TŁOK POD DRZWIAMI PREZESA
ZDANIEM WETERANA
TŁOK POD DRZWIAMI PREZESA.
Odwiedziłem wspaniałą Profesjonalną Ligę Piłki Siatkowej w jej siedzibie na Bagnie. Całe szczęście, że bagno to jest tylko nazwa ulicy, na której urzęduje Wielce Szanowny Pan Prezes Artur Popko w towarzystwie swoich współpracowników(czek), w tym przesympatycznych pań – Reni i Małgosi. Może pań jest więcej, ale ja tylko znam te damy, naprawdę fajne. Czy o Wielce Szanownym, bez wśliniania, też można w samych superlatywach? Ja nie powiem nie, tym bardziej, że mam do niego interes.
Usiłowałem dostać się do Prezesa, lecz to nie łatwa sztuka. Interesanci, księgowi z jakimiś papierzyskami, czekałem i czekałem. Czekał też mistrz olimpijski, z którym z radością zamieniłem słów kilka – Włodzimierz Sadalski. On się chyba doczekał, ja dałem nogę, co nie znaczy, że prezesa jeszcze nie zaatakuję. Na razie zostawiam to jednak innym.
Obok prezesa urzęduje mój przyjaciel – Czarosław Matusiak. Strasznie zapracowany, ale ostatecznie znalazł jednak czas by się przywitać z weteranem.
Na razie na arenach cisza. Jaka szkoda, że liga się już skończyła, ja (myślę, że i kibice) wielce tego żałuję, wątpliwe czy zmęczone siatkarki także. Mieliśmy w tej lidze sporo ciekawych wydarzeń, czy jednak również jakiś objawień? W czwartek mój były podopieczny, zacny Kamil Drąg zamieszcza w „PS” wyniki plebiscytu na gwiazdy sezonu. Mnie, jako plebiscytu inicjatora, lat temu bardzo, bardzo wiele, też łaskawie zaprosił do głosowania. Większość postawi zdaje się na Fontelesa, sądzę, że nie było gwiazdy jaśniejszej od niego, choć mnie tak ciągnęło by forować Ignaczaka; wprawdzie startuje w konkurencji „libero”, którą zapewne wygra, ja już jednak kiedyś przełamałem te podziały i głosowałem na libero jako najlepszego w ogóle. „Igła” to mój idol, nawet jeśli grał w zakończonym sezonie ciut słabiej niż poprzednio. Mimo, że libero nie atakujący facet, przecież zaś atak najbardziej rzuca się w oczy, ile jednak dobrego można zdziałać dla drużyny tyrając z powodzeniem w polu. Zawsze zachwycałem się wspaniałymi obronami ( bardziej niż hucznymi „bombami”), żyją w mej pamięci na przykład parady Staszka Gościniaka, którego nazwałem samolocikiem, przedtem jeszcze Siwka i innych wspaniałych z lat, niestety, bardzo już odległych. Syn mnie ochrzania, że nie napisałem jakiś wspomnień z tamtego dalekiego okresu. Dalekiego, bo to już niedługo mój jubileusz 50 lat z siatkówką; oblejemy to szampanem, oczywiście z synem Rafałem, bo kogo obchodzą takie jubileusze jakiegoś staruszka, którego pół wieku temu świętej pamięci prezes Brzósko zachęcił do tej przepięknej (Boże, jak wiele wspaniałych, zgrabnych dziewczyn i młodych dam) dyscypliny sportu. Żałuję, że nie prowadziłem jakiegoś pamiętnika, bo ileż ciekawych, czasem pikantnych anegdotek ulatuje z pamięci. Trochę tych anegdotek brakuje mi w książce Krzysia Mecnera, napisanej na 60-lecie siatkówki.
Rozpisałem się a tu czas psychicznie przygotowywać się do wizyty u Prezesa. Nawiasem mówiąc, dojdzie do niej chyba prędzej niż ten tekst się ukaże, bo o terminie publikacji tego elaboratu decydują tak zwane względy techniczne, opóźniające, mimo pomocy Czarosława, sprawę.