Słońce dla polskiej plaży
Zakończony w niedzielę turniej World Tour w Mysłowicach pokazał, że dla polskiej siatkówki plażowej może wreszcie zaświeci słońce. Nasz najlepszy duet Fijałek-Prudel był dosłownie o krok by awansować do półfinału i walczyć w Mysłowicach o medale. Nawet jednak nie to jest pocieszające, a forma jaką prezentowali nasi najlepsi siatkarze, która musiała na wszystkich zrobić duże wrażenie.
Jeszcze tydzień przed turniejem przez Śląsk przetaczały się straszliwe ulewy i wszyscy byli pełni obaw czy uda się jakoś „normalnie” rozegrać World Tour. Słońce zaświeciło jednak także organizatorem, więc najmniejszych problemów nie było.
Turniej wygrali Amerykanie – mistrzowie olimpijscy Rogers i Dalhausser, a styl w jakim roznieśli w finale niezwykle zdolny hiszpański duet Herrera-Gavira budził powszechny zachwyt. Dzień wcześniej właśnie wielcy mistrzowie z USA zamknęli Polakom drogę do półfinału. Polacy prowadzili w tym meczu bardzo wysoko, mieli w górze setbola. Grający jak „zimni mordercy” Amerykanie jednak wyszli z opresji obronną ręką. Tego doświadczenia i chłodnej głowy jeszcze naszym zawodnikom brakuje. Dołączyli do światowej elity, ale pozostał im ten jeden najtrudniejszy jednak krok by zostać parą walczącą o najwyższe zaszczyty.
Do światowej czołówki beach volleyballa dobijamy się od 15 lat, z marnym dotąd skutkiem. Zawodników mających szanse na walkę z elitą tego siatkarskiego „zawodowego cyrku” zawsze mieliśmy, nigdy nie było jednak na tyle pieniędzy by nasi mogli uczestniczyć od początku do końca sezonu w światowych turniejach i nieustannie grać z najlepszymi. Innej drogi nie ma.
Wreszcie jednak te środki finansowe się znalazły, nasze pary grają wszędzie gdzie można, a to stwarza szansę na grę nie tylko w mistrzostwach świata czy Europy, ale także na awans olimpijski.
W tym roku nie ma mistrzostw świata w beach volleyballu (rozgrywane są w cyklu dwuletnim), są za to mistrzostwa Europy i World Toury. W Mysłowicach Polacy zajęli piąte miejsce dzielone z legendarnymi Holendrami Schuilem i Nummerdorem. Z Europy wyprzedzili ich jedynie Niemcy i Hiszpanie. A ponieważ do Mysłowic przyjechali absolutnie wszyscy najwięksi tej dyscypliny sportu, wniosek jest prosty. Fijałka i Prudla stać nawet na medal mistrzostw Europy!
Jeszcze ważniejszą sprawą jest utrzymać pozycję w pierwszej dziesiątce World Touru bo ta gwarantuje udział w Igrzyskach Olimpijskich w Londynie. I na chwilę obecną nie ma chyba nikogo, kto by wątpił, że w najbliższych igrzyskach nasza historia siatkówki powiększy się o olimpijczyków w drugiej siatkarskiej dyscyplinie.
Fijałek i Prudel zrobili kolosalne postępy w ciągu ostatnich dwóch lat. Nieco mniejsze zrobiła druga „eksportowa” para Kądzioła – Szalankiewicz. To jednak wciąż perspektywiczny duet. W Mysłowicach też nie był statystą, wygrał jedno spotkanie co ma dużą wartość. Drogę do wyższej lokaty zamknęli im Fijałek i Prudel, łatwo pokonując ich w II rundzie repesażowej. Jednak także w wypadku tej pary są spore olimpijskie szanse, ale czeka ich jeszcze masę pracy.
W turnieju kobiet rozgrywanym równolegle w Korei, do turnieju głównego dostały się wielokrotne medalistki różnych mistrzostw juniorskich Urban i Wiatr. Z tą parą wiązaliśmy parę lat temu wielkie nadzieje, niestety dotąd niespełnione. Teraz jednak też wydaje się, że nasze siatkarki łapią „wiatr w żagle”. W turnieju w Korei Polki pokonały wysoko notowany duet z Belgii i stoczyły niezwykle wyrównany pojedynek z późniejszymi finalistkami z USA Akers i Turner. To wszystko sprawia, że nadzieje znów odżywają, bo przecież to nie pierwszy ich turniej główny w tym roku.
W plażowej siatkówce nadal wiodące role odgrywają zawodnicy z USA i Brazylii. Ich hegemonia się jednak chwieje. Przed rokiem podium w Mysłowicach zajęli w komplecie Brazylijczycy i Amerykanie. Teraz w pierwszej ósemce mieli tylko po jednym duecie, pozostałe to zespoły z Europy. Rogers i Dalhausser byli w Polsce po raz pierwszy, ale tak naprawdę to jedynie oni obronili honor Ameryki, gdzie narodził się beach volleyball.
Trudno oprzeć się wrażeniu, że nowy dobór siatkarzy w obu siatkarskich potęgach nie wyszedł im na dobre. Takie legendy jak Ricardo, Marcio, Fabio zagrali w Mysłowicach po jednym meczu w krajowych eliminacjach i musieli błyskawicznie wracać do domu. Na dobrą sprawę jedynie Alison i Emanuel poza ostatnim meczem prezentowali formę do jakiej przyzwyczaiły nas brazylijskie duety.
Podobnie u Amerykanów, gdzie gdyby nie było mistrzów olimpijskich ten turniej skończyłby się dla nich klęską. Jennings i Fuerbringer przed rokiem grali w Mysłowicach w wielkim finale. Teraz z nowymi partnerami byli bez szans nawet na awans do najlepszej ósemki.
Te roszady jak się jednak wydaje to szukanie najsensowniejszych zestawień przed rokiem 2011 r. gdy rozpocznie się prawdziwa batalia o igrzyska.
W Mysłowicach turniej chyba każdemu się podobał. Przede wszystkim stał na świetnym poziomie sportowym. Było tam także parę... ewenementów. Pierwszym był taki, że w kwalifikacjach wystąpiła maksymalna liczba 64 par, więcej nie można było przyjąć bo nie dałoby się w jednym dniu tych kwalifikacji rozegrać. Czegoś takiego nie przypominam sobie w historii World Tourów, a to świadczy jak zaciekła robi się rywalizacja o najbliższe igrzyska. Pierwszy raz widziałem też, jak plażowy duet zdobył punkt... podwójnym blokiem, a taką skuteczną akcję zaprezentował w jednym ze spotkań polski duet.
Krzysztof Mecner