Zagramy w finałach
Przed rokiem przeżyliśmy spore rozczarowanie, gdy nasze drużyny narodowe nie odegrały znaczącej roli w finałach mistrzostw Europy. Spowodowało to przykre konsekwencje w postaci konieczności gry w kwalifikacjach do kolejnych mistrzostw. Teraz te straty zostały „wyrównane”. Zarówno męska reprezentacja prowadzona przez Stephane’a Antigę jak i kobieca dowodzona przez Piotra Makowskiego zdołały pomyślnie przejść kwalifikacyjne sito i będą walczyć o medale w kolejnej edycji mistrzostw Starego Kontynentu.
Kwalifikacje do ME były najważniejszym celem na początku sezonu międzynarodowego. Od mistrzostw Europy w 2015 r. zaczyna się przecież batalia o miejsca w turnieju olimpijskim w Rio de Janeiro i nieobecność mogłaby mieć fatalne w konsekwencjach skutki. Były zresztą spore obawy o to jak wypadną w tych kwalifikacjach drużyny narodowe. Zwłaszcza o kobiecą kadrę, która w styczniu przegrała batalię o miejsce w finałach tegorocznych mistrzostw świata i przeszła gruntowną reorganizację. Na szczęście odbyło się bez zbędnych nerwów i emocji. Żadnych problemów z wywalczeniem kwalifikacji nie było.
Kobieca reprezentacja odniosła komplet zwycięstw nad rywalami i z ogromną siedmiopunktową przewagą nad Ukrainą zapewniła sobie prymat w grupie B. W zasadzie jedyny trudny moment był dla ekipy Makowskiego miał miejsce w pierwszym turnieju w Szwajcarii, gdzie nasza kadra przegrywała z Ukrainą 0:2 w setach. Co jednak cieszy w tym trudnym momencie nasz zespół pokazał charakter, złamał rywala i wygrał ostatecznie ten mecz 3:2. To był jedyny punkt stracony przez naszą reprezentację w sześciu meczach. W drugim turnieju w Bydgoszczy Polki zagrały bardzo pewnie, wygrywając wszystkie mecze po 3:0.
Te wyniki cieszą, bo gdy w styczniu przegraliśmy z Belgią przyszłość kadry nie rysowała się w jasnych barwach. Z pewnością Szwajcarię, Łotwę czy nawet Ukrainę trudno obecnie zaliczać do europejskiej elity, ale pierwszy ważny krok w drodze do odbudowy siły tej reprezentacji został zrobiony. I to w całkiem niezłym stylu. Teraz czekamy na potwierdzenie tego postępu w rozgrywkach cyklu World Grand Prix.
Równie pewnie zakończyli kwalifikacje polscy siatkarze. Przytrafiła im się co prawda „wpadka” w meczu ze Słowenią w drugim turnieju 2:3, co było dość przykre dla polskich kibiców, ale pozostałe mecze zostały pewnie wygrane i awans w zasadzie już po pierwszym turnieju we Wrocławiu był niezagrożony.
Dla Stephane’a Antigi to była pierwsza poważna próba w roli selekcjonera naszej drużyny narodowej. I ta próba z pewnością wypadła pomyślnie. Nikt od naszej kadry fenomenalnej gry w tych turniejach nie oczekiwał, gdyż przystąpili do nich w zasadzie tuż po zakończeniu rozgrywek ligowych. Jednak nie zawiedli, grając momentami ciekawą siatkówkę. Udany był powrót do narodowej ekipy Mariusza Wlazłego, także Paweł Zagumny pokazał, że jest tej drużynie niezbędny. To było widać we Wrocławiu. W drugim turnieju mając w praktyce już pewny awans, francuski duet szkoleniowy dał szanse nowym graczom. Najważniejszy był jednak w tym wszystkim awans do mistrzostw Starego Kontynentu. Awans jest, więc teraz trzeba się skupić na kolejnych wyzwaniach.
Wszyscy marzymy, aby nasza reprezentacja z wielką formą trafiła na mistrzostwa świata, gdyż to jest w tej chwili cel nadrzędny. Najpierw jednak drużynę narodową czekają występy w prestiżowych rozgrywkach Ligi Światowej. Zobaczymy jak na tle Włochów czy Brazylijczyków będą się prezentować nasi reprezentanci, choć na razie po kwalifikacjach trochę zmieniamy skład, co oczywiście nie znaczy, że rezygnujemy z walki o miejsca w turnieju finałowym tych rozgrywek.
Na razie więc pierwsza próba w tym sezonie wypadła obiecująco. Powoli odrabiamy to co zostało stracone w poprzednim roku i miejmy nadzieję, że sukcesy w kwalifikacjach do mistrzostw Europy to dopiero początek. Mamy nadzieję, że będą kolejne, a polscy kibice będą mieli jeszcze wiele powodów do radości.
Krzysztof Mecner