Równość szans
Przegrane Justyny Kowalczyk z Norweżką Bjoergen dwa biegi olimpijskie spowodowały w naszym kraju niemal narodową dyskusję na temat wspomagania i dopingu w sporcie oraz równości szans. Fakt, że Kowalczyk jest jedyną zawodniczką czołówki światowej, która nie choruje na astmę i w związku z tym nie może przyjmować wspomagających leków, które są na zakazanej przez FIS liście nie dotyczącej jednak tych chorujących na astmę. Już teraz wielu mówi, że nasza Justyna też wkrótce „będzie musiała” na astmę zachorować. Z astmatykami problem ciągnie się od lat. Już na igrzyskach w Monachium w 1972 r. złoty medal odebrano amerykańskiemu pływakowi Rickowi DeMontowi, który był chory właśnie na astmę i przeciwko niej zażywał nieodpowiednie medykamenty.
Wspomaganie i doping to rzeczy które zaszkodziły wielu dyscyplinom sportu. W siatkówce na szczęście ten problem jest marginalny i nigdy nie był w zasadzie przedmiotem takich rozważań, jak w sportach stricte siłowych. W siatkówce oprócz przygotowania fizycznego równie ważna jest „myśląca głowa”, a na to żadnego dopingu jak na razie nie wymyślono. To nie znaczy, że w volleyballu ten problem zupełnie nie występuje i nie należy na niego specjalnie zwracać uwagi.
Na dopingu łapano siatkarzy i siatkarki także w czasie tych najważniejszych imprez: Igrzysk Olimpijskich, mistrzostw świata czy mistrzostw Europy. Pierwszego złapano w 1970 r. na mistrzostwach świata w Bułgarii nieżyjącego już Zdzisława Ambroziaka, a cała ta historia prawdopodobnie spowodowała, że Polska mimo pokonania ZSRR nie zdobyła wówczas medalu. Sam Zdzisław wiele razy o tym opowiadał, nie mając pojęcia skąd te niedozwolone substancje znalazły się w jego organizmie, podejrzewał nawet konkurentów o jakieś niecne czyny.
W latach 70 i 80 legendy krążyły o siatkarkach NRD, bo wszyscy byli przekonani, że jak większość sportowców tego nieistniejącego już kraju coś przyjmowały, szybko awansując do światowej czołówki. Krążyły legendy iż np. celowo zachodzą w ciążę i usuwają je przed najważniejszymi imprezami by zwiększyć wydolność organizmu. O różne historie podejrzewano w tamtych czasach także Chinki, zresztą jedną z ich najlepszych w historii siatkarek Wu Dan złapano na dopingu w czasie igrzysk w Barcelonie, co było wówczas wielkim skandalem.
W 1987 r. na dopingu w czasie mistrzostw Europy złapano Szweda Hakana Bjoerne. Szwedzi byli wówczas rewelacją imprezy i wszyscy typowali ich do medalu. Mimo odebrania im punktów za doping siatkarza i tak awansowali do półfinału, ale potem medalu nie zdobyli przegrywając mecz o brąz z Grecją, którą rozbili w meczu eliminacyjnym. Krążyły słuchy, że to międzynarodowa federacja „przymusiła” ich do tego kroku, nie chcąc skandalu i różnych protestów po mistrzostwach.
W naszej lidze też przecież zdarzały się przypadki dopingowych afer. Złapano np. jedna z grających u nas Rosjanek, a najgłośniejszy był przypadek Ewy Kowalkowskiej, która po zażyciu lekarstw na przeziębienie została zdyskwalifikowana, a jej klub Pałac Bydgoszcz ukarany odebraniem kilkunastu punktów. Jak na ironię trener Pałacu Jerzy Skrobecki był też trenerem kadry narodowej i na mistrzostwach Europy w 1997 r. dotknął go podobny przypadek. Polki wówczas nie awansowały do półfinału, gdyż przegrały z Bułgarią. Asem rywalek była Antonina Zetowa, która w kolejnym meczu z Rosją (przegranym) została złapana na tym samym przewinieniu co w naszej lidze Kowalkowska. Polska walczyła by Bułgarkom odebrać też punkt za przegrany mecz (tak u nas zrobiono z Pałacem), ale organizatorzy mistrzostw ograniczyli się tylko do odjęcia Bułgarkom małych punktów.
To tylko nieliczne wyjątki. Tych dopingowych historii w siatkówce było znacznie więcej, ale w ostatnich latach jest tego zdecydowanie mniej co cieszy. Wygląda na to, że FIVB z problemem dopingu w siatkówce się jakoś uporała i problemów żadnych w tym względzie nie ma, choć kontrole są nieustanne i dobrze, bo z tymi co próbują oszukiwać w sporcie należy walczyć.
Justyna Kowalczyk ten złoty medal w końcu i tak pewnie wywalczy choćby rywalki zażywały nie wiadomo co. Wszyscy sympatycy siatkówki jej tego serdecznie życzą.
Krzysztof Mecner