W cieniu igrzysk
Igrzyska Olimpijskie w Vancouver rzuciły trochę w cień zmagania w innych dyscyplinach. Ale akurat w lidze panuje przerwa, a w europejskich pucharach emocji też akurat za wiele ostatnio nie mamy. Poległy siatkarki z Dąbrowy Górniczej, ale należą im się słowa uznania za zaciętą walkę jaką w pierwszym meczu stoczyły z Asystelem Novara. Bardzo bliska awansu jest natomiast Asseco Resovia, która wygrała pierwszy mecz w Bułgarii z CSKA Sofia i przed własną publicznością nie powinna zmarnować ogromnej szansy i awansować do ćwierćfinałów Ligi Mistrzów. Pojawia się coraz większa nadzieja, że w turnieju finałowym w Łodzi zagrają dwie polskie drużyny co dwukrotnie zwiększy nasze szanse na zdobycie tego trofeum. 17. lutego minie równo 32 lata gdy jedyny raz w naszej historii cieszyliśmy się z wygrania tego najcenniejszego klubowego trofeum w Europie. Zdobył go Płomień Milowice, który właśnie 17.02.1978 r. na parkietach w Bazylei wygrał swój trzeci mecz w turnieju finałowym z czechosłowacką drużyną Aero Odolena Voda zapewniając sobie ten jakże cenny puchar. Po tych 32 latach zresztą ranga tych rozgrywek jest zupełnie inna, system rozgrywek też. Nie grają w nim jak kiedyś tylko mistrzowie kraju, ale także zdobywcy pucharów i jeszcze inne czołowe drużyny. Sukces pozostał jednak w naszej pamięci i w historii siatkówki. Szkoda tylko, że po wspaniałym klubie z Milowic niewiele dzisiaj zostało, zresztą nie żyje już kilku bohaterów finałowego turnieju w Bazylei z trenerem Aleksandrem Skibą, fenomenalnym rozgrywającym Wiesławem Gawłowskim, Leszkiem Molendą, Janem Rogowiczem na czele. Cóż takie jest życie...
Resovia ma równie piękną historię jak Płomień może nawet bogatszą. Do tej historii powoli nawiązuje, prowadząc rozsądną politykę finansowo-kadrową w ostatnich kilku latach. No i mamy Skrę Bełchatów – zespół gwiazd naszej siatkówki jak najbardziej predysponowany by pójść w ślady Płomienia. Resovia jednak też ma szansę, potrafiła przecież wyeliminować Skrę w Pucharze Polski, a rozgrywki Ligi Mistrzów są rozgrywane na podobnych przecież zasadach.
Resovia wygrała w Sofii w dramatycznych okolicznościach, z przerwami na zamieszki wśród publiczności i awarię oświetlenia. Nie sądzę by Bułgarzy specjalnie wyłączyli światło by popsuć szyki rzeszowskiej drużynie, która do tego momentu rządziła na boisku. Choć dzisiaj dążenie do sukcesu przez wszystkie drużyny jest tak wielkie, że nic mnie już nie zdziwi. W tym miejscu przypomniała mi się od razu historia z naszej piłkarskiej ekstraklasy sprzed paru lat, gdy po awarii oświetlenia w Katowicach przerwano mecz GKS z Górnikiem, gdy rywal prowadził 1-0. Kibice Górnika podejrzewali działaczy z Katowic (oczywiście bez sensu) że to światło wyłączyli celowo. Mecz powtórzono w południe. Gdy znów Górnik objął prowadzenie, jego kibice zaczęli skandować: „zgaście słońce”!
Wracając do Resovii znakomicie gra w tym zespole Białorusin Achrem, z którym wywiad zamieściliśmy w ostatnim numerze prowadzonego przeze mnie miesięcznika „Magazyn Siatkówka”. Napisała do redakcji jedna z czytelniczek oburzona, że nie znamy pisowni zagranicznych siatkarzy. Ta niewiedza czytelniczki jednak jest winą... wielu gazet, które bezmyślnie piszą nazwiska siatkarzy takie jakie mają na koszulkach (zgodnie z angielską nie polską pisownią). Szkoda jednak, że skoro już przyjmują taką konwencję nie są przy tym konsekwentni, bo np. nie zauważyłem by ktoś pisał Abramov czy co jest lepszym przykładem Vadim Khammuttsikh (czyli Wadim Chamuckich). Nazwiska pisane w oryginale cyrylicą w polskim języku należy pisać po polsku, więc należy pisać Stojew a nie Stoev, Achrem a nie Akhrem, Abramow nie Abramov, Uszakow nie Ushakov itd. Zresztą ostatnio na temat nazwiska Achrema miałem dłuższą pogadankę z jego menadżerem Andrzejem Grzybem. Jego nazwisko i imię jest w różnych dokumentach różnie pisane, stąd Andrzej miał z tego powodu różne zabawne historie i sam mi gratulował, że wreszcie ktoś poprawnie go napisał. Stąd apel do gazet i portali internetowych by pisać nazwiska Rosjan, Ukraińców, Białorusinów, Bułgarów po polsku, a nie po „angielsku” bo przecież do polskich czytelników to jest adresowane.
Krzysztof Mecner