TADEK SZLAGOR, JUREK HUBERT WAGNER, OLEK SKIBA…
ZDANIEM WETERANA
TADEK SZLAGOR, JUREK HUBERT WAGNER, OLEK SKIBA…
Czas pędzi nieubłaganie, zbliża się listopad, Wszystkich Świętych, Zaduszki. Pamięci nasuwają się osoby, z którymi człeka łączyły bliskie więzy. Nie tylko pokrewieństwa, także po prostu przyjaźni. Po śmierci Jerzego Huberta wiele osób ową przyjaźnią z wielkim Wagnerem się chlubi i chwali, ja mając pamięć jeszcze dość dobrą nie bardzo sobie przypominam, by Jurek, człowiek bezkompromisowy w wyrażaniu swych opinii i w ogóle w postępowaniu, miał istotnie taki legion przyjaciół. Ale niech tak będzie. Z dumą wszakże mogę powiedzieć, iż naprawdę zaliczałem się do tego grona i to na miejscu nie ostatnim. Odczuwałem tego dość – powiedziałbym wymowne i charakterystyczne skutki. Otóż po każdej prasowej krytycznej na jego temat opinii - a przy jego ostrym charakterku zbierał się tego od czasu do czasu wcale pokaźny bagaż - byłem bezlitośnie besztany przez Jurka i nie pomagały tłumaczenia, że to przecież nie ja pisałem. Dalej leciały na mą nieszczęsną głowę gromy, a Jerzy w słowach nie przebierał, zbierałem baty za innych (może dlatego nie od rzeczy nazwano mnie kiedyś „dziekanem”).
Nigdy nie zapomnę rozmowy jaką przez noc całą, wracając z fatalnie nieudanych dla naszych siatkarzy ważkich zawodów w Schwerinie (jeśli mnie pamięć nie myli był to Puchar Świata), toczyłem lat temu sporo z Wagnerem. Miałem w tym pociągu w przedziale slipingu wolne miejsce, dla trenera i części siatkarzy tych miejsc z winy kogoś z PZPS załatwiającego rezerwację zabrakło, zaprosiłem więc do przedziału stojącego w korytarzu mego przyjaciela, trenera, nieodżałowanego Tadzia Szlagora; ów poprosił bym wziął w jego miejsce zawodnika. No i tak trafiła mi się gratka, bo z Jurkiem przegadaliśmy do rana. Łączyła nas chyba mocna nic sympatii, ponadto Jurek wiedział, że jak mówi do mnie coś nie do publikacji to ja tej zasady nie złamię (co się niektórym moim kolegom po fachu niestety zdarzało). No i Jurek wygarnął mi wówczas całe swoje credo, myśl o zamiarach, o tym, czego jego zdaniem Tadek nie robi, a co on by w grze drużyny zrewolucjonizował, przestawił na tory szybkiej, urozmaiconej gry, nie takiej jak dotychczas „na dwa słupy”. Mówił z zacięciem o swoich marzeniach, o tym, że stać tę drużynę nawet na złoto. Ja to potem, mając już zezwolenie Huberta na wykorzystanie tej rozmowy w publikacji, troszeczkę podkoloryzowałem no i urodziło się to sławne potem powiedzenie wagnerowskie „interesuje mnie wyłącznie złoto”. On zresztą szybko uwierzył, że tak dosłownie powiedział. Pisząc o tym teraz wiem, że i tak, może na szczęście, legendy, która poszła szeroko w świat, nie podważę. I dobrze.
Wagner krytykował Tadzia, mając swoje uzasadnione racje, ale jak by nie było Tadek - razem ze swym, także Śp. przyjacielem, doktorem medycyny Jankiem Orłowskim - przygotował jemu właśnie zdrowy - podkreślam to zdrowie - materiał na drużynę, dowodzoną już przez Huberta (awans z inicjatywy, jak sobie przypominam, Śp. prezesa Eryka Ippohorskiego-Lenkiewicza, człowieka, którego też wspominam z łezką w oku).
O Wagnerze mówili tak – fragmenty wypowiedzi – jego zawodnicy ze złotej (74MŚ, 76Olimp.) drużyny: Ryszard Bosek: „-Szukał w swoich zawodnikach cech zespołowości. Chyba jako pierwszy stworzył idealną drużynę, która była zgrana, tworzyła monolit. I to było jednym ze źródeł naszego sukcesu”. Włodzimierz Sadalski: ”Na pewno miał poczucie humoru. To był cięty humor (…) To był człowiek, który lubił i umiał pracować (…) Generalnie radził sobie ze stresem”.
Tadek Szlagor, Jurek Wagner, kapitan drużyny Wiesław Gawłowski, Aleksander Skiba, także Agata Mróz-Olszewska i kilka znakomitych siatkarek z dawnych lat - lista tych, którzy w siatkarskim światku wiele znaczyli, a którzy odeszli, jest długa; my, nie tylko weterani, o nich wdzięcznie pamiętamy, tak jak polskim kibicom siatkówki nic nie wymaże z pamięci sukcesów naszej złotej drużyny z Meksyku i olimpijskiego Montrealu oraz Złotek Niemczyka w mistrzostwach Europy.
Warszawa, 29 października 2013