Udany początek
Mimo porażki z Finlandią pierwszy turniej tegorocznej Ligi Światowej można uznać za udany w wykonaniu naszej reprezentacji. Najcenniejsze jest z pewnością zwycięstwo nad Brazylią, zespołem wciąż przecież uznawanym za jednego z głównych faworytów Igrzysk Olimpijskich, a z którym od lat nie potrafiliśmy wygrać ważnego spotkania. To cenniejszy nawet sukces niż zwycięstwo w tym pierwszym turnieju w Kanadzie.
Wahania formy drużyn światowej elity, a przecież tylko takie grają w rozgrywkach, w tych pierwszych tegorocznych meczach to sprawa zrozumiała. Zespoły dopiero wchodzą w rytm meczowy i jak zwykle minie jeszcze trochę czasu zanim ta forma się ustabilizuje. A ponieważ stawka jest wyrównana stąd tak wiele niespodziewanych rozstrzygnięć nie tylko zresztą w naszej grupie. Brazylia przegrała przecież też z Kanadą, w innych grupach punkty traciły przecież Rosja, Serbia, USA i inne znane drużyny. Najrówniej grają na razie Włosi, ale oni są po wygranym turnieju kwalifikacyjnym do igrzysk, stąd już wcześniej osiągnęli chyba wysoką dyspozycję i pewną stabilizację swej formy.
Z Brazylią przez lata nam się nie wiodło. Oni pozbawili nas medalu na igrzyskach w Atenach pokonując nas w ćwierćfinale, oni zabrali nam w 2006 r. tytuł mistrza świata, oni wyeliminowali nas z mistrzostw świata w 2010 r. Porażek w Lidze Światowej też było z nimi mnóstwo, ale przecież Brazylia w latach 2001-2010 przegrywała wielkie imprezy niezwykle rzadko.
Pamiętam bardzo dobrze cztery spotkania z nimi w fazie interkontynentalnej w 2002 r., gdy wówczas wygraliśmy aż trzy i wtedy wydawało się, że zaczynamy dorównywać drużynie Bernardo Rezende. Tak się jednak nie stało. Nie zdobywaliśmy medali w kilku kolejnych latach, podczas gdy Brazylijczycy wygrywali co się dało. W chwili obecnej jednak mam wrażenie, że mamy nawet lepszą od nich reprezentację, o znacznie większych perspektywach w najbliższych miesiącach. Sytuacja w sporcie nigdy jednak nie jest stabilna, a każdy sezon przynosi coś nowego.
Brazylię pokonaliśmy w towarzyskim meczu na otwarcie hali na pograniczu Gdańska i Sopotu. To jednak był tylko mecz towarzyski, a w takich zawsze wyniki są sprawą drugorzędną. Przegraliśmy z nimi nawet w tak pomyślnym dla nas Pucharze Świata, ale wówczas punkt zdobyty w tamtym meczu był dla nas bezcenny bo dał nam awans do Londynu. Teraz nadzieje rosną z każdym meczem drużyny Andrei Anastasiego.
Trochę martwi porażka z Finlandią, ale to przecież też zespół dużej klasy, a ich trenera Daniela Castellaniego też w Polsce znamy z dobrej strony. W meczu z Kanadą decydującym o zwycięstwie w turnieju znów jednak wygraliśmy. Czasem zimny prysznic więc się przydaje, a ten jaki sprawił nam Castellani też pewnie wyjdzie kadrze na dobre.
Przed nami kolejne turnieje Ligi Światowej, w tym ten najważniejszy dla nas za dwa tygodnie w Katowicach. Walka o miejsca w turnieju finałowym w Sofii zapowiada się bardzo ciekawie i mimo wszystko zapewne z Brazylią będziemy walczyć o prymat w grupie.
Brazylijczycy wiele lat grali w zasadzie taką samą grupą ludzi i w pewnym momencie stanęli przed zadaniem przekształcenia drużyny. Obecna reprezentacja Brazylii, choć zapewne zdolna wygrywać największe światowe imprezy, nie prezentuje już takiej siły jak choćby drużyna z 2006 r. gdy walczyliśmy z nią w finale mistrzostw świata. Dlatego w walce o prymat w grupie mamy ogromne szanse. Jeśli pokonamy Brazylię także w Katowicach, to te szanse z pewnością jeszcze bardziej wzrosną. Na razie cieszymy się ze zwycięstwa w turnieju Toronto i czekamy na kolejne dobre występy biało-czerwonych.
Krzysztof Mecner