ROZCZAROWANIE
ZDANIEM WETERANA
ROZCZAROWANIE
Muszę powtórzyć za moim ulubionym komentatorem, który zawsze ma rację (no może czasem – częściowo) czyli nieocenionym Wojciechem Drzyzgą: - jestem rozczarowany. Czym?
Po pierwsze - grą kędzierzyńskiej Zaksy w sobotnim meczu w Finale Czterech w Omsku. Nie chodzi mi o przegraną z Bre Banca Lannutti Cuneo – jak brzmi pełna nazwa świetnego włoskiego klubu. Przegrać z takim przeciwnikiem nie wstyd. Mam natomiast cichą pretensję o nie wykorzystanie w tym spotkaniu wszystkich szans, o taką rękę czasem jakby wstrzymywaną być może obawą przed ryzykiem. Przed tym spotkaniem przyjmujący Uralu Ufa Aleksiej Spiridonow prognozował wygraną Włochów, wskazując, że decydujące znaczenie będzie miało rozegranie Nikoli Grbica. Dodał, że Zaksa ma również w Pawle Zagumnym dobrego rozgrywającego, ale nie będzie on miał takiego jak Serb wsparcia w ataku. Nic dodać do słów Spiridonowa, nic ująć. Oj Boże, gdybyśmy mieli w drużynie jeszcze kogoś tak skutecznie grającego jak Michał Ruciak.
Po drugie - przegraną Zaksy w niedzielę 17 marca w meczu o trzecie miejsce z Zenitem Kazań. Wprawdzie pierwsze dwa sety kędzierzynianie zaczęli w niezłym stylu, wygrali drugą partię, mając najlepszego gracza w Luizie Felipe Fontelesie, ale już wówczas popełniali za dużo błędów, szczególnie w przyjęciu. Kiepsko znów grał nasz libero. No i niestety odprężenie po wygranej partii, co przeciwnik wykorzystał bezlitośnie. Sądzę, że gdyby Zaksa zagrała jak to się mówi – na maksa, równo w całym meczu, co ważne – z sercem - stać by ją było na pokonanie drużyny z Kazania.
Słowem – nie wykorzystana szansa. Drużyna mająca silny skład z Pawłem Zagumnym, Juryjem Gladyrem, Marcinem Możdżonkiem, Antoninem Rouzier, Felipe Fontelesem, Michałem Ruciakiem, Łukaszem Wiśniewskim, Piotrem Gackiem, Serhijem Kapelusem, Grzegorzem Pilarzem (sami znaczący gracze), świetnego trenera Daniela Castellaniego i pomagającego mu Sebastiana Świderskiego, powinna jednak więcej zdziałać niż teraz w Omsku.
Tak przy okazji ruszam pewną nurtującą mnie sprawę, dotyczącą tak zwanego przesadyzmu. Pisałem o zwycięstwie Muszynianki w Pucharze CEV : „sukces polskiej drużyny niewątpliwy, choć nie przesadzałbym w superlatywach, na te przyjdzie czas, gdy Muszynianki osiągną coś znaczącego w Lidze Mistrzyń a jest to, moim skromnym zdaniem, w granicach ich możliwości”. Przypominam te zdania nie bez przyczyny. Otóż tak bywa i jest to naturalne, iż gdy długo brakuje znaczących dokonań, gdy owe się pojawią – łatwo jest wpaść w przesadę w używaniu gorących przymiotników. Przypomnijmy więc, że Puchar CEV to impreza przeznaczona dla zespołów, które sobie nie poradziły, odpadły z finałowej konkurencji w Lidzie najważniejszej czyli Lidze Mistrzyń. W niej Muszyniance nie udała się sztuka jaką się popisali siatkarze Płomienia Sosnowiec Milowice. Oni w 1977 roku stanęli na najwyższym podium europejskiej imprezy, zdobywając Puchar Europy. Puchar CEV to jednak nie to samo trofeum co Puchar Europy – nagroda dla najlepszej drużyny kontynentu, obecnie triumfatora Ligi Mistrzów(Mistrzyń). Czasem warto wylać kubełek zimnej wody na zbyt rozpalone, niewątpliwym zresztą sukcesem, głowy.