Zagumny niech nie gada
Czasami warto posłuchać tych, którzy w całej tej zabawie są najważniejsi. Na początek Paweł Zagumny, który odzywa się rzadko, ale jak już coś walnie, to od razu z grubej rury. W wywiadzie udzielonym „Przeglądowi Sportowemu” kilka dni temu mówił tak: „Nie każdy na siłę musi być sędzią. Jeśli ktoś sobie nie radzi, to może zrezygnować. Nikogo na siłę na słupku nie trzymają. Dla niektórych siatkówka stała się za szybka. Pomogłoby wprowadzenie challengu, o który dopominamy się od początku sezonu”.
Podczas turnieju finałowego Pucharu Polski rozegranego w weekend na warszawskim Torwarze wspomniany challenge na szczęście obowiązywał. Raz w secie zespół miał prawo kwestionować decyzje sędziów i domagać się obejrzenia powtórki. Specjalna komisja wpatrywała się w monitor i wydawała werdykt – jeśli sędzia się pomylił, zmieniano jego decyzję, a drużyna zachowywała prawo do challengu. Jeśli arbiter miał rację, zespół tracił w danym secie możliwość skorzystania z „sokolego oka”.
System wprowadzony kilka lat temu w tenisie, w siatkówce nie działa idealnie. Nie wychwytuje niektórych sytuacji, nie rozstrzyga wszystkich wątpliwości. W znacznym stopniu łagodzi jednak obyczaje i do minimum ogranicza możliwość sędziowskich pomyłek. Na Torwarze mimo wielkiej stawki turnieju i ogromnych emocji nie było awantur i pretensji do rozjemców. Trenerzy nie musieli łamać głów jak skrytykować sędziów, nie narażając się na kary finansowe (ostatnio najbardziej podobało mi się sformułowanie: „to był mecz błędów z trzech stron. Powtarzam z trzech stron.”).
Jedyna kontrowersyjna sytuacja miała miejsce w meczu Skry z Resovią, gdy arbitrzy pokazali źółtą kartkę trenerowi Jackowi Nawrockiemu przy stanie 23:23. Sam zainteresowany nie miał jednak pretensji, bo poprosił o przerwę, mimo że nie miał takie możliwości, a wcześniej bełchatowski zespół miał już upomnienie za opóźnianie gry. – Trochę się zdenerwowałem, bo tablica wyników pokazywała, że mam jeszcze jeden czas do dyspozycji, ale na chłodno muszę przyznać rację sędziom – mówił potem Nawrocki.
Nie zazdroszczę sędziom. Ich błędy wychwytują wszędobylskie kamery, a zawodnicy, kibice i dziennikarze wcale się z nimi nie patyczkują. Każda decyzja jest poddawana ocenie, każda pomyłka krytykowana. A gra rzeczywiście stała się bardzo szybka i bardzo trudna do oceny.
Tylko że na sędziowskie błędy zawodowa liga pozwolić sobie nie może. W grę wchodzą ogromne pieniądze, stawka jest zbyt duża. Wszyscy, nawet sami sędziowie, zgadzają się z tym, że challenge należy w lidze wprowadzić na stałe i we wszystkich meczach. Prace nad systemem trwają, a kibicuje im nawet prezes PZPS Mirosław Przedpełski. – Jesteśmy w tej dziedzinie prekursorem. Inne kraje nam się przyglądają, bo także chcą zastosować challenge u siebie – mówi szef PZPS.
więcej na blogu Kamila Drąga: http://dragiempoglowie.sports.pl/2011/01/23/zagumny-niech-nie-gada/
Powrót do listy