Zawód trener
Wielu ludzi podziwia siatkarskich trenerów, czasami zazdroszcząc im popularności i zarobków. Nie jest to jednak łatwy „kawałek chleba”, bo jest to zawód konkurencyjny, a także wiążący się z ogromnymi stresami i brakiem jasnych reguł oceny. W czasie Memoriału Agaty Mróz-Olszewskiej w katowickim „Spodku” spotkałem Damiana Dacewicza, którego wypytywałem o przyszłość i jego przykład jest też wymowny.
Damian był fantastycznym siatkarzem. Gdy wchodził na siatkarskie salony w naszej lidze grając w katowickim Baildonie wróżono mu wielką karierę, gdyż faktycznie miał możliwości zostania najlepszym środkowym Europy. Przez całą karierę prześladował go jednak pech i nieustannie gnębiły go kontuzje, które spowodowały, że nie w pełni rozwinął swój wielki talent. Grał jednak na igrzyskach w Atlancie, mistrzostwach świata, mistrzostwach Europy. Dostał nominację jeszcze w 2004 r. na igrzyska w Atenach, ale w ostatnim sparingowym meczu znów odnowiła mu się kontuzja i olimpijski garnitur „musiał oddać Kadziewiczowi”. Po zakończeniu kariery dostał ofertę pracy w Wieluniu jako trener i radził sobie doskonale. Stworzył ciekawy zespół, który wprowadził do PlusLigi, a w minionym sezonie utrzymał go w ekstraklasie w bardzo silnej konkurencji. Mimo to stracił posadę, gdyż jak stwierdził działacze klubu uznali, że za mało współpracuje z... zarządem. „Dostałem tylko jedną ofertę nowej pracy jako trener, ale nie dogadałem się. Cóż, czasy gdy Staszek Gościniak prowadził przez 30 lat jeden klub skończyły się bezpowrotnie. Teraz jest zresztą moda na zagranicznych trenerów” – stwierdził Dacewicz, który dobrze radzi sobie także w roli komentatora Polsatu. Jak więc widać, wynik, który jest najważniejszym czynnikiem oceny pracy szkoleniowca, też nie zawsze decyduje o zatrudnieniu. Zdarzało się zresztą, że zwalniano trenerów nawet po zdobyciu medali. W minionym sezonie np. tytuł mistrza Polski z BKS Bielsko zdobył Mariusz Wiktorowicz, ale to też nie wystarczyło by przekonać działaczy do jego dalszego przywództwa drużyny.
Siatkarskie kariery kończy w ostatnim czasie wielu znakomitych siatkarzy i wielu z nich, chcąc pozostać przy dyscyplinie, będzie próbowało zostać szkoleniowcami, ale tylko bardzo nielicznym to się uda. By nie być anonimowym szkoleniowcem trzeba jednak pracować przynajmniej w ekstraklasie (nie mówiąc o reprezentacji). Klubów na tym szczeblu jest ledwie po dziesięć w lidze mężczyzn i kobiet, a trenerów posiadających odpowiednie kwalifikacje ponad setka. A coraz więcej jest u nas zagranicznych szkoleniowców, z kolei nasi nie są już chętnie zatrudniani za granicą jak miało to miejsce dwadzieścia lat temu. Stąd „bezrobocie” w tym zawodzie jest powszechne. A jak raz się wypadnie z tej „karuzeli” to wrócić na nią jest potem niezwykle trudno.
Trenerzy szukać więc muszą innych zajęć, czekając na kolejną okazję. Drzyzga, Mazur, Jarosz czy Bosek, którzy mieli wielkie osiągnięcia w roli trenerów teraz komentują w Polsacie pracę swych kolegów po fachu, choć wielu uważa, że szkoda nie wykorzystywać ich siatkarskiej szkoleniowej wiedzy. Są też tacy - nawet o głośnych jeszcze parę lat temu nazwiskach - którzy znaleźli inne zajęcia, o czym mogłem się przekonać, wypytując ich co porabiają na niedawnych mistrzostwach Polski oldbojów.
Wyjątki są rzadkie. Wspomniany przez Dacewicza Staszek Gościniak z krótkimi przerwami pracował w Częstochowie przez trzydzieści parę lat. Drugim takim przykładem był Andrzej Kaczmarek równie długo pracujący w Nysie. Kilku innych utrzymało się na tej karuzeli często zmieniając kluby, a takim przykładem jest obecny selekcjoner kobiecej kadry Jerzy Matlak, z którym zresztą parę lat temu dyskutowałem dlaczego tak wielu początkujących szkoleniowców nie potrafi utrzymać się w zawodzie na dłużej. Trzeba mieć dużo samozaparcia, odporności psychicznej i też trochę szczęścia przy wyborze miejsc pracy.
Damian Dacewicz jest przedstawicielem młodej generacji szkoleniowców, która dopiero zaczyna kariery i ma zastąpić tych starszych. Obecny na Memoriale Agaty Mróz Andrzej Niemczyk oficjalnie ogłosił zakończenie swej trenerskiej kariery i chyba każdy kibic w Polsce marzy, aby tego formatu szkoleniowców pojawiło się w Polsce jak najwięcej. A o Damiana Dacewicza zapewne ktoś się „szybko” upomni, bo wraz z rozpoczęciem ligowych zmagań ruszy też „trenerska karuzela” i jak co roku wielu końca sezonu nie dotrwa.
Krzysztof Mecner