Sprawiedliwość i emocje
Nie mieliśmy zbyt wielu powodów do radości w pierwszych starciach naszych drużyn w pucharowych spotkaniach. Z czterech drużyn grających w Lidze Mistrzów przegrały aż trzy w tym nasz największy faworyt Skra Bełchatów. Nieco lepiej było w Pucharze CEV, gdzie z trzech szans wykorzystaliśmy dwie, a wyjazdowe zwycięstwa siatkarzy Resovii i siatkarek Taurona Dąbrowa Górnicza powodują, że mają awans na wyciągnięcie ręki.
Nie ma co jednak wpadać w panikę, bo pucharowa rywalizacja składa się z dwóch spotkań, a większość naszych drużyn gra mecze rewanżowe na własnym terenie, gdzie oczywiście będzie nieco łatwiej o wygraną. Tyle, że wygranie meczu nawet bardzo wysoko niczego jeszcze nie gwarantuje, bo od kilku sezonów CEV wprowadził przepis o rozgrywaniu tzw. „złotego seta”, jeśli drużyny wygrają po jednym meczu. Pozostaje nam więc wiara, że nasze drużyny wygrają nie tylko te rewanżowe spotkania, ale też owego „złotego seta”. Ta sprawa dotyczy Skry Bełchatów i Jastrzębskiego Węgla w Lidze Mistrzów oraz ZAKSY w Pucharze CEV. Resovii wystarczy po prostu wygrać spotkanie rewanżowe, podobnie jak siatkarkom Taurona. Trudniejsze zadania mają kobiece klubu w Lidze Mistrzów. BKS Aluprof przegrał z tureckim VakifGunes u siebie i na wyjeździe, musi więc wygrać nie tylko rewanż, ale także owego „dodatkowego seta”. Muszynianka zwyciężyła u siebie meczu z Włoszkami, więc ma ten „złoty set” zapewniony, chyba że wygra „normalny mecz”.
Trochę to skomplikowane i nieco burzy w każdym poczucie sprawiedliwości. Bo przecież trudno nie uznać, że w „złotym secie” zawsze większe szanse będzie miał gospodarz. To jeden z kilku przepisów siatkarskich, w których równości szans nie ma. Tak samo można dyskutować nad przepisem zwalniającym gospodarza turnieju finałowego z gry w fazie play off, którą zawsze niezwykle trudno przebyć. Kiedyś tego gospodarza wyznaczano zwykle dopiero po wyłonieniu najlepszej czwórki pucharowych zmagań i nikt żadnych pretensji nie miał prawa wnosić.
Z drugiej strony puchary jakie pamiętam z lat 70-tych, a zmagania obecne to „zupełnie inna bajka”. Już pomijając fakt, że zmieniły się same rozgrywki, a współczesna Liga Mistrzów to jakby połączenie dawnego Pucharu Mistrzów Krajowych i Pucharu Zdobywców Pucharów. W dawnych czasach narzekano przede wszystkim na sędziów, z których tylko ten pierwszy był neutralny, a o tym jak wówczas trudno było wygrać w Turcji czy Grecji krążyły legendy. Na szczęście był jeszcze wtedy mecz rewanżowy.
Z drugiej strony siatkówka jak i każdy sport jest dla kibiców i ma im zapewnić super emocje od początku do końca. I tym tropem myślenia szli chyba działacze Europejskiej Federacji Siatkówki, wprowadzając ten przepis o „złotym secie”. Widziałem masę pucharowych spotkań, gdzie emocje w meczu kończyły się np. po 20 minutach zmagań. Wielokrotnie zdarzało się przecież, że nasze drużyny przegrywały na wyjeździe 0:3, a w rewanżu po przegraniu w kilkanaście minut pierwszego seta już żadnych emocji nie było. Bo ten co awansował zwykle w tym momencie wystawiał rezerwy, a ten co odpadł chciał jak najszybciej iść do domu. Ten stary system był z pewnością dużo bardziej sprawiedliwy, za to zdecydowanie mniej emocjonujący. Bo teraz nawet po wygraniu 3:0 pierwszego spotkania nie wystarczy wygrać seta w rewanżu, a trzeba walczyć o kolejną wygraną, a jak się nie uda, to jeszcze pozostaje ten „złoty set”. Każdy ma oczywiście inny gust, ja mimo wszystko wolę emocje i niespodzianki, które czasem sprawiają drużyny nominalnie ciut słabsze, bo ten system takim niespodziankom sprzyja. Jak mówią klasycy, dobry zespół wygra jednak w każdych okolicznościach, a tu nikt przecież przy zielonym stoliku nie decyduje kto ma awansować.
Moja fascynacja sportem zaczęła się, gdy miałem niespełna osiem lat i z zapartym tchem śledziłem walkę piłkarzy Górnika Zabrze o awans do finału Pucharu Zdobywców Pucharów. Zwłaszcza trzy półfinałowe spotkania z AS Romą to były prawdziwe horrory. O awansie Lubańskiego i jego kolegów zadecydował po trzech spotkaniach rzut monetą, gdyż karnych jeszcze wówczas nie stosowano. To dopiero była niesprawiedliwość, bo strzelanie karnych to jednak element sportowych umiejętności i ten kto przegra żadnych pretensji mieć nie może, a przy rzucie monetą decyduje zwykłe szczęście. Ale pamiętam jakie emocje ten rzut monetą we wszystkich budził.
Dlatego może ten „złoty set” taki zły nie jest. Więc trzymajmy kciuki za nasze ekipy, żeby do tego „magicznego” seta doprowadziły i oczywiście go wygrały!
Krzysztof Mecner