Stolica odżyje?
Wiosną tego roku wyraziłem ubolewanie z powodu spadku warszawskiej AZS Politechniki z szeregów PlusLigi. Oznaczało to bowiem, że stolica naszego państwa, która przez wiele lat rządziła w naszej klubowej siatkówce, straciła swój ostatni zespół w krajowej elicie.
Minęło jednak parę miesięcy i sytuacja diametralnie się zmieniła. Klub pozyskał możnych sponsorów, zgromadził duży budżet i... wykorzystał kłopoty finansowe innych. Odkupił miejsce w elicie od Jadaru Radom, z którym nawiasem mówiąc przegrał rywalizację o utrzymanie, i pozyskał wielu znakomitych siatkarzy. Do Warszawy trafili Bartman, Kubiak, Nowak czy Prygiel, a także zagraniczni siatkarze Salas i Stacenko. Teraz wszyscy uważają, że AZS Politechnika będzie walczyć nie o utrzymanie jak w poprzednich latach, ale nawet może się włączyć do walki o czołowe lokaty, może nawet medal.
Wielkie brawa należą się pani prezes klubu Jolancie Doleckiej, że nie załamała się po degradacji i w błyskawiczny sposób zaradziła nieszczęściu. Zresztą inwestycja w siatkarzy jest wpisana w większy projekt odbudowy rangi sportu akademickiego w Polsce, mówi się też o inwestycjach w siatkarki i inne gry zespołowe w stolicy. Czasy gdy złote medale seryjnie zdobywały AZS AWF czy Legia już raczej nie wrócą, ale stolicy potrzebny jest sport i siatkówka na najwyższym poziomie. Stolica to przecież wizytówka każdego kraju.
Dolecka z kolei jest też prawdziwym ewenementem, bo jest jedyną kobietą prezes w naszej lidze, którą jednak zdominowali mężczyźni na wszystkich frontach. Mało kto dziś zresztą pamięta, że Jolanta Dolecka była kiedyś także obiecującą trenerką siatkówki. Na początku lat 90-tych prowadziła bowiem reprezentację Polski juniorek. Od tych czasów przecież żadna kobieta jakiejkolwiek naszej reprezentacji już nie prowadziła.
Jolę Dolecką poznałem właśnie w tych czasach jej pracy z reprezentacją juniorek. Już wtedy przejawiała zresztą wielki talent organizatorsko-menadżerski. To były czasy gdy związek był biedny jak mysz kościelna, a reprezentacja Doleckiej trochę niespodziewanie dla wszystkich zakwalifikowała się do finałów pierwszych w historii siatkówki mistrzostw świata kadetek. Nie było jednak za co wysłać siatkarek do Portugalii, gdzie rozgrywano te mistrzostwa. Dolecka jednak nie załamała w tej sytuacji rąk, pochodziła po kilku dużych firmach i pieniądze na ten wyjazd swoich siatkarek załatwiła. Mnie również namówiła bym pojechał razem z jej kadrą na te mistrzostwa. Grały w jej drużynie później tak znane zawodniczki jak Joanna Jabłońska-Szeszko, Iwona Libionka-Kostera czy Ewa Nogowska-Kowalkowska. W tej Portugalii Polki dzielnie walczyły, choć wielkiego sukcesu nie odniosły. Po przegranych eliminacjach mistrzostw Europy w 1992 r. Dolecka zajęła się jednak rolą działacza sportowego i dzisiaj wykorzystuje to swoje wieloletnie doświadczenie.
Z tych mistrzostw w Portugalii mnie jednak utkwił w pamięci taki jeden zabawny epizod. To były mistrzostwa kadetek, a żadna z siatkarek nie miała skończonych 18 lat. Jedną ze swoich podopiecznych Jolanta Dolecka... przyłapała na paleniu papierosów i zrobiła jej straszliwą awanturę. Parę godzin po tej historii młoda palaczka siedziała ze spuszczoną głową samotnie w hali. Przechodziliśmy obok niej z ówczesnym trenerem I reprezentacji Edwardem Superlakiem. Edward spojrzał na nią i powiedział „Chodź z nami zapalić”. Odrzekła „Już paliłam”. Dlatego choćby z dawnego sentymentu trzymam kciuki za Politechnikę i Dolecką, wierząc że jej silna drużyna wniesie sporo zamieszania w kolejnym sezonie ligowym, który zapowiada się niezwykle ciekawie. Tyle silnych drużyn z wielkimi aspiracjami już dawno bowiem w rozgrywkach nie było. A AZS Politechnika wkroczyła na drogę, która ma przypomnieć siatkarskiej Polsce o dawnych wielkich sukcesach warszawskich drużyn. Może dla stolicy nadchodzą w siatkówce lepsze czasy. Powodzenia.
Krzysztof Mecner