WĘGIEL NA POCIESZENIE…
Niedawno trochę zgorzkniały weteran sypał głowę za owe zgorzknienie popiołem, teraz, niestety, nie ma powodów do wybuchu radości za ostateczne efekty startów polskich drużyn w europejskich pucharach, została raczej do wypicia czara goryczy. Piszę to „raczej” dlatego, że mamy przecież w Finale Czterech siatkarzy Jastrzębskiego Węgla i to z szansami na sukces. Wprawdzie Challenge Cup to niższa ranga niż Puchar CEV a tym bardziej Liga Mistrzów, ale i w tym – jak go nazwałem – pucharze pocieszenia znalazły się też znaczące zespoły a wyeliminowanie takiej firmy jak Sisley, mimo, że minęły lata świetności tej drużyny, jednak się pozytywnie na koncie jastrzębskich liczy.
Mimo, że odpadli, zrobili również swoje, dobrze pogrozili włoskim mistrzom, siatkarze jakże odmłodzonego (z musu, bo z kasą klubu cieniutko) częstochowskiego AZS. Jesteśmy mu wdzięczni za chwile pełne radosnego zaskoczenia z postawy naszych dzielnych Tytanów. Na temat Muszynianki w jej meczach z Turczynkami (także np. ligowego występu w Mielcu) nie chcę się - przez litość i pamięć o wyeliminowaniu Cannes - wypowiadać. Także nie zabiorę głosu na wywoływane ostatnio tu i ówdzie pytanie, czy duży potencjał Muszynianki byłby lepiej wykorzystany, gdyby miała ona innego trenera.
Skra pechowo trafiła do niezwykle silnej grupy LM, a potem, po porażkach z Friedrichshafen, które niestety miały wpływ na ustalenie kolejnych przeciwników – na tak silne drużyny rosyjskie jak Dynamo i Iskra. Niestety, decydujący mecz z Odincowem, przekreślił nadzieje i to w sposób katastrofalny. Bełchatowianie nie mieli nic do powiedzenia, ustępowali przeciwnikom pod każdym względem. Straciła większy sens dyskusja, czy Migeul Falasca grał za mało środkiem, bo nasi środkowi także grali do luftu, podobnie jak nie spełnił oczekiwań Mariusz Wlazły, nie wiele przy siatce przypominający świetnego siatkarza z meczu z Iskrą w Łodzi, czy zupełnie zagubiony Dawid Murek i tak dalej i dalej. Po sukcesie w finale PP, nadszedł dzień ponury. Zabrakło sił, konceptu, sam w końcu nie wiem czego, bo właściwie brakowało wszystkiego.
Żal serce ściska, że tak klasowa jednak Skra nie przebiła się na sam szczyt Ligi Mistrzów. Pod tym kątem była przecież montowana i już sobie teraz wyobrażam, jaka na temat tego montażu rozwinie się dyskusja. Miałem zamiar zabrać głos choćby w sprawie Falaski, jak mi się wydawało zbyt tendencyjnie krytykowanego, bo prawda w tej sprawie tkwiła chyba gdzieś pośrodku. Ten nie super wybitny, ale na pewno dobry rozgrywający, mistrz Europy przecie, może nie artysta-reżyser lecz gracz z mocnymi atutami np. w bloku i zagrywce, wyrobił sobie wśród kolegów (m. in. u Dobrowolskiego) i trenerów o wiele lepszą opinię, niż wśród niektórych ludzi mediów szukających chwytliwych tematów. Po czarnym czwartku przeszła mi jednak ochota do jakiejkolwiek polemiki. Prawo weterana z zszarpanymi nerwami po tej nieszczęsnej bezradności w walce z doskonale grającym w swej sali zespołem Iskry.
Na pocieszenie pozostaje fakt, że w europejskiej czołówce, w której bełchatowianie mają jednak swoje miejsce, stawka jest tak wyrównana, że dzisiejszy zwycięzca może polec jutro. Decyduje dyspozycja dnia, trafnie dobrana na tenże dzień taktyka, łut szczęścia. Inni też starają się o wzmacnianie składów, tyrają nad formą. Wygrać chce każdy.
Na pocieszenie także wspomnienia wygranych ważnych meczów i Skry i innych naszych drużyn w europejskich pucharach, m.in. wielu fragmentów wspaniałej gry właśnie Skry, walecznej Częstochowy, zwycięstw siatkarek Farmutilu na finiszu meczów grupowych, Muszynianki z Cannes, pięknych emocji, jakie nam nasze drużyny darowały. Krytykując zaś ,analizując i rozdzielając włos na czworo w temacie, który jest za szeroki, by go tu rozwinąć, (wiedząc zresztą, że rozwijają go na co dzień i rozwijać będą tacy specjaliści jak np. Wojciech Drzyzga i Ireneusz Mazur) pamiętajmy jednak o rozsądku i umiarze no i o tym oczywiście, że na europejskich pucharach sezon się nie kończy.
Jeszcze z innej beczki. Z uwagą oglądałem finał PP siatkarzy, chciałem znaleźć jakąś rysę w organizacji tej imprezy, bo po pierwsze – krytyka nigdy nie wadzi, po drugie – dano mi na tej stronie głos niezależny, chciało by się więc potwierdzić, że nikomu, nawet gościnnym gospodarzom PlusLigi, nie zamierzam kadzić. Ale trudno się do organizacji imprezy w Kielcach przyczepić. Ja w każdym razie „w okienku” widziałem same plusy, z próbą, oby ją kontynuowano, telewizyjnych podglądów akcji, których ocena sędziowska wywoływała dyskusje. Coś w rodzaju tego, co istnieje już w tenisie. Brawo! Trochę szkoda tylko, że tak słaby opór stawiali Skrze przeciwnicy, że ogólnie poziom sportowy nie poszedł tak wysoko za organizacją, choć na brak emocji np. w meczu Zaksy z AZS Olsztyn nie mogliśmy narzekać. No i nie będziemy narzekać na brak dobrych, dramatycznych widowisk w dalszej części ligowego finiszu, co gwarantuje weteran.
Janusz Nowożeniuk
Powrót do listy