Śladami Huberta Jerzego Wagnera
30 lipca to najważniejsza data w historii polskiej siatkówki. Tego dnia w 1976 roku polscy siatkarze kierowani przez Huberta Jerzego Wagnera w finale Igrzysk Olimpijskich w Montrealu, pokonali 3:2 znakomitą drużynę ZSRR i wywalczyli jedyny w naszej historii złoty medal olimpijski. Od tego niezapomnianego spotkania minęło 43 lata i mamy nadzieję, że za rok w Tokio znów będziemy przeżywać tak wielkie emocje jak w tej niezapomnianej nocy w Montrealu.
Dla obecnej reprezentacji Polski głównym tegorocznym celem jest właśnie wywalczenie kwalifikacji do olimpijskiego turnieju. Turniej kwalifikacyjny zbliża się szybkimi krokami, a generalną próbą będzie start w rozpoczynającym się w czwartek Memoriale Huberta Wagnera.
Wagner miał nieco łatwiej niż Heynen czy cztery lata wcześniej Stephane Antiga. W latach siedemdziesiątych automatyczną kwalifikację do igrzysk miał zarówno obrońca tytułu jak i aktualny mistrz świata. Złota drużyna Wagnera w 1974 roku zdobyła mistrzostwo świata w Meksyku, a to jednocześnie oznaczało olimpijską kwalifikację. W późniejszych latach FIVB jednak bardzo pozmieniała zasady kwalifikacji do olimpijskiego turnieju. Po zdobyciu mistrzostwa świata w 2014 kadra Antigi musiała stoczyć całą masę spotkań, by ostatecznie zakwalifikować się do igrzysk. Podobną sytuację ma Vital Heynen, choć obecnie szansa kwalifikacji na igrzyska wydaje się być nieco prostsza. Polska jest organizatorem turnieju kwalifikacyjnego, co powinno być dodatkowym atutem naszej drużyny.
Siatkarska Liga Narodów pokazała jak wielu klasowych zawodników z reprezentacyjnymi aspiracjami jest w Polsce. A Heynen zyskał przecież jeszcze niesamowicie utalentowanego Wilfredo Leona, który udanie zadebiutował w polskiej reprezentacji w meczach z Holandią.
O Wagnerze mówiono, że miał trochę szczęścia. Przejął fantastyczną grupę siatkarzy, którzy mieli bardzo wysokie umiejętności sportowe, choć wcześniej wielkich sukcesów nie odnosili. Na dodatek, w momencie gdy Wagner przejmował kadrę, w Polsce pojawił się niewiarygodnie utalentowany Tomasz Wójtowicz, na którego Wagner stawiał od początku, a bez którego trudno by sobie było wyobrazić te wielkie zwycięstwa tamtej niezapomnianej drużyny.
Heynen ma trochę podobną sytuację. Do dyspozycji niemal całą grupę siatkarzy, którzy są przecież mistrzami świata. A teraz doszedł jeszcze Leon, jeden z najlepszych siatkarzy na świecie. Wielu liczy, że odegra podobną rolę w naszej kadrze jak niegdyś Wójtowicz.
Hubert Wagner był charyzmatyczną postacią, o którym do dziś krążą legendy. Odszedł od nas przedwcześnie, w Krakowie już po raz siedemnasty będzie rozgrywany Memoriał jego pamięci. Długie lata czekaliśmy, by kolejne pokolenia polskich siatkarzy powtórzyły wyczyny jego Złotej Drużyny. Teraz wielu uważa, że ten czas nadchodzi i przed naszą reprezentacją znakomite perspektywy.
Turniej olimpijski jest specyficzny. FIVB dopuszcza do gry tylko 12 drużyn, z klucza kontynentalnego, co powoduje, że niemal zawsze jest kilka ciut słabszych drużyn, a brakuje kilku potentatów. Jak pokazuje nasza olimpijska historia, kluczowy dla sukcesu czy porażki jest mecz ćwierćfinałowy. Do tej pory cztery razy z rzędu przegraliśmy w poprzednich igrzyskach ten mecz otwierający drogę do medalu. Trudno się nie zgodzić jednak z opinią, że na igrzyskach łatwiej jest o sukces niż się na nie zakwalifikować. Obecnie nie daje przepustki nie tylko złoto mistrzostw świata, ale także medal Pucharu Świata, który przez 30 lat był najważniejszym turniejem kwalifikacyjnym do igrzysk. Trzeba bezwzględnie wykorzystać szanse które są, by potem móc spokojnie szykować się do ciężkiej za rok walki o olimpijskie medale.
Vital Heynen jest człowiekiem trochę przypominającym Wagnera, bo potrafi zaskakiwać swymi poczynaniami. Wagner potrafił np. zdejmować z boiska całą szóstkę (jak w pamiętnym meczu polskich siatkarek z ZSRR na mistrzostwach Europy w 1979), a Heynen grać rezerwami w Lidze Narodów. Belgijski szkoleniowiec jak widać wszystko podporządkował olimpijskim kwalifikacjom, oszczędzając wyraźnie siły naszych asów w innych turniejach, by w jak najlepszej dyspozycji byli na kwalifikacje. W sporcie niczego jednak pewnym być nie można. A nasz najtrudniejszy rywal w kwalifikacjach Francja, to przecież drużyna o ogromnym potencjale.
Wagner zapisał się już złotymi zgłoskami i legenda jego drużyny jest wciąż żywa. Heynen dopiero „pisze” swoją legendę. Wszyscy jednak mamy nadzieję, że pójdzie śladami Wagnera i mistrzostwo świata nie będzie jego największym sukcesem w dorobku. Pierwszy krok w tym kierunku już za dwa tygodnie. Trzymamy kciuki!