Zaduma nad sensem
Wciąż mamy masę radości z występów polskich drużyn w europejskich pucharach. Wybrałem się na spotkanie Tauronu Dąbrowa Górnicza z Dynamem Krasnodar, gdzie nasze zawodniczki w proch i pył rozbiły znakomity rosyjski zespół, który przyjechał do Dąbrowy osławiony wyeliminowaniem wielkiego włoskiego klubu Foppapadretti Bergamo. Podopieczne Waldemara Kawki są o krok od awansu do wielkiego finału Pucharu CEV, co byłoby wielkim i nieoczekiwanym sukcesem polskiej drużyny.
Oczywiście do tego awansu bardzo daleko. Jacek Stychno, gdy opowiedział mi jak koszmarnie długa droga ich czeka na niedzielny mecz rewanżowy do Kransodaru to zastrzegł, że może być różnie, ale jest w zanadrzu jeszcze „złoty set”. Krasnodar dostał lanie i w Bergamo, ale wycieńczone podróżą Włoszki przegrały rewanż i przegrały też tego złotego seta. Więc trzeba być w Rosji przygotowanym na wszystko.
Awans do finału tego prestiżowego pucharu to po osiągnięciach ZAKSY i Resovii kolejny wielki sukces. A przecież w turnieju finałowym najważniejszego z pucharów, czyli Ligi Mistrzów, zagra także Jastrzębski Węgiel.
Choć wszystkich nas cieszą te piękne osiągnięcia polskich drużyn, to jednocześnie rozgorzała dyskusja nad sensem startu w europejskich rozgrywkach. Koszty całego przedsięwzięcia są ogromne, a poza splendorem i miejscem w historii siatkówki kluby mają z tego niewiele. Wymagania jakie stawia CEV przed uczestnikami też są niezwykle wygórowane.
Siatkarskie puchary nigdy nie mogły się porównywać z pucharami piłkarskimi, gdzie kluby walczą o ogromne nagrody. Dawniej jednak CEV potrafił znaleźć sponsorów na swe sztandarowe rozgrywki klubowe (Indesit, Austrian Lines itd.), więc finansowe nagrody jednak jakieś były. Teraz widocznie jest z tym problem.
Prezes MKS Dąbrowa Robert Karlik, mimo tak wielkiego sukcesu wypowiada się, że zastanowi się czy jego zespół zagra w tych rozgrywkach za rok. Podobnie mówi Kazimierz Pietrzyk. Prezes ZAKSY zresztą opowiadał, że delegat CEV miał zastrzeżenia do wielkości reklam na boisku, które były o parę centymetrów za małe i całą noc trzeba było pracować by je wymienić przed meczem finałowym z Sisleyem.
Przeczytałem też z ogromną ciekawością felieton prezesa Tytana AZS Częstochowa Konrada Pakosza, który dobitnie pokazał kilka absurdów jakie trzeba tolerować w tych rozgrywkach. Na przykład przyjazd jednego z arbitrów do Częstochowy, który mieszkał gdzieś pod granicą Mongolii z Rosją, kosztował jego klub dwa razy tyle co wyjazd całej częstochowskiej drużyny na mecz pucharowy do Holandii. Konrada zresztą najbardziej zirytował fakt różnego traktowania przez CEV poszczególnych klubów. Holendrom bez problemów zezwalają grać w niewymiarowych halach, a polskich klubów czepiają się o najdrobniejszy szczegół.
Konrad Pakosz nawołuje by zbojkotować rozgrywki, bo może to coś uzmysłowi władzom europejskiej siatkówki. To może zbyt radykalne pociągnięcie, bo, aby mogło przynieść skutek, musiałyby się do tego przyłączyć kluby z innych krajów. Natomiast trzeba cały czas naciskać na europejską federację by przemyślała zasady organizacji europejskich rozgrywek. Trudno sobie wyobrazić siatkówkę europejską bez zmagań o miano najlepszych. Jednak narzekania można usłyszeć też z ust przedstawicieli kilku innych państw.
Ciekawy jestem jak do tych wszystkich głosów krytyki ustosunkuje się europejska federacja, bo interwencji, by jakieś zmiany w organizacji na pewno nie będzie brakować. Znając życie niewiele się jednak zmieni, a ci co po prostu nie będą chcieli grać nie wystartują. To już będzie jednak z wielką szkodą dla siatkówki.
Krzysztof Mecner