Teraz Berlin
Najtrudniej ponoć być prorokiem we własnym kraju. Mieliśmy pierwszy w naszej historii wielkoszlemowy World Tour w Starych Jabłonkach, w którym doczekaliśmy się wielu sportowych emocji, lecz niestety nie doczekaliśmy się sportowego sukcesu. A nadzieje były spore. Wiązano je przede wszystkim z kapitalnie grającymi w ostatnich miesiącach Mariuszem Prudlem i Grzegorzem Fijałkiem. Tymczasem po raz pierwszy od dawna nasze olimpijskie nadzieje nie wygrały spotkania i start w Mazury Open zakończyły już w grupie eliminacyjnej. Przegrywały też niemal wszystkie nasze pozostałe duety zarówno w eliminacjach jak i turnieju głównym. Trochę radości polskim kibicom sprawili jedynie Kądzioła i Szałankiewicz, którzy wygrali dwa spotkania i awansowali do fazy play off. Tam jednak też szybko pożegnali się z nadziejami.
Trudno powiedzieć dlaczego akurat na własnych boiskach naszym zawodniczkom i zawodnikom grało się tak trudno. Być może presja oczekiwań kibiców nieco „sparaliżowała” naszych reprezentantów, trochę zabrakło też szczęścia i opanowania w końcówkach. Do tego doszły drobne urazy. Stąd wynik grubo poniżej oczekiwań. Małym pocieszeniem jest fakt, że wiele innych, nieraz znacznie bardziej utytułowanych, par też szybko żegnało się z marzeniami. Choćby dwukrotna mistrzyni olimpijska Misty May-Treanor, która razem ze swoją partnerką nie wyszła z grupy, a chciała efektownie zakończyć międzynarodową karierę, co zapowiadała w Starych Jabłonkach.
Ten kolejny World Tour to już historia. Organizacyjnie jak zwykle w mazurskim turnieju wypadliśmy doskonale i jak się mówi w kuluarach jest wielka szansa by w 2013 r. Stare Jabłonki mogły zostać organizatorem mistrzostw świata, które rozgrywane są w cyklu dwuletnim.
Sezon plażowy w 2010 r. powoli dobiega końca. Furorę robią wciąż Amerykanie Dalhausser i Rogers, którzy wygrali w Starych Jabłonkach bez trudu wytrzymując presję jaką ma faworyt. Zapewne wygrają też pierwszy raz cały cykl World Tour, ale ich celem jest przede wszystkim obrona olimpijskiego złota. U kobiet z kolei dominują ostatnio Brazylijki Larisa i Juliana, które wróciły po słabszym okresie do mistrzowskiej formy. Od nowego roku zacznie się walka o miejsca w Igrzyskach Olimpijskich i już teraz widać ogromną mobilizację u całej światowej czołówki.
Przed polskimi siatkarzami i siatkarkami teraz może i najważniejsza impreza sezonu – mistrzostwa Europy w Berlinie, które właśnie się zaczynają. Nasze wielkie nadzieje na pierwszy w historii medal w imprezie tej rangi po Starych Jabłonkach są nieco stonowanie. Fijałek i Prudel przystąpią do berlińskich mistrzostw jednak jako rozstawiona z numerem trzecim para, co jakby automatycznie stawia ich w gronie faworytów. Ale przecież kandydatów do medali – mimo, że zabraknie z oczywistych względów Amerykanów i Brazylijczyków – jest co niemiara. Przede wszystkim na podwójną koronę, czyli tytuły u mężczyzn i kobiet, liczą gospodarze. A Niemcy mają wiele doskonałych par z mistrzami świata Brinkiem i Reckermannem na czele. Są broniący tytułu Holendrzy Schuil i Nummerdor, znakomici Hiszpanie Herrera i Gavira, świetne duety z Austrii, Szwajcarii, Rosji czy Norwegii. O wszystkim zadecyduje więc dyspozycja dnia. Oprócz Fijałka i Prudla zagrają w Berlinie także Kądzioła i Szałankiewicz, a także dwie kobiece pary: Urban-Wiatr i Brzostek-Sowała. Z pozostałymi parami też wiązane są spore oczekiwania na lepszą niż w World Tourach postawę.
O medal i wysokie miejsce będzie bardzo trudno, o czym w minionych latach mieliśmy się wielokrotnie okazję przekonać. Fijałek i Prudel a wcześniej Bułkowski z Bachorskim potrafili zajmować wysokie miejsca w mistrzostwach, ale do medalu brakowało naszym parom jeszcze sporo. Miejmy nadzieję, że marzenia kibiców się spełnią. Kolejny medal w ME do lat 18 zdobyli nasi juniorzy. Czekamy więc cierpliwie na taki sam wyczyn w gronie seniorów.
Krzysztof Mecner