ROBERTO POD ŻÓŁTYM PRYSZNICEM
ZDANIEM WETERANA
ROBERTO POD ŻÓŁTYM PRYSZNICEM
TAK jak pisałem w swoim poprzednim tekście - w półfinałach play off PlusLigi jest wszystko pod nieobliczalnym wpływem wysokiego napięcia. Zdarzają się więc nerwowe serie błędów, są też jednak fragmenty znakomitej gry a już na pewno nie brakuje emocji. Takich jak w piątek, kiedy to Resovia znakomicie wykorzystała słabszą dyspozycję mistrza z Bełchatowa wygrywając z nim w tie breaku, czy w rozgrywanym w sobotę prawie trzygodzinnym pojedynku Jastrzębia z Zaksą, w którym siatkarze Jastrzębskiego Węgla byli blisko utraty szansy gry w finale. Czy to Zaksa grała tak wspaniale, czy też Jastrzębie poniżej możliwości, że doszło do remisowego 2-2 bilansu meczów - zostawiam ten temat memu partnerowi, redaktorowi Mecnerowi, niech nicuje wielką czwórkę na czele z Jastrzębiem, bo to drużyna z jego regionu. Podobnie jak Krzysio jestem zdania, że Jastrzębski ma dobry skład, silny atak z Igorem Judinem, Pawłem Abramowem, Benjaminem Hardym, inne atuty w tym rozegranie Grzegorza Łomacza, „liberalizacja” Pawła Ruska, ale – to już moja opinia - coś mi w tym wszystkim brakuje. Jakoś ogień czasami jednak przygasa i równo przez długi czas grająca drużyna, dobrze rozkładająca siły i zadania ma jakieś hamulce. Psychika?
Coś, co naprawdę trudno mi precyzyjnie określić, brakuje też pierwszemu finaliście, Skrze. Potencjalnie na pewno przy swym silnym, szerokim składzie, pełnym reprezentantów Polski (i trzech z innych krajów) - faworytowi rozgrywek. Lecz jak się Skrę mocno przyciśnie, znajdzie się sposób na jej mocny blok (wielka rola rozgrywającego przeciwników bełchatowian) ,wstrzela się zagrywką dezorganizując choć trochę dobre przyjęcie, może się zacząć proces pękania. Lub jeśli się ostro i ze szczęściem zacznie, to czy bełchatowianie, którzy dotychczas najczęściej w pierwszych setach raczej się dopiero rozkręcali, porządkowali grę, wykonają to swoje zadanie wychodząc w następnej partii w nowej skórze. Raczej tak, ale...
W walce o brąz nie można nie doceniać Resovii, jednak bez Aleha Akhrema (lub z rehabilitantem Akhremem), za to z młodym Mateuszem Miką, który pokazał się w szóstce z konieczności i spisał się ten duży talent nadspodziewanie dobrze. Lecz czy utrzyma tą dyspozycję... Ale są przecież inni wybitni w tej drużynie z rozgrywającym Rafaelem Redwitzem, Mikko Oivanenem, Krzysztofami Gierczyńskim i Ignaczakiem na czele. Zresztą co ja tu gadam – wyniki pokażą co będzie. Mnie z tej pierwszej czwórki zespołów najbardziej nieobliczalnym, zdolnym do każdej absolutnie niespodzianki, okazuje się Zaksa. Wyrównana drużyna z m.in.` nietuzinkowym rozgrywającym Michałem Masnym, Tuomasem Sammelvuo, Kubą Jaroszem, grającym w kratkę, czasem znakomicie nad blokiem lecz również bywa, iż zbyt nieokiełznanie. Trener Krzysztof Stelmach w pierwszych meczach półfinału – takie odniosłem wrażenie – reagował na grę podopiecznych chyba zbyt emocjonalnie. Potem się to korzystnie zmieniło.
* * *
TU WKRACZAM na niebezpieczne pole – ocenę trenerów a to zbyt trudne zadanie. My oceniamy ich wprawdzie po formie, aktualnej grze prowadzonych przez nich zespołów, nie wiele jednak wiemy np. o przeszkodach, jakie mogą nie tylko w zdrowiu zawodników napotykać, możliwościach w przygotowaniach i innych subiektywnych czynnikach. Ale są momenty, gdzie człek może śmiało mówić co mu się w trenerskiej działalności podoba lub nie, jak na przykład zwyżkująca forma Resovii pod czujnym okiem Serba Ljubomira Travicy. Ten wykres wyraźnie został wycelowany w górę, może tylko ze zbyt mocnym opóźnieniem. Przypomnieć sobie słabe początki nie dotartej jeszcze drużyny, które zresztą przekreśliły Resovii, realną w innym układzie półfinałów, szansę na finał. Ale nie od razu Kraków zbudowano, jeśli Travica zostanie, Resovia się jeszcze wzmocni to ho.ho...
Ale teraz o tym niepodobaniu. Uznanie dla pana Roberto Santilliego za fachowość, wyraźne lecz nie dogmatyczne prowadzenie zespołu Jastrzębia, ale przyjeżdżając za niemałe w końcu pieniądze do Polski powinien się swym zachowaniem lepiej dopasować do panujących u nas zwyczajów. Tu zaś nie ma np. takich cyrków jak choćby we Włoszech gdzie trenerzy i zawodnicy wykłócają się niemal o każdą piłkę. Targowisko. Prawda, jest dużo piłek, które trudno ocenić, chodzi mi np. o dotknięcie bloku. Ale sędzia ze swego stołka lepiej to widzi niż trener a to co piszę zazwyczaj potwierdzają telewizyjne powtórki. Nie mające niestety zastosowania takiego jak w PP, gdzie na żądanie można było w „okienku” przeanalizować sytuację (brakuje kasy na taką innowację w PlusLidze). Ale my telewidzowie widzimy, ile niesłusznych pretensji w różnych meczach mają czasem trenerzy. W tym pan Roberto. Dostał wreszcie za to, słusznie od sędziego Twardowskiego żółtą kartkę i jego zespół stracił punkt w półfinałowym meczu z Zaksą. Ta kartka mu się należała, ostudziła wyraźnie temperament Włocha. Tu jest jeszcze inny aspekt sprawy. Zdajcie sobie sprawę, niektórzy panowie trenerzy, jak tymi swoimi emocjonalnymi protestami demobilizujecie wasze zespoły, pozbawiacie je spokoju, po prostu źle je uczycie. Jeśli chcą zawodnicy(czki) zostać sędziami niech się zapiszą na kurs. Proszę ich nie zachęcać by brali z was przykład i robili na boisku rumor przy każdej kontrowersyjnej akcji. Natomiast inna sprawa to poziom sędziowania, nie zawsze – delikatnie mówiąc - zadowalający, o czym będzie jeszcze okazja pisać.
Zaś w dyskusji na temat trenerów polskich i zagranicznych, porównaniach, czasem krańcowych, nie wezmę udziału. Mnie się wydaje, że nie wszystkim naszym trenerom nie chce się nowinek uczyć, ale chyba są też i tacy zapominający, że czas leci szybko, siatkówka się zmienia a w rozwiązaniach taktycznych w sumie nasi niegdysiejsi uczniowie, Włosi i inni dawno nas wyprzedzili. Przyjazd do Polski trenerów z zagranicy jest dla naszej siatkówki z dużą korzyścią – patrz osiągnięcia Daniela Castellaniego. Gdyby tak połączyć zagraniczną precyzję z polską fantazją, konieczną, bywa, improwizacją, pozostawieniem zawodnikom czasami wolnej ręki – to byłoby coś. Jeśli bym napisał – czekamy na nowego Wagnera nie było by to prawdą, bo Wagner nowy jest – Grzegorz. Ale czy on zostanie tym polskim trenerem, którego będą podpatrywać zagraniczni szkoleniowcy. Daj mu Boże ale może wypłynie inny rodak. Byle by z tej rywalizacji trenerskiej zagraniczno-polskiej coś się dla nas wielce korzystnego narodziło.
Janusz Nowożeniuk