BĘDZIE GRZMIAŁO!
Już jest skład kadry siatkarzy, siatkarek niebawem (gdy piszę jeszcze go nie znamy). Ja tam tą pierwotnie długą litanią nazwisk najczęściej szczególnie się nie pasjonowałem, spekulacje, czy słusznie „x” znalazł miejsce a „y” go nie posiada jest przelewaniem z pustego w próżne bo przecież trenerzy dobierają według własnego uznania i – co ważne – na własne ryzyko, takie ich prawo, i o czym tu dyskutować. Bywały zresztą te wcześnie ogłaszane kadry czasem dość pustymi deklaracjami bo nie wiedzieliśmy od razu kto odgrywać ma role znaczące, średnie, jaka będzie koncepcja składów na najważniejsze imprezy. Tym razem Daniel Castellani poszedł generalnie na zdroworozsądkową – jestem o tym przekonany – wersję dysponowania siłami. Nie robienia na ten przykład tragedii z tego, że komuś się nie spodoba, iż w reprezentacji na Ligę Światową zabraknie tego czy innego asa a pojawi się jeden czy drugi zdolny młodzian. Publiczność generalnie mamy już na tyle wyrobioną, że – jestem o tym przekonany - i tak przyjdzie na poligon, byle, oczywiście był to poligon interesujący i naprawdę pożyteczny dla zespołu, który powstanie na najważniejszą imprezę sezonu. Zrozumie, że naprawdę w tym trudnym sezonie nie jest aż tak ważne, czy w grupie Ligi Światowej zajmie się dające awans do finału pierwsze miejsce. Czy bardziej istotne jest przygotowanie tej odmłodzonej części kadry, danie jej możliwości powojowania m.in. z Brazylią no i jednocześnie stworzenie rezerwy czasu na odpoczynek dla bardzo ostatnio eksploatowanych asów z Mariuszem Wlazłym, Michałem Winiarskim, Sebastianem Świderskim, Danielem Plińskim, czy Piotrem Gruszką. Oni według wszelkiego prawdopodobieństwa będą lokomotywą drużyny na ME, choć może kogoś zabraknie bo przegra rywalizację lub po prostu zdrowie już nie to. Ja kandydatur np. zdrowych – Wlazłego i Winiarskiego jestem pewny, ale może ktoś zastąpi kogoś z pozostałej trójki. Ten sezon jest pierwszorzędną okazją tworzenia nowego składu, gdzie metryka nie decyduje, ale młodemu da się szanse nie tylko na papierze.
O trenerach będę jeszcze nie raz, jeśli zdrowie pozwoli, pisać. Moim faworytem jest Matlak, bo Jurka znam od lat i wiem jaka to uparta, choć czasem zrzędliwa, fachura i wbrew pozorom dobra z głębi serca dla podopiecznych(w granicach rozsądku).Gdzieś już chyba o tym pisałem, ale nie wstyd powtórzyć (zresztą ile sytuacji się w życiu powtarza), że Jurka poznałem jeszcze w czasach, gdy był przybocznym Tadeusza Ząbka. Mojego starszego kolegi, z którego zresztą podszeptem (chwalę się - inspirowanym przeze mnie) a pomocą prezesa Najdowskiego, (choć beton ale porządny był człowiek, mający chody jako członek czy zastępca członka KC) przywróciliśmy na stanowisko trenera kadry Zygmunta Krzyżanowskiego, zawieszonego, za jakieś tam idiotyczne przekroczenie celne na granicy PRL-u. Nieodżałowanej pamięci kochany Tadzio Ząbek, człowiek-dusza, stworzył jakże silny ośrodek siatkarski w Świdnicy, który odgrywał przepiękną rolę kopalni i szlifierni diamentów w żeńskiej siatkówce. Nawiasem mówiąc jedną z wychowanek Jurka Matlaka w Świdnicy była Dorota Świeniewicz, a grały u Ząbka przecież także wcześniej sławne trzy siostry Aszkiełowicz i tak dalej i dalej.
Jurek jako trener ligowy nie posiada w Polsce równych sobie, jeśli chodzi o osiągnięcia i znajomość bardzo szerokiej gamy zawodniczek. Fach ma w małym palcu a że lubi grzmieć i rąbać prawdę w oczy – one to lubią, byle facet był szczery a on jest. Z kadrą miał jak pamiętam dość krótką przygodę a że nie spełniano wówczas warunków, o porządny sprzęt, nie mówiąc już o pieniądzach dla kadry, trzeba było osobiście walczyć, to on w końcu miał tego dosyć. Tak w każdym razie ja to pamiętam. Teraz przed nim ogromnie trudne zadanie. Zadanie życia. Czy da radę. Daj mu Boże.
Castellani jest teraz w trudnej sytuacji, szczególnie po porażce Skry na finiszu Ligi Mistrzów, straconych nadziejach. Musi jeszcze w lidze udowadniać ile jest wart, rozpędzać wątpliwości czy sobie da radę w kadrze, potrzebującej silnej ręki, mądrej głowy – ale o tym wolę napisać kiedy indziej wspominając jeszcze tylko, że mnie się facet podoba za swój serdeczny, jak mi się zdaje, a przy tym bardzo rozsądny stosunek do ludzi. Ale są wątpliwości, lecz pisać o nich już na starcie? Fe!
Przemysław Iwańczyk, redaktor utalentowany, dbający o swoją popularność, co zresztą nie grzech ale czasem mnie ciut bawi to przedstawianie się komentatora tv z seta na set, a nie na początku i końcu, rusza jednak i w tv i w GW problemy często bardzo istotnie, choć niektóre moim zdaniem (sprawa Falaski) przesadzone tendencyjnie. Ale wywołuje ferment i dobrze! Ostatnio prowadził wywiad ze swym telewizyjnym partnerem Irkiem Mazurem na temat ilości graczy zagranicznych w naszej lidze, jak to blokują czasem zdolnym młodym Polakom miejsce w drużynach itd. itd. Może i blokują, może jednak i podnoszą poziom naszej gry bo np. od profesora Antigi partnerzy się naprawdę sporo mogą nauczyć, nawet taki boiskowy wyjadacz jak mój ulubieniec Daniel Pliński. Ale problem jest, czy najkorzystniej uregulowany? Trzeba się nad tą sprawą poważnie zastanowić. Zresztą kryzys tu też może trochę pomóc – pieniędzmi trzeba będzie oszczędniej i bardziej wyważenie dysponować.
Przy okazji, może to zresztą nieładnie ale niech tam- weteranowi wiele wolno, załatwiam prywatną sprawę. Ileż to lat, drogi Ireneuszu, można spełniać ( a raczej nie) obietnicę. Jaką – nasza tajemnica.
Na końcu kłaniają się sędziowie i trenerzy. Ich szczęście a może nieszczęście, że tak często oglądamy ich w tv. Tych zagranicznych także. Ciekawe obrazki, charaktery, facjaty. Jeśli chodzi o arbitrów to proponuję krytykom naszych by zamienili ich na tych zagranicznych. Nie wiem. czy w sumie wyszli by dobrze na tym interesie. Po tym natomiast co mikrofony tv podkradają z meczowych wypowiedzi trenerów można się co nieco o wodzach naszych drużyn dowiedzieć, o sile przekonywania. Motywacji, o ich znajomości przedmiotu także, choć to już trudniejsze do oceny. Macie Państwo w każdym razie okazję wyrabiać sobie zdanie. Ja sobie wyrabiam, ale jakie – za chińskiego nie powiem!
Słówko natomiast o sytuacji w Plus Ligach. Dla mnie bez niespodzianek, bo czy dziwnie nie zwarty Olsztyn mógł przeskoczyć Jastrzębie, które jeśli forma będzie jeszcze zwyżkować, może stać się producentem dreszczyków emocji w spotkaniach ze Skrą, której rola faworyta może czasem doskwierać. Że czarny koń Zaksa dosiadany przez przedniego kowboja Krzysia Stelmacha będzie wysoko –nie chwaląc się – czułem, ale jak wysoko –ciekawe czy przeskoczy Resovię, nieobliczalną, ale i w jedną i drugą stronę.
To wszystko pytania bez odpowiedzi.
Kochane panie. Na wszystkie patrzę, jak to staruch, z przyjemnością, choć prawie żadna nie przypomina mi tej cudownej, wybitnej siatkarki sprzed lat, Krysi Czajkowskiej, z urody, waleczności, o grze nie mówię, bo to jednak była inna epoka.
Półfinał Farmutil–Muszynianka – jak tu i w męskiej lidze, nerwy zabijają w sporej mierze poziom ale nie widowiskowość, dramatyzm. Farmutil ma mniejszy potencjał, skromniejszy skład, lepszego za to trenera. Kto kogo przełamie? Mineralne w zakładach obstawiane wyżej, zobaczymy. W finale czekają na nie bielskie armaty. Będzie grzmiało!
Życzę zdrowych i pogodnych Świąt!
Janusz Nowożeniuk