Teraz kadra
Nie mają zbyt wiele czasu nasi najlepsi siatkarze na odpoczynek. Jeszcze dobrze nie przebrzmiały echa minionego sezonu ligowego, a już rozpoczyna się sezon reprezentacyjny. Za tydzień kadra rozegra dwa towarzyskie spotkania w Rzeszowie z Francją, za dwa rusza tradycyjna „karuzela” związana z kolejnym występem naszej reprezentacji w rozgrywkach Ligi Światowej.
Liga Światowa po raz pierwszy została rozegrana w 1990 r. więc jak łatwo policzyć od premiery minęło już 20 lat. Polska gra nieprzerwanie w tych rozgrywkach od 1998 r., a u naszych kibiców zrobiły one niewiarygodną karierę od samego początku przyciągając na trybuny prawdziwe tłumy.
Nieco gorzej mieliśmy z wynikami sportowymi, na podium Ligi Światowej nigdy nie stanęliśmy, choć dwukrotnie byliśmy organizatorem turnieju finałowego, a kilka razy byliśmy dosłownie o krok od wielkiego sukcesu. Największą szansę zmarnowaliśmy bez wątpienia w 2005 r. gdy prowadziliśmy w pamiętnym półfinale z Serbią 2-0 w setach i 23:18 w trzecim, a jednak przegraliśmy. Polską kadrę prowadził wówczas Raul Lozano. Argentyńczyk jest dziś trenerem Niemców, z którymi zainaugurujemy rozgrywki. Kolejnymi naszymi rywalami będą rodacy Lozano i naszego szkoleniowca Daniela Castellaniego Argentyńczycy oraz Kuba z którą w tym 2005 r. przegraliśmy mecz o brązowy medal na przewagi w piątym secie. Tych „dodatkowych smaczków” tegorocznej edycji Ligi Światowej jest więc w tym roku bardzo dużo.
Polska te rozgrywki traktowała zawsze niezwykle poważnie, zawsze graliśmy w nich na maksa, choćby z powodu tych tłumów siatkarskich fanów na spotkaniach w Polsce. Dopiero jednak Castellani w poprzednim roku, jako pierwszy miał odwagę „nieco odpuścić” te rozgrywki, dochodząc do wniosku że w roku poolimpijskim tym najlepszym potrzebny jest nieco dłuższy odpoczynek. Grał w nich bez sukcesów w rezerwowym składzie, a całą uwagę skupił na finałach mistrzostw Europy.
Wielu miało o to do selekcjonera nawet pretensje, bo nikt nie lubi przecież jak nasza drużyna przegrywa ze słabszymi (np. z Finlandią), ale wszystkim malkontentom Castellani zamknął usta zdobywając jesienią w wielkim stylu mistrzostwo Europy, a jak się okazało Liga Światowa też się temu przysłużyła bo przecież wielu w niej tak naprawdę zrozumiała jaki potencjał posiadają choćby Bartosz Kurek czy Jakub Jarosz.
W tym sezonie Castellani zmienił taktykę. To rok w którym imprezą główną będą mistrzostwa świata, ale one są zawsze rozgrywane później niż mistrzostwa Europy, więc czas na odpoczynek jeszcze się znajdzie. Nasz selekcjoner powołał na World League wszystkich najlepszych, łącznie z wielkimi nieobecnymi na ME – Wlazłym, Winiarskim czy Żygadłą, a także niemal wszystkich swoich mistrzów Europy. Stąd wniosek, że w tym roku grać będziemy w tych rozgrywkach o medale. Nasi grupowi rywale, choć to oczywiście bardzo groźne drużyny, to jednak niżej od nas notowane i to one raczej boją się naszej kadry niż my ich. Zwłaszcza Kuba może jednak nam mocno zagrażać, bo pokazała przed rokiem, że znów wraca do światowej elity, a Lozano polskim zawodnikom i kibicom też ma zapewne to i owo do udowodnienia. Jakby na to nie patrzeć mamy chyba jednak lepszych siatkarzy i lepszego szkoleniowca, więc z dużymi nadziejami możemy oczekiwać pierwszych spotkań. W poprzednim roku Castellani i jego zespół „uzupełnili” nam kolekcję złotych medali o mistrzostwa Europy. Mamy nadzieję, że w tym uzupełnią go medal World League bo takowego dotąd nie posiadamy.
Faworytem Ligi Światowej będą po raz kolejny Brazylijczycy, którzy do szerokiego składu powołali nawet kontrowersyjnego rozgrywającego Ricardo Garcię. Podobnie jak u nas do kadry wróciło kilku siatkarzy mistrzów olimpijskich w drużynie USA nie oglądanych w poprzednim roku. Te dwie drużyny oraz Polska i Rosja (po świetnym sezonie w PlusLidze wrócił do kadry Paweł Abramow) są uważane za wielkich faworytów tegorocznej edycji.
Krzysztof Mecner