Sojusz z Duńczykami
Po Pucharze Świata jaki organizowaliśmy w 1965 r. na kolejne ważne siatkarskie imprezy w Polsce czekaliśmy całymi latami. Teraz sypią nam się jak z rogu obfitości. Chyba każdego siatkarskiego kibica ucieszyła wiadomość z Lublany, że mistrzostwa Europy za trzy lata zostaną rozegrane w Polsce i Danii. Ten trochę „dziwny” sojusz znalazł większe uznanie działaczy CEV niż inna wspólna kandydatura Finlandii i Estonii. My w Polsce czołowych siatkarzy oglądamy bardzo często.
Siatkówka w Danii nie jest jednak sportem narodowym i może właśnie dlatego w tym kraju pojawiła się chęć większego rozpropagowania tej dyscypliny sportu. W Danii odbędą się finałowe mecze i to chyba dobrze, bo dla Duńczyków zobaczenie najlepszych zawodników w akcji to niepowtarzalna okazja. Dania nawet w rodzinie skandynawskiej ma w siatkówce najniższe notowania. Szwecja kiedyś należała do elity (wicemistrzostwo Europy 1989), Finlandia była rewelacją mistrzostw 2007 roku, Norwegia to potęga w plażowej siatkówce. O siatkówce duńskiej zbyt wiele dobrego powiedzieć się nie da, ale jako współgospodarze Duńczycy mają miejsce z urzędu, bo raczej nie przechodzą przez kwalifikacje do ważniejszych siatkarskich imprez. Kilku ich siatkarzy prezentuje niezłą klasę, ich przedstawicieli mieliśmy kiedyś i w naszej ekstraklasie. Osobiście chyba najbardziej pamiętny dla mnie mecz Danii - to ten przeciwko Polsce w kwalifikacjach do mistrzostw świata w 1998 r., gdy naszą kadrę prowadził jeszcze Hubert Wagner. Napędzili nam wówczas w Olsztynie sporo strachu i wygraliśmy z nimi z niemałym trudem. W sumie Dania to żaden siatkarski potentat, ale przecież siatkówka wciąż się rozwija i coraz to nowe kraje próbują tworzyć silne reprezentacje. Dania jest jeszcze na początku tej drogi, ale te mistrzostwa mogą im tylko w tym pomóc.
Dla nas też to ma duże znaczenie, nie tylko prestiżowe, ale też sportowe. Ta decyzja o przyznaniu organizacji mistrzostw Danii i Polsce zwalnia również naszą kadrę z kwalifikacji do tej imprezy. Jesteśmy w komfortowej sytuacji, gdyż poza walką o igrzyska olimpijskie w Londynie nigdzie nie musimy się kwalifikować. Za rok w mistrzostwach Europy gramy jako obrońca tytułu, za trzy jako współgospodarz, za cztery jako gospodarz nie musimy się martwić o kwalifikacje do mistrzostw świata. A jak pamiętamy w 2008 r. z ogromnym trudem zakwalifikowaliśmy się do mistrzostw Europy. Dużo łatwiej potem wygraliśmy same finały ME niż pokonaliśmy Belgię w tych dodatkowych meczach kwalifikacyjnych. Po ostatnim niepowodzeniu we Włoszech spadliśmy zresztą w rankingu i droga na olimpijskie areny w Londynie trochę nam się wydłużyła. To jednak temat na zupełnie inną okazję.
Na pewno cieszą się kibice, gdyż nie każdego przecież stać na wyjazd do Włoch czy Japonii, gdzie w tym roku są organizowane światowe Mundiale. A wszystkie wielkie imprezy mamy u siebie lub za miedzą. W przyszłym roku mamy u nas finał Ligi Światowej, a mistrzostwa Europy są w Czechach i Austrii. Dla kibiców ze Śląska do Czech czy Austrii jest nawet bliżej niż do Gdyni czy Gdańska, gdzie mają być te omawiane mistrzostwa w 2013 r. Więc wszędzie mają blisko.
Cieszy, że nowa hala jaka powstała na granicy Gdańska i Gdyni tak szybko będzie gościć najlepszych siatkarzy. Ten piękny obiekt na to zasługuje. Halę oddano do użytku niedawno goszcząc Brazylijczyków. Nasi siatkarze z nimi wygrali wówczas, ale szkoda, że tego nie powtórzyli w czasie finałów mistrzostw świata.
Atut własnego parkietu i doping publiczności na pewno też będzie sprzyjać naszym siatkarzom. Bo przecież o wygrywanie z innymi narodami w reprezentacyjnej siatkówce chodzi. A po niepowodzeniu w mistrzostwach świata jesteśmy rozżaleni i chcemy jak najszybciej się zrewanżować wszystkim udowodniając, że niepowodzenie to wynik nie naszej słabości, ale fatalnego regulaminu, który „ukarał” nas za wygranie pierwszych spotkań. A mistrzostwa u nas temu zapobiegną (gospodarz ma realny wpływ na kształt regulaminu mistrzostw!) i stworzą naszej kadrze dodatkowy atut. Oby siatkarze go wykorzystali.
Krzysztof Mecner