Zagraniczne gwiazdy
Transfer słynnego Pawła Abramowa do drużyny Jastrzębskiego Węgla wywołał sporo szumu w naszej prasie. Ostatecznie Abramow zaliczany jest do siatkarzy z najwyższej "półki" światowej i gdyby ktoś kompletował obecnie najlepszą szóstkę na świecie z pewnością Rosjanin byłby brany pod uwagę. Jastrzębski Węgiel dostał "dziką kartę" na start w Lidze Mistrzów i nic dziwnego, że nowy prezes Zdzisław Grodecki przystąpił do kompletowania bardzo silnego składu na te prestiżowe rozgrywki.
Z zagranicznymi transferami różnie w przeszłości w Polsce bywało. Po upadku komunizmu biedne polskie kluby posiłkowały się głównie tańszymi niż nasi przeciętnymi zwykle siatkarzami i siatkarkami z terenów byłego ZSRR. Na światowe gwiazdy oczywiście nie było nas stać i zazdrością patrzyliśmy na kluby włoskie "zgarniające" co znaczących graczy z całego świata.
Teraz to się zmienia. Do Polski z roku na rok przyjeżdżają coraz większe gwiazdy i z tych co grali w ostatnich latach w Polskiej Lidze Siatkówki można by skompletować fantastyczny zespół. Np. taki: na rozegraniu Falasca, na przyjęciu Antiga i Konstantinow, na środku Heikkinen i Hernandez, w ataku Billings. Z takim zespołem trudno byłoby wygrać.
Kiedyś marzeniem każdego polskiego siatkarza był wyjazd na zachód, co nie było łatwe i wiązało się z przeskoczeniem wielu barier biurokratycznych. Nawet nasi mistrzowie olimpijscy wcale nie mieli łatwo je pokonać, nie mówiąc już o pośledniejszych graczach. Dzisiaj wcale już tak chętnie nie wyjeżdżają, mając u siebie porównywalne warunki jak w innych krajach. Przykład Mariusza Wlazłego, którego z pewnością z pocałowaniem ręki wzięłyby wszystkie kluby rosyjskie i włoskie, a który woli grać w Skrze jest wymowny. To raczej zagraniczne gwiazdy – co nas cieszy – coraz chętniej patrzą na możliwość zatrudnienia w którymś z klubów PlusLigi. Abramow nie jest przecież wyjątkiem.
Pierwszą wielką zagraniczną gwiazdą na polskich parkietach była Nina Muradjan (znana potem pod nazwiskami Witek i Sawatzki). Wicemistrzyni olimpijska z Montrealu i mistrzynie Europy wyszła za mąż za Polaka i przez jakiś okres na początku lat 80-tych grała w warszawskim AZS. Potem np. furorę w Polsce robiła Olena Achaminowa-Sokołowska – mistrzyni olimpijska w Moskwie grająca u schyłku kariery w Andrychowie. Dick Black prowadził wtedy obecny selekcjoner kadry Jerzy Matlak. Sprowadził także dużo młodszą mistrzynię igrzysk – Świetlane Korytową, ale po kilku meczach odesłał ją do Rosji, gdyż prezentowała się marnie, a przyjazd do Polski potraktowała jako wakacje.
Różnie więc z tymi transferami bywało. AZS Częstochowa zupełnie rozczarowała się Rileyem Salmonem, z którym bardzo szybko zerwała kontrakt. O kilkanaście miesięcy później Salmon fantastycznie grał w olimpijskim finale walnie przyczyniając się do złota wywalczonego przez reprezentację USA.
Właśnie AZS Częstochowa był pierwszym w Polsce klubem który sprowadzał graczy zagranicznych z medalami wielkich imprez na koncie. Ówczesny prezes Andrzej Gołaszewski sprowadził w 2001 r. do Częstochowy aktualnego reprezentanta Siergieja Orlenkę. W tym samym sezonie Kazimierz Płomień sprowadził Jewgienija Krasilnikowa – jeszcze bardziej utytułowanego ale już wiekowego wieloletniego rozgrywającego reprezentacji ZSRR i Rosji. Obaj jednak wielkiej furory w Polsce nie zrobili.
Gwiazdami naszej ligi byli jednak bez wątpienia np. Słowak Petr Divis – niezwykle utalentowany, ale też kontrowersyjny zawodnik Jastrzębia i Płomienia, Bułgar Konstantinow, ale ten ostatni w każdym kraju w którym grał zostawiał dobre wspomnienia. Megagwiazdą został oczywiście Stephane Antigua, który w tym roku w prestiżowym plebiscycie "Przeglądu Sportowego" jako pierwszy cudzoziemiec został wybrany najlepszym graczem ligi. Czytając wyniki tego plebiscytu (niżej podpisanego także poproszono o typy), trochę smutno mi się zrobiło, że nie zauważyłem nad nim "pieczęci" jego twórcy a mojego sąsiada z bloga – Janusza Nowożeniuka. Cóż, Janusz postanowił "oddać" plebiscyt młodszym, taka jest niestety smutna kolej rzeczy.
Mieliśmy siatkarzy w naszym kraju z bardzo odległych krajów (byli Australijczycy, Portorykańczycy) brakuje nam jeszcze do kompletów chyba klasowych graczy z Japonii i Chin oraz Włochów (gwiazdy tej kadry jednak bardzo niechętnie opuszczają Italię).
Na pewno to nie koniec ruchów transferowych w naszym kraju. Ale już teraz można sobie zacierać ręce np. na pojedynki Abramowa z Antigą i wiele innych. To tylko podbije jeszcze atrakcyjność polskich rozgrywek i może wreszcie doczekamy się jakiegoś spektakularnego triumfu w europejskich pucharach.
Krzysztof Mecner