ZABAWA W KATARZE?
ZDANIEM WETERANA
ZABAWA W KATARZE?
NIE tylko pomysłowość ludzka nie zna granic ale chyba i zdrowy rozsądek. Czy działacze FIVB, w swej chwalebnej skądinąd idei ciągłego reformowania siatkówki, nie przekraczają czasem owej rozsądkowej granicy? Czas pokaże. Jeśliby zliczyć wszystkie zmiany, jakie wprowadzono w ostatnich dziesięcioleciach sądzę, iż była by to liczba rekordowa, jakiej nie przebije żadna inna dyscyplina sportu. Większość pomysłów oceniona została przez praktykę siatkarskiego życia codziennego pozytywnie. Wniosła naprawdę wiele, by volleyball, w bardzo dawnych latach zwany przebijanką uatrakcyjnić, zwiększyć, ku chwale widowiskowości, ciągłość gry, zmniejszyć zaś na przykład kolosalną w pewnym okresie czasu przewagę ataku i tak dalej i dalej. Ciekawe czy przyjmie się nowy pomysł, który testowany zostanie w zyskującym coraz większą sławę nie tylko w polityce – Katarze, podczas klubowych mistrzostw świata. Pisał już o tym red. Krzysztof Mecner, ale przypominam sprawę bo warto. Oto pierwszą piłkę, czyli tą, którą się dostanie z zagrywki przeciwnika, będzie można zaatakować tylko wybijając się zza linii trzech metrów (atak z drugiej linii). Wyjątek: dozwolony jest atak „z drugiej piłki” czyli mamy tu na myśli drugi kontakt z piłką po przyjęciu zagrywki. Rewolucja czy pomieszanie z poplątaniem? Rozsądźmy to sami, oglądając transmisje z Kataru. Coś mi się zdaje, że zabawa będzie nie licha.
Tymczasem trwa nasza ukochana PlusLiga siatkarzy (wystartowały także panie, ale to temat zasługujący na lepsze potraktowanie a nie jakąś wzmiankę, w innym raczej lecz zaprzyjaźnionym, o tej samej nazwie blogu). Niektórzy hojni komentatorzy już rozdają medale, choć niezwykle ceniony – myślę, że nie tylko przeze mnie, komentator - ekspert-fachowiec – Wojciech Drzyzga mówi by studzić gorące głowy, bo to przecież dopiero początek, tyle jeszcze grania, tyle się w grze nieprzewidywalnej, jaką jest siatkówka, może przez kilka miesięcy zdarzyć. No ale Wojtek swoje a jego niektórzy koledzy swoje, windując na przykład, już po trzeciej kolejce, zgrabnie sformułowanymi pytaniami pomeczowej rozmówki siatkarzy AZS Częstochowa na podium. A’ propos AZS to taka drużyna, mająca w większości zdolnych lecz nieopierzonych jeszcze zawodników, jak uczy doświadczenie, potrafi grać w kratkę; zdarza się, że nawet lepiej z bardziej faworyzowanymi - bo cóż mamy wówczas do stracenia, gramy wesoło i na luzie - gorzej gdy tak usztywniające oczekiwania rosną i samemu w tej nieszczęsnej roli faworyta się występuje.
No ale jest wolność słowa i niech sobie wspomniani nieco wyżej faceci gadają, choć szkoda, że do mikrofonu.
***
MNIE, podobnie zresztą jak Drzyzgę, denerwują bardziej marnowane okazje, brak szacunku do ważnej piłki. Na ten przykład: drugi set meczu Jadaru z silniejszym przecież Jastrzębskim, okazja wygrania tej partii. Przy ostatnim bodaj z trzech setboli dla Jadaru radomianin na zagrywce, serw nie jest ani mocny, ani szczególnie utrudniony, po prostu przebicie prosto w ...siatkę (czy aut – nie pamiętam). Była okazja wygrania partii, może odmienienia obrazu meczu, była i się zmyła, podobnie jak niestety niewykorzystanie wielu podobnych sytuacji. Śp. Jurek Wagner na zgrupowaniu w Zakopanem po takiej wpadce wysłał by może, jak głosi legenda, delikwenta za karę z sali biegiem na najbliższą górę i z powrotem. Jurek i wiele innych pięknych postaci, siatkarek z Agatą Mróz i siatkarzy z młodziutkim, jakże zdolnym Arkiem Gołasiem, trenerów, działaczy, sędziów z mistrzem w fachu, przeuroczym Zygmuntem Zwierzańskim; tyle siatkarskich indywidualności od nas przez lata odeszło, co przy okazji listopadowego Święta Zmarłych z wielkim żalem wspominaliśmy.
Wracam do PlusLigowego tematu. Drzyzga mówi, że Włosi z Serie A czym trudniejsza sytuacja tym zagrywają pewniej. To jest klasa, której nam jeszcze brakuje. U nas bowiem nawet myśl, że możemy zrobić niespodziankę teoretycznie mocniejszemu często paraliżuje, by nie powiedzieć ogłupia.
Nie chcę jednak za bardzo wybrzydzać, bo, jak już zresztą pisałem, mieliśmy już w pierwszych kolejkach PlusLigi sporo meczów na naprawdę dobrym poziomie nie mówiąc o widowiskowości, co nawiasem mówiąc nie zawsze idzie w parze. Sądzę jednak, że w tym sezonie odbędzie się wiele spotkań zarówno widowiskowych jak i chwalonych za poziom gry. Było na przykład takie godne podziwu - choć gra nie pozbawiona pewnej liczby błędów, bo takiego ideału nikt nie osiągnął i nie osiągnie - spotkanie Skry w Rzeszowie . Następnie m.in. I set meczu Skry w Jastrzębiu, do 33 dla Jastrzębia i 7:6 w setbolach (potem działo się interesująco ale ciut za dużo „falowania”, szczególnie Jastrzębia oraz braku opanowania i pretensji trenera Santillego, najczęściej nieuzasadnionych, co wykazywały tv powtórki). Można też wspomnieć (z pewnymi zastrzeżeniami dotyczącymi głównie Jastrzębia) świetny pojedynek Resovii z Węglarzami, również bardzo dobre fragmenty w meczach innych zespołów, mniej może obecnie renomowanych, ale w tych interesujących rozgrywkach z szeroką czołówką mających znaczne szanse zajść wysoko. Co dla niektórych znaczy podium, dla innych np. miejsce w pierwszej czwórce czy szóstce.
***
OBY tylko za dobrą grą szerokiej czołówki nadążali sędziowie, bo niestety, mieliśmy na szczęście nieliczne ale jednak, sygnały, że forma niektórych arbitrów nie osiągnęła jeszcze szczytów. Nie mam zwyczaju czepiania się przy byle okazji sędziów, bo ich praca naprawdę niełatwa, szczególnie w meczach transmitowanych przez tv. My na powtórce widzimy oto wyraźnie, że piłka otarła się przy bloku o mały paluszek zawodnika z drugiej, przeciwległej, dalekiej strony od wysokiego stołka arbitra, on, oczywiście sędzia nie stołek, naprawdę tego mógł nie zauważyć. Podziwiam jednak mocne nerwy Jana Sucha w meczu jego Jadaru z na pewno silniejszym – patrząc obiektywnie na skład i moc zespołu – Jastrzębskim Węglem. Jasio w swoim czasie zapłacił coś tam za „pyskówki”, ma się więc teraz na baczności, ale mimo wszystko znając od lat tego ambitnego, sympatycznego lecz nerwowego, pełnego temperamentu wpierw zawodnika, potem trenera, jestem pełen szacunku dla jego spokoju gdy nie tendencyjnie wprawdzie, ale przez pomyłkę coś jednak sędzia odbierał jego drużynie. A tak naprawdę to Jan mógł mieć uzasadnione pretensje nie tylko do arbitra, także a może przede wszystkim do swych zawodników, że błędami tracili szanse urwania Jastrzębiom przynajmniej seta.
Żeby jednak nie było za bardzo jednostronne – delikatny, z pewną nieśmiałością, apel i do trenerów. Panujcie panowie nad mocnym, wyrazistym na przykład w treningowych kontaktach siatkarskim językiem, by się coś jednak nie wymsknęło podczas meczu, (dotychczas malutko ale jednak), bo w czasie transmisji kamery i mikrofony was śledzą a słucha szeroka, dobrze wychowana publiczność, pełna pięknych, subtelnych niewiast z niewinnymi dzieciątkami w towarzystwie. Niech owe maluchy łaciny uczą się w szkole, tej prawdziwej, pięknej, starej łaciny, nie kuchennej.
Stary puer Janusz Nowożeniuk