Set prawdziwych mężczyzn
Tak niesamowitych emocji jakich dostarczyły nam nasze zespoły grające w europejskich pucharach już dawno nie przeżywaliśmy. Trzy niewiarygodne spotkania jakie stoczyły we wtorek i środę Jastrzębski Węgiel, Skra Bełchatów i ZAKSA Kędzierzyn-Koźle na długo zapewne pozostaną w naszej pamięci.
Obojętnie jakimi końcowymi wynikami zakończą się tegoroczne zmagania w europejskich pucharach, ten sezon już w tej chwili można uznać w wykonaniu polskich drużyn za jeden z najlepszych w historii polskiej siatkówki klubowej.
Wszystkie nasze drużyny zagrały z niebywałą determinacją i do ostatniej piłki. Jastrzębski Węgiel sprawił chyba najmilszą niespodziankę eliminując osławione Noliko Maaseik, który do tej pory zwykle był zespołem który bez problemów radził sobie z polskimi drużynami. Drużyna z Jastrzębia jak na ironię w naszej PlusLidze będzie walczyć tylko o utrzymanie, a znalazła się w gronie czterech najlepszych drużyn Europy. To zresztą trudne do wytłumaczenia, że ta drużyna ma z jednej strony najgorszy od lat sezon ligowy, a z drugiej najlepszy w historii sezon gry w europejskich pucharach (choć przecież nie tak dawno Jastrzębski Węgiel grał w finale Challenge Cup po wyeliminowaniu m. in. Sisleya Treviso).
Trudno się natomiast oprzeć uczuciu żalu, że w finale Champions League zabraknie mistrza Polski Skry Bełchatów. Odnosiło się wrażenie oglądając dwumecz naszego mistrza z Zenitem Kazań, że polski zespół jest lepszą ekipą. Skra przegrała jednak nieszczęsnego „złotego seta” i w finałowej rozgrywce nie zagra. Ta szansa uciekła przede wszystkim w pierwszym meczu. Skra prowadziła w nim przecież 2:1, a drugiego seta przegrała na przewagi. Nie wykorzystała tamtej okazji, a w rewanżu mimo heroicznej postawy uciekającej szansy już nie dogoniła.
Kto wie czy nie większą jeszcze niespodzianką od awansu Jastrzębia do turnieju finałowego Ligi Mistrzów jest wygrana ZAKSY w wyjazdowym meczu z Sisleyem Treviso. Kędzierzyński klub stanął tym samym przed niewiarygodną szansą wygrania Pucharu Konfederacji. Ten finał Pucharu CEV składa się jednak z dwóch odsłon i na świętowanie jeszcze nie pora. W rewanżu drużyna Krzysztofa Stelmacha będzie miała jednak wszystkie atuty w ręku. Własną halę, szalony doping publiczności i komfort z pierwszego meczu, gwarantujący - cokolwiek by się nie zdarzyło - grę przynajmniej w tym osławionym „złotym secie”.
Po porażce Skry znów rozgorzała dyskusja na temat „złotego seta” i niesprawiedliwości w wyłanianiu w ten sposób zwycięzcy pucharowej rywalizacji. Owszem jak niedawno już o tym pisałem system może nie jest najsprawiedliwszy, ale za to gwarantuje ogromne emocje, bo do ostatniej piłki każdego spotkania trzeba walczyć o wygraną. Nie jest to jednak wypaczanie wyniku sportowej rywalizacji. „Złoty set” to przecież zwykły tie-break, w którym po prostu trzeba udowodnić swoją wyższość.
Mistrza olimpijskiego z Montrealu Zbigniewa Zarzyckiego zawsze niezwykle irytują stwierdzenia, że tie-break to loteria. Jaka loteria, przecież zwycięzcy się nie losuje – mawia. A właśnie w takim secie wychodzi charakter drużyny i poszczególnych graczy. To taki set dla prawdziwych mężczyzn – twierdzi Zuzu. Inny mistrz świata Stanisław Gościniak zasłynął niegdyś wypowiedzią, że... gracze grają, a sracze sr... w tych najważniejszych momentach. I należy się w tym kontekście cieszyć, że w większości tych „złotych setów” jakie do tej pory rozgrywano to polskie drużyny są górą. Wygrywając je awansowały przecież tak wysoko ZAKSA i Jastrzębski Węgiel, a Skra też przecież w poprzedniej rundzie taki set wygrała. System był znany dla wszystkich przed rozpoczęciem rozgrywek i nie ma co się nad nim rozwodzić. Komu się nie podoba to zawsze może monitować władze CEV by go zmieniły.
Przed nami kolejny czas wielkich emocji. W sobotę będziemy kibicować kędzierzyńskiej drużynie, bo szansa by drugi po Płomieniu Milowice (wygrał PEMK w 1978) polski klub wpisał się na listę triumfatorów europejskich pucharów jest ogromna. Potem będziemy trzymać kciuki za Jastrzębski Węgiel w walce o miano najlepszej drużyny Europy. A w „odwodzie” mamy jeszcze kobiecy zespół Tauronu MKS Dąbrowa Górnicza, który wkrótce będzie walczył w półfinale Pucharu CEV z Dynamem Krasnodar. Sezon pucharowy mamy więc jak marzenie, teraz jeszcze trzeba postawić przysłowiową kropkę nad i.
Krzysztof Mecner