Sędzia też człowiek
O siatkarskich arbitrach pisze się mało. Właściwie wzbudzają zainteresowanie tylko wtedy, gdy popełnią jakieś fatalne błędy. Powszechnie uważa się, że - choć to przecież jeden z najważniejszych aktorów siatkarskiego widowiska - najlepszy sędzia to taki, na którego nikt nie zwraca uwagi. Jeszcze 20 lat temu sędziowanie w Polsce mogło być przyjemnym zajęciem. Obecnie, gdy niemal każdy mecz jest transmitowany przez telewizję, a kamery bezbłędnie wychwycą najdrobniejszy błąd jaki arbiter popełnia – stres sędziujących spotkania jest zdecydowanie większy niż niegdyś.
Ostatnio specjalnie dla sędziów zorganizowano specjalne warsztaty z udziałem psychologa i szefa europejskich sędziów Jana Reka. Mają one pomóc arbitrom w lepszym przygotowaniu się do spotkań, w opanowaniu stresu czy tremy. Wymogi jakie stawia się sędziom w dzisiejszych czasach są zresztą coraz większe i zrobić karierę w tym fachu wcale nie jest łatwo. Od siatkarzy czy trenerów wymaga się profesjonalnego przygotowania do każdego spotkania. Taka sama zasada musi dotyczyć także siatkarskich arbitrów.
Sędzia jak to kiedyś napisałem też człowiek i ma prawo się pomylić. Błędy przecież robią siatkarze, błędy popełniają trenerzy, błędy popełniają także sędziowie. Tyle, że błąd arbitra w ważnym momencie meczu „boli podwójnie”. Jak stwierdził kiedyś jeden z zaprzyjaźnionych ze mną szkoleniowców, przy tak wyrównanym obecnie poziomie siatkówki, jeden błąd arbitra może zniszczyć wielomiesięczną pracę zespołu dążącego do sukcesu.
Polscy arbitrzy na tle tych z innych krajów nie prezentują się źle. Mamy według mnie wielu najwyższej klasy sędziów, potrafiących doskonale zachować się w każdej boiskowej sytuacji. Mecze ligowe naszej ekstraklasy oglądam od trzydziestu lat i w sumie nie przypominam sobie spotkania, co do którego można by mieć podejrzenia, że sędzia był nieuczciwy. Oczywiście zdarzały się mecze, że sędziowanie było katastrofalne, ale wynikało to zwykle albo z braku umiejętności, albo niedyspozycji arbitra. A oglądając spotkania międzynarodowe wiele razy można było mieć wątpliwości.
Z tych wszystkich spotkań naszej reprezentacji, pamiętam przede wszystkim dwa. Ten z 1992 r., gdy nasza kadra walczyła o igrzyska w Barcelonie w turnieju kwalifikacyjnym w Rotterdamie z Holandią. Po meczu, w którym rosyjscy sędziowie robili dosłownie wszystko by wygrali gospodarze, jeden z naszych siatkarzy podbiegł do arbitra i zagroził mu, że zostanie zlinczowany. „To nie ja, to tamci dwaj” – odparł ów arbiter. Drugie takie spotkanie to mecz Ligi Światowej w 2002 r. w San Juan, kiedy to sędziowie przeszli samych siebie gwiżdżąc Polakom auty nawet, gdy piłka była z metr w boisku. Zażenowani byli nawet gospodarze. Po meczu do naszej ekipy podszedł prezydent argentyńskiej federacji siatkówki z przeprosinami. „Ja nie miałem z tym nic wspólnego. To po prostu tacy fatalni sędziowie” – stwierdził, co wywołało w polskiej ekipie jeszcze większą złość.
Na szczęście takich zachowań sędziowskich jest coraz mniej, a światowa federacja każdy mecz międzynarodowy pilnie obserwuje i wyciąga wnioski. Już nie zdarzają się takie historie jak kilkanaście lat temu w europejskich pucharach, kiedy to jak ktoś wylosował zespół z Grecji i Turcji, to od razu mógł sobie doliczyć kilkanaście straconych punktów z winy sędziego. Wówczas tylko pierwszy arbiter był międzynarodowy, pozostali byli miejscowi. Teraz już takich praktyk nie ma.
Sędzia musi sobie radzić czasami z szowinistyczną publicznością, a także z napastliwymi zawodnikami. W poprzedniej dekadzie na przykład Włosi po każdej spornej piłce „atakowali” arbitra, wykłócając się dosłownie o wszystko. To też miało swój cel, bo wiele razy potem widziałem, że arbiter chcąc mieć spokój gwizdał sporne piłki na ich korzyść. I tego typu kursy jak ten ostatni mają pomóc arbitrom by nie ulegali także presji graczy, trenerów czy gwiżdżącej na nich publiczności.
System „Hawk-Eyes” (możliwość protestu drużyny nie zgadzającej się z decyzją arbitra), który stosowany jest w Polsce w czasie finału Pucharu Polski jest najlepszy w ocenie arbitra. Jeśli jury sporne piłki rozstrzyga zgodnie z decyzją sędziego na boisku, świadczy to o jego klasie. Czy jednak ten system będzie stosowany powszechnie w rozgrywkach międzynarodowych - nie wiadomo. CEV i FIVB się przed tym bronią, ale wymogi współczesnego sportu być może sprawią, że zmienią zdanie.
Krzysztof Mecner