Systemy nie grają
Niedawno ogłoszono system rozgrywek jaki będzie obowiązywać na przyszłorocznych mistrzostwach świata rozgrywanych w naszym kraju. System nie budzi wielkich zastrzeżeń, wydaje się być sprawiedliwy i co chyba w tym wszystkim najważniejsze nikomu w jego ramach nie będzie opłacało… się przegrywać.
W ostatnim Mundialu w 2010 r. we Włoszech nasza reprezentacja poniosła klęskę, a trener Daniel Castellani stracił posadę. Oczywiście tamtą porażkę trudno tłumaczyć absurdalnym systemem rozgrywek, bo jak ktoś jest mocny to poradzi sobie w każdych warunkach. Fakt jest jednak taki, że Polska po wygraniu I etapu i efektownych zwycięstwach nad Serbią, Niemcami i Kanadą w nagrodę… trafiła do najtrudniejszej grupy II fazy z Brazylią i Bułgarią, a wówczas praktycznie jedno słabsze spotkanie z Brazylijczykami wyeliminowało nas z mistrzostw. Należało więc przegrać jakieś spotkanie w eliminacjach, a wtedy z pewnością szanse awansu Polaków z innej grupy byłyby większe. Na tych mistrzostwach dochodziło zresztą do kuriozalnych sytuacji kiedy to np. Brazylia wychodziła na parkiet bez… rozgrywającego. I takich sytuacji, by nikomu przegrywać się nie opłacało trzeba za wszelką cenę uniknąć i chyba w systemie jaki obowiązywać ma w „naszych” mistrzostwach nikt celowo przegrywać nie będzie.
Systemu idealnego nie ma. Najsprawiedliwszy jest z pewnością taki jaki obowiązywał w latach 1949-1974 na Mundialach, gdzie w grupie finałowej każdy grał z każdym, choć i do tego systemu można było mieć zastrzeżenia, bo w ostatnich kolejkach niektóre drużyny nie miały już o co walczyć.
W kolejnych mistrzostwach z kolei narzekano na rozstawianie grup. W 1982 r. o awans do półfinału walczono w dwóch grupach po sześć drużyn. W pierwszej w zasadzie znalazły się wszystkie najlepsze wtedy drużyny świata (ZSRR, Polska, Brazylia, Bułgaria, Kuba i Czechosłowacja), a w drugiej obsada była przeciętna (Japonia, Argentyna, Chiny, Korea Płd., Kanada, NRD). To oczywiście był przywilej gospodarza, a Argentyńczycy sensacyjnie wówczas wywalczyli brązowy medal.
Osobiście za najbardziej optymalny uważam system jaki obowiązywał w 1994 r. w Grecji, gdzie po spotkaniach grupowych już wszystko grano systemem play off, no ale wtedy w finałach grało tylko 16 drużyn. Dość dziwny system obowiązywał także w 2002 r. w kolejnych argentyńskich mistrzostwach, gdzie też można było „kombinować” w I fazie do jakiej grupy następnej fazy trafić.
W 2006 r. zdobyliśmy w Japonii wicemistrzostwo świata, ale też regulamin nam sprzyjał. Znaleźliśmy się bowiem w „ścieżce gospodarzy”, którzy po cichu liczyli na sukcesy. Druga strona drabinki była znacznie trudniejsza, a drużyna prowadzona przez Raula Lozano bezbłędnie to wykorzystała, bo po prostu opłacało się wygrywać mecz za meczem.
Gdy w 1974 r. kadra Wagnera zdobywała mistrzostwo świata system też był nieco dziwny. W grupie półfinałowej Polakom opłacało się przegrać z gospodarzem Meksykiem, bo wtedy wyeliminowaliby obrońców tytułu drużynę NRD – zawsze niewygodną dla naszej kadry. I nasz zespół rozważał taką możliwość, ale ostatecznie wygrał z Meksykiem, a potem w finałowej grupie potwierdził, że jest najlepszy na świecie. Polska na tych mistrzostwach odniosła aż 11 zwycięstw, w tym dwukrotnie pokonała drużynę ZSRR. Wtedy przy każdym systemie wyłaniania mistrza i tak na naszych siły by nie było.
Teraz są jednak inne czasy. Trudno się czasem dziwić gospodarzom, że układają taki system by jak najbardziej pomóc własnej reprezentacji. Wyobrażam sobie jednak szum medialny, gdyby nasz związek ułożył taki system jak Włosi w 2010 r., którzy nie mieli wtedy bardzo silnej drużyny narodowej, a jednak grali w półfinale. Narzekania były także po ostatnich mistrzostwach Europy, gdzie trudno było nie zauważyć, że te najlepsze drużyny odpuszczały na początku niektóre mecze, by potem ułatwić sobie walkę o medale. A to jest przecież zaprzeczenie idei sportu, gdzie zawsze przecież trzeba walczyć o wygraną.
Po tym co działo się w ostatnich latach czekaliśmy na sprawiedliwy system wyłaniania mistrza świata, a ten nasz nie będzie promował „kombinatorów”, a każda porażka będzie drogo kosztowała. To ważne, ale najważniejsza jest forma sportowa. Marząc o sukcesach naszej kadry na przyszłorocznych mistrzostwach świata trzeba zapomnieć o systemach, a skupić się na jak najlepszym przygotowaniu. Bo tylko to, a nie regulaminowe kruczki, może nam zapewnić pozycję medalową.
Krzysztof Mecner