System brazylijski
Tegoroczny finał Ligi Światowej przywrócił na tron reprezentację Brazylii. Zapoczątkowana w Katowicach w 2001 r. passa triumfów drużyny prowadzonej przez Bernardo Rezende wciąż trwa i końca jej nie widać. Kiedy w ubiegłym roku Brazylia przegrała zarówno Ligę Światową jak i olimpijski finał z Amerykanami głoszono koniec panowania tej drużyny. Jak się okazało przedwcześnie.
Można się zastanawiać na czym polega fenomen tej drużyny. Faktem jest że Brazylia to wielki kraj, a siatkarze są po piłkarzach drugą drużyną którą kochają bez granic kibice. Po drugie trafiło im się genialne pokolenie siatkarskich talentów z wielkim Gibą na czele. Po trzecie mają fantastycznego szkoleniowca, który przecież najpierw z niebytu wyciągnął żeńską reprezentację tego kraju i doprowadził do olimpijskich medali, a następnie diametralnie odmienił męską reprezentację. Ale chyba najważniejsze w tym kraju jest niezwykle precyzyjnie ustawiony program szkolenia młodych zawodników. Bernardinho nie ma najmniejszych problemów wkomponowania do drużyny narodowej każdego nowego siatkarza, bo tam wszyscy pracują i szkolą graczy wg ściśle określonego systemu.
Oczywiście z każdym można wygrać, co udowodnili przed rokiem siatkarze USA, ale ci z kolei pracują własnym mało zrozumiałym dla Europejczyka systemem, w którym wszystko podporządkowane jest przygotowaniu drużyn do Igrzysk Olimpijskich. I w Pekinie mieliśmy dowód, że potrafią to zrobić perfekcyjnie. Natomiast Brazylia stara się wygrywać wszystko po drodze, choć oczywiście ich rozgoryczenie, że nie obronili olimpijskiego złota było ogromne. Teraz wydaje się, że znów kolejna czterolatka może należeć do tej drużyny, która nie zmieniła diametralnie ani składu, ani systemu gry.
O Brazylii tak naprawdę usłyszał siatkarski świat w 1982 r. gdy trochę niespodziewanie dla wszystkich zdobyła wicemistrzostwo świata, a dwa lata później grała w olimpijskim finale z USA. Wtedy na szczyt się jeszcze nie wdrapali, ale np. Bernard Rajzman uzyskał światowy rozgłos. Ważną postacią tamtej drużyny był obecny szkoleniowiec męskiej reprezentacji.
Po kilku latach gorszych zdobyli sensacyjnie olimpijskie złoto w Barcelonie w stylu budzącym powszechny zachwyt. Ten zespół prowadził Jose Guimaraes, który po 16 latach zdobył kolejne olimpijskie złoto z kobiecą drużyną „kanarkowych”. Guimaraes utrzymał jednak poziom gry jedynie dwa lata, potem Brazylia nie wytrzymała konkurencji Włochów i Holendrów.
Po Atlancie szkoleniowcem męskiej kadry został Radames Lattari Filho, który z kolei był zapatrzony w europejskie wzorce i próbował przestawić swój zespół na grę „siłową” europejską siatkówkę, z marnym zresztą skutkiem.
Bernardinho odmienił ten zespół, dyscyplinując go taktycznie, ale jednocześnie pozwalając im na sporą dozę fantazji co przecież jest w naturze tych siatkarzy. Pamiętam jak mówił o tym na konferencji prasowej przed swą pierwszą wielką imprezą w roli trenera męskiej kadry w Katowicach w 2001 r. Siedzący obok niego kapitan drużyny Nalbert był tak zachwycony metodami szkoleniowymi nowego trenera, że stwierdził iż to najlepszy szkoleniowiec świata. Kolejne lata potwierdziły słowa Nalberta i już dziś z pewnością Bernardinho może być pewny swego miejsca w „siatkarskim hallu sławy”. A zdetronizować ten zespół będzie wszystkim chyba jednak bardzo trudne.
My żyjemy już natomiast zbliżającymi się mistrzostwami Europy, gdzie na szczęście na Brazylię nie trafimy. Finał World League pokazał, że faworytem mistrzostw będzie mimo wszystko Rosja. Nie należy też skreślać Serbii, a kandydatów do medali jest więcej. Akces zgłosili Niemcy prowadzeni przez Raula Lozano po wygraniu Ligi Europejskiej. Ciekawe co pokażą obrońcy tytułu Hiszpanie. Są przecież też zawsze groźni Włosi, są znakomici Francuzi, ogromne możliwości ma też Bułgaria czy Finlandia. I są oczywiście nasi siatkarze, choć trudno w tej chwili mówić na co stać będzie polski zespół. Jest też kilka innych drużyn zdolnych do sprawienia niespodzianek. Chyba dopiero Memoriał Huberta Wagnera pozwoli bliżej ocenić poziom gry polskiej drużynę i sprecyzować nasze nadzieje w najważniejszej dla nas tegorocznej imprezie.
Krzysztof Mecner