Wielki szlem
Od dłuższego czasu siatkówka plażowa jest porównywana do ziemnego tenisa. To niemal identyczny „latający cyrk” trwający przez cały rok, jedynie skala wartości jest dla siatkarzy i tenisistów nieco inna. Dla tenisisty co wynika z wieloletniej tradycji i specyfiki tej dyscypliny ważniejsze jest wygranie Wimbledonu czy innego turnieju wielkoszlemowego od... zwycięstwa nawet w igrzyskach olimpijskich, gdzie jednak tenis ziemny jest w głębokim cieniu innych dyscyplin sportowych. W siatkówce od kilku lat też pojawiły się turnieje wielkoszlemowe, z wyższą pulą nagród i wyższą rangą od zwykłych „world tourów”. W beach volleyballu są jednak tradycyjne wartości. Najważniejsze są igrzyska olimpijskie i rozgrywane co dwa lata mistrzostwa świata niż wszystko inne co dzieje się w tej dyscyplinie sportu. Turnieje wielkoszlemowe też jednak mają ogromną wartość, bo zawsze gromadzą wszystkich najlepszych na świecie.
Polska już od kilku lat organizuje world toury i to coraz wyższej rangi. W tym roku drugi turniej w Polsce (pierwszy odbył się w Mysłowicach) zostanie rozegrany w Starych Jabłonkach. Ranga jego jednak będzie zdecydowanie wyższa, gdyż turniej Mazury Open zyskał właśnie status wielkoszlemowego. To będzie najważniejsza impreza siatkówki plażowej w Polsce w całej naszej historii, a do której zostały już tylko trzy tygodnie.
Czekamy na nią z tym większym zainteresowaniem, że właśnie trochę w cieniu zakończenia Ligi Światowej w Polsce przemknął nam największy sukces w historii beach volleyballa w naszym kraju jaki odniosła w Gstaad nasza najlepsza para Grzegorz Fijałek i Mariusz Prudel. W wielkoszlemowym turnieju w Szwajcarii polski duet wdarł się do elity zajmując ostatecznie fantastyczne czwarte miejsce, przegrywając jedynie w walce o medale z najlepszą parą świata – mistrzami olimpijskiemi Rogersem i Dalhausserem oraz legendarnymi Brazylijczykami Ricardo i Marcio Araujo, którzy w sumie w dorobku z innymi partnerami mają na koncie aż... cztery olimpijskie medale. To co jeszcze dwa lata temu wydawało się czymś w rodzaju science-fiction staje się faktem. Doczekaliśmy się pary mogącej walczyć nawet o medal w igrzyskach olimpijskich w Londynie!
Duetem Fijałek-Prudel tak naprawdę zainteresowano się dwa lata temu, gdy w maju w 2008 r. awansowali w Pradze do głównego turnieju gdzie potem sprawili sensację pokonując znakomitych Brazylijczyków Pedro i Harleya. Jesienią 2008 r. jako pierwsza polska para w historii turniejów światowych awansowali do półfinału zajmując czwarte miejsce na plażach w Bahrajnie. Tam po pierwsze jednak po igrzyskach w Pekinie zabrakło kilkunastu czołowych par świata, a po drugie był to zwykły world tour. Identyczna lokata jaką zajęli w Gstaad ma jednak zupełnie inny wymiar. Po pierwsze to był turniej wielkoszlemowy, po drugie wywalczony w fantastycznej obsadzie, gdzie były w zasadzie wszystkie najlepsze duety na świecie. Polacy po drodze pokonali m.in. czwartą parę igrzysk w Pekinie Gruzinów Geor-Gia (naturalizowanych Brazylijczyków) oraz fantastyczny duet Amerykański Fuerbringer-Lucena. To daje ogromną nadzieję na dobre wyniki w dalszej części sezonu i poprawę fantastycznej lokaty pary nr 7 w światowym rankingu. Dla polskiej pary teraz najważniejsze cele to walka o podium w Starych Jabłonkach i o jak najlepsze miejsce na mistrzostwach Europy w Berlinie.
Nie najgorzej jest też z innymi parami. Kądzioła i Szałankiewicz w Gstaad sukcesów nie odnieśli ale toczyli wyrównane boje w każdym meczu. Duet kobiet Urban-Wiatr przez kwalifikacje tym razem nie przeszedł, ale już z każdego występu w światowych turniejach przywozi choćby jedno zwycięstwo. W Starych Jabłonkach będziemy gospodarzem, więc start w turnieju głównym kilka polskich par ma gwarantowany. Będzie więc wielka szansa by podreperować dorobek punktowy i poprawić miejsca w światowym rankingu, który przecież w głównej mierze będzie decydował kto zagra w igrzyskach olimpijskich za dwa lata w Londynie.
Na razie cieszymy się, że podobnie jak mamy w tenisie Agnieszkę Radwańską, również w „siatkarskim objazdowym cyrku” mamy duet zdolny do wyrównanej walki z najlepszymi na świecie.
Krzysztof Mecner