Włoska organizacja
Finałowy turniej Ligi Mistrzów rozegrany we włoskiej miejscowości Bolzano pod względem sportowym był porywający. W zasadzie każde spotkanie tego wielkiego finału było niezwykle ciekawe, emocjonujące i stało na wyśmienitym poziomie. Zobaczyć w nim można przecież było największe gwiazdy europejskiej i światowej siatkówki, które pokazały jak piękna i emocjonująca może być ta dyscyplina sportu.
Wszyscy cieszyliśmy się z wielkiego sukcesu jaki odniósł Jastrzębski Węgiel, który znalazł się w tym elitarnym gronie i walczył o europejską koronę. Ostatecznie uplasował się na czwartym miejscu, ale swoją grą udowodnił, że na ten finał jak najbardziej zasłużył. Stoczył dwa niezwykle wyrównane spotkania z Trentino uważanym za najlepszy zespół klubowy na świecie i Dynamem Moskwa, gdzie był bliski zwycięstwa.
Było jednak sporo żalu o to co działo się w Bolzano. Nasi siatkarze mieli spore pretensje do pracy sędziów, którzy dziwnym trafem podejmowali w kilku kluczowych momentach niekorzystne dla Polaków decyzje. W meczu w Trentino naliczono ich kilka. W drugim secie Jastrzębski Węgiel prowadził 23:21 i miał szanse odwrócić losy spotkania. Wcześniej jednak polski zespół ukarano za protesty przeciwko błędom sędziowskim żółtą kartką. Tego jednego odebranego przez arbitrów punktu potem zabrakło. W meczu o brąz Jastrzębski Węgiel wygrał w dobrym stylu pierwszego seta. W drugim przy wyniku 23:22 dla Dynama wyprowadził kapitalną kontrę i po ataku Gaspariniego piłka uderzyła w boisko. Widzieli to wszyscy na hali poza arbitrami, a ten punkt prawdopodobnie zadecydował o końcowym wyniku. To trochę boli, bo tak dobre drużyny jak Trentino czy Dynamo nie potrzebują tego rodzaju pomocy. Ale przy tak wyrównanych bojach jeden punkt w decydującym momencie może zaważyć na wyniku. Obiektywnie jednak patrząc Trentino czy rosyjskie ekipy są lepsze od Jastrzębia. Grają w tych drużynach przecież fantastyczni siatkarze, kosztujący majątek. W decydujących chwilach pokazywali jednak, że warci są tych pieniędzy.
Inna uwaga dotyczy samej organizacji tego finałowego turnieju. Jak mówili polscy dziennikarze, gdyby na takim poziomie organizowano turnieje w Polsce to nikt na organizatorach nie zostawiłby suchej nitki. Biuro prasowe przedstawiało dość opłakany widok, o innych rzeczach nie wspominając. Przykre było też to, jak potraktowano polski zespół. Miałem w przeszłości okazję uczestniczyć w kilku finałach Ligi Mistrzów czy innych europejskich pucharów. Zawsze jakieś nagrody i medale otrzymywali wszyscy uczestnicy. Teraz zmienił się ceremoniał i nagradzani są tylko medaliści. Po meczu o III miejsce było to trochę żenujące, gdy polskiej drużynie kazano iść do szatni, a na parkiecie medale i puchary odbierali tylko Rosjanie. Czy Jastrzębie uczestniczyło w tym turnieju? – pytano nawet w kuluarach. Polski klub nie dostał nic, ani medalu, ani pucharu, ani nawet zwykłego dyplomu. A przecież dla siatkarzy Jastrzębskiego Węgla uczestnictwo w takim turnieju to wielki wyczyn i pewnie każdy z siatkarzy jakąś pamiątkę przypominającą o tym, że miał zaszczyt grać w finale Champions League, chciałby mieć. CEV powinien przemyśleć strategię rozwoju europejskich pucharów, bo ich krytyka jest coraz częstsza.
Żałowano trochę, że do finału w Bolzano nie zakwalifikowała się Skra, która toczyła heroiczne boje z Zenitem Kazań w II rundzie play off. Wtedy mielibyśmy polski półfinał i znacznie więcej emocji. Zenit awansował do wielkiego finału, gdzie też mógł popsuć Włochom święto. Ostatecznie jednak Włosi dopięli swego i po raz kolejny wygrali te rozgrywki. Z roku na rok nasze drużyny grają coraz skuteczniej w europejskiej rywalizacji. Pozostaje jednak ten jeden jedyny, choć może najtrudniejszy do zrobienia krok, by te puchary wygrywać.
Dla Jastrzębskiego Węgla za ten awans i postawę w turnieju finałowym należą się jednak wielkie słowa uznania. Powetowali sobie niepowodzenia w rodzimej lidze i ten start wiele ich nauczył. To będzie na pewno procentowało w przyszłości.
Krzysztof Mecner