiej. W 2009 r. Jastrzębski Węgiel też szybko odpadł z Pucharu CEV, ale potem w świetnym stylu doszedł aż do wielkiego finału Challenge Cup, gdzie dwie piłki dzieliły go od zdobycia pucharu. Może AZS pójdzie w jego ślady, czego oczywiście Dawidowi Murkowi i jego kolegom serdecznie życzę.
Krzysztof Mecner