Rzeszów się doczekał
Finał tegorocznego play off PlusLigi mimo wszystko zaskoczył siatkarskich kibiców. Wielki faworyt rozgrywek PGE Skra Bełchatów przegrał finałową rywalizację z Asseco Resovią i po siedmiu latach panowania na polskich parkietach oddał mistrzostwo Polski rywalom. Resovia tak jak ZAKSA czy Jastrzębski Węgiel była wymieniana w gronie drużyn mogących zdetronizować Skrę, ale przebieg sezonu jasno wskazywał faworyta. Skra prowadziła po zasadniczej części sezonu, zdobyła Puchar Polski i srebro w Lidze Mistrzów. A jednak jeszcze raz okazało się, że w sporcie nie ma nic pewnego, a medali nie rozdziela się za zasługi. Mamy więc nowego mistrza Polski ku radości nie tylko rzeszowskich kibiców.
Do Resovii wielu kibiców ma szczególny sentyment. Legenda tego klubu żyje od lat 70-tych gdy „mistrzowie podwójnej krótkiej” dominowali w naszej lidze w latach 70-tych. Resovia w 1971 r. zdobyła swój pierwszy tytuł mistrza Polski, łamiąc hegemonię klubów warszawskich (AZS AWF i Legii), które dominowały w ekstraklasie w latach 50 i 60-tych. Teraz legenda rzeszowskiego odżyła. Po 37 latach przerwy stolica polskiej siatkówki znów jest w Rzeszowie i przy okazji złamano z kolei hegemonię klubu z Bełchatowa.
Przez lata w rzeszowskim klubie różnie się działo. Nigdy do tych wielkich osiągnięć jakie odnosili siatkarze Resovii pod okiem nieżyjącego już Janusza Strzelczyka i Władysława Pałaszewskiego (mistrzostwa Polski 1971, 1972, 1974, 1975) nie nawiązano. Owszem jeszcze wiele lat klub liczył się w walce o medale, zdobywał Puchary Polski, ale mistrzostwa aż do tej pory nie zdobył. Był okres ciężkiego kryzysu, gdy Resovia spadła z ekstraklasy i tułała się po niższych klasach rozgrywkowych. Jednak od paru lat klub krok po kroku podnosił swój poziom. Coś zawsze stawało na przeszkodzie. Teraz po 37 latach przerwy znów cały Rzeszów świętuje. Sukces smakuje tym bardziej, że niewielu stawiało na zespół Andrzeja Kowala. Tymczasem młody szkoleniowiec może mieć powody do dumy. Dokonał tego co nie udało się jego słynnemu poprzednikowi Ljubomirowi Travicy.
Skra nie poprawi więc słynnego rekordu AZS AWF Warszawa, który 10 razy z rzędu zdobywał mistrzostwo kraju. W Bełchatowie po siedmiu kolejnych trofeach na pewno panuje rozgoryczenie. Drużyna pokpiła sprawę u siebie, gdzie dwa razy przegrała stawiając się „niejako pod ścianą”. Podpadła też całej Polsce wybuchem złości na sędziów po drugim finałowym meczu. Przegrać też trzeba umieć z klasą bo po tym poznaje się prawdziwych mistrzów.
Ten wybuch nerwów chyba jednak oddaje też napięcie jakie towarzyszyło siatkarzom Skry. Z pewnością czuli na sobie presję ogromnych oczekiwań. Po siedmiu mistrzowskich laurach jest zrozumiałe, że zdobycie wicemistrzostwa Polski przez wszystkich traktowane jest nie jako sukces, ale dotkliwa porażka. Trudno jednak by Skrę traktować inaczej, gdy na zawodnikach tego zespołu oparta jest przecież drużyna narodowa, która w co wszyscy wierzymy będzie walczyć o olimpijskie podium.
Takie nieoczekiwane rozstrzygnięcie jest zawsze w sporcie ciekawe i chyba też wpłynie na kolejny sezon w PlusLidze. Zwycięstwami Skry wszyscy byli znudzeni i każdy z ostatnich sezonów zaczynano od pytań czy ten zespół wreszcie znajdzie pogromcę. Znalazł, więc szykuje nam się nowe otwarcie i nowe wyzwania.
Resovii nie będzie łatwo utrzymać ten prymat w kraju, tym bardziej iż odchodzi z drużyny Gyorgy Grozer. Zasługa węgierskiego Niemca w zdobyciu tytułu jest ogromna. Nie ma jednak ludzi niezastąpionych. Resovia zapewne szybko znajdzie godnego następcę.
Trwa jeszcze walka o kolejne lokaty, która jest równie interesująca jak walka o tytuł. Więcej jednak niż np. o meczach mówiono ostatnio o rezygnacji z funkcji prezesa ZAKSY Kazimierza Pietrzyka. Zasługi prezesa Pietrzyka dla drużyny z Kędzierzyna-Koźla są niepodważalne. To on stworzył przecież z II-ligowej drużyny wielki niegdyś Mostostal i siłę dzisiejszej ZAKSY. Po 18 latach powiedział dość. Szkoda, gdyż nie tylko Kędzierzyn traci działacza, który wiele zrobił nie tylko dla ZAKSY ale też dla całej polskiej siatkówki.
Krzysztof Mecner