Wielka szansa Jastrzębskiego Węgla
Przed nami finałowy turniej najważniejszych rozgrywek klubowych w Europie – Europejskiej Ligi Mistrzów. Czekamy z niecierpliwością na ten start, gdyż ogromne nadzieje wiążemy z występem Jastrzębskiego Węgla. Z pewnością podopieczni Lorenzo Bernardiego nie są faworytem tego turnieju, ale dobra dyspozycja w ostatnich tygodniach i spore doświadczenie wyniesione z gier w Europie dają nadzieję na dobry występ polskiej drużyny. W sporcie wszystko jest możliwe.
Jak szybko mija czas. Właśnie minie przecież dziesięć lat od czasu gdy Jastrzębski Węgiel wywalczył w 2004 r. mistrzostwo Polski, zdobywając tym samym przepustkę do gry w Lidze Mistrzów. Te minione 10 lat obfitowało w spore sukcesy. Jastrzębski Węgiel ma na koncie już srebrny medal Klubowych Mistrzostw Świata i Challenge Cup, a także dwa finały Ligi Mistrzów na koncie. Może teraz spełnią się marzenia polskich kibiców.
Lorenzo Bernardi już po raz drugi będzie prowadził jastrzębską drużynę w finałach Ligi Mistrzów. Zna te rozgrywki znakomicie, bo przecież jako siatkarz wielokrotnie grał w finałowych turniejach europejskich pucharów. W 2011 r. w Bolzano Jastrzębski Węgiel spisywał się dzielnie, ale w walce z dwoma rosyjskimi drużynami i znakomitą wtedy włoską ekipą z Trentino wiele zwojować nie mógł. Teraz historia trochę się powtarza. Znów jastrzębska ekipa będzie rywalizować z dwoma klubami z Rosji oraz drużyną gospodarzy. Halkbank Ankara będzie rywalem polskiej ekipy już w półfinale. Halkbank przejął trenera i kilku czołowych graczy właśnie z Trentino i na pewno będzie to niezwykle ciężki do ogrania rywal. Wszyscy wiedzą od lat jak ciężko wygrać mecz na tureckiej ziemi. Wprawdzie obecnie nie ma już takich „cudów” z sędziowaniem jak to niegdyś bywało, ale i tak łatwo rywala ograć nie będzie. Turcy mają Juantorenę i Kazijskiego, ale mają także słabsze ogniwa w zespole. Jakimś plusem dla drużyny Bernardiego będzie też fakt, że spokojnie będzie mógł korzystać ze wszystkich graczy. W meczach PlusLigi jednak musi cały czas zwracać uwagę by nie przekroczyć limitu cudzoziemców na parkiecie, co mu się zresztą już kiedyś zdarzyło. W Lidze Mistrzów takich ograniczeń nie ma.
Znamienny jest fakt, że w turnieju finałowym zabraknie po raz pierwszy od lat włoskiej drużyny. Po raz ostatni taki wypadek miał miejsce w 2005 r. Lata dominacji włoskich drużyn w europejskich pucharach dobiegły końca. Teraz dominują kluby rosyjskie. Dwie poprzednie edycje wygrały przecież Zenit Kazań i Lokomotiw Nowosybirsk. Teraz też obie rosyjskie drużyny, które zagrają w Ankarze wydają się być – przynajmniej teoretycznie – najsilniejsze. Zenit Kazań i Biełgoria Biełgorod wygrywały już w przeszłości Ligę Mistrzów, a Rosja ostatnio dość wyraźnie dominuje nad resztą Europy zarówno w wydaniu reprezentacyjnym jak i klubowym.
Ciekawa będzie też walka trenerska. Trenerzy rosyjskich ekip Alekno i Szipulin mają na koncie masę sukcesów nie tylko klubowych, ale odniesionych też z reprezentacją Rosji. Trener Halkbanku Radostin Stojczew jest z kolei najbardziej utytułowanym trenerem ostatnich czasów w Europie. Kilkakrotnie wygrywał z Trentino zarówno Ligę Mistrzów jak i Klubowe Mistrzostwa Świata. Dorobek trenerski Bernardiego przy takich rywalach jest skromny. Za to bije ich wszystkich na głowę jako siatkarz, bo przecież nie „za ładne oczy” FIVB wybrała go razem z Karchem Kiraly’m najlepszym siatkarzem stulecia dyscypliny. Szipulin nie był w ogóle wysokiej klasy siatkarzem, Alekno i Stojczew byli znanymi graczami, ale sławę przyniosła im dopiero praca szkoleniowa. Zobaczymy kto z tej szkoleniowej rywalizacji wyjdzie zwycięsko. Trenerzy będą mieli ważną rolę do odegrania. Gdy czasem o wyniku decydują drobne niuanse, jedna zła decyzja trenera może mieć opłakane skutki.
Cieszy nas wszystkich, że po raz kolejny polski zespół będzie uczestnikiem najważniejszego turnieju klubowego w Europie. Na puchar i zdobycie miana najlepszej drużyny Starego Kontynentu nasza klubowa siatkówka czeka już bardzo długo, bo od 1978 r. Może teraz Jastrzębski Węgiel spełni nadzieje i sprawi wszystkim kibicom w Ankarze jakąś przyjemną niespodziankę. Trzymamy kciuki!
Krzysztof Mecner