ZIMNY KUBEŁEK, GORĄCE PUCHARY
ZDANIEM WETERANA
ZIMNY KUBEŁEK, GORĄCE PUCHARY
Siatkarze Brazylii wylali nam w Łodzi na głowy kubełek zimnej wody. No i w pewnym sensie dobrze, bo po wygranych w Wenezueli być może za bardzo zaczęła nas (czy mnie) ponosić fantazja, choć jak sobie przypominam swój poprzedni tekst apelowałem jednak by się z przesadnym raczej hurraoptymizmem powstrzymać się do następnej próby. Pokazała ona naszej młodej drużynie, słusznie zresztą zadowolonej po zwycięskich bojach w Caracas, prawdziwe miejsce w szeregu, przytłumiła może zbyt buńczuczne czasem wypowiedzi. Brazylia, nawet grająca w niepełnym składzie ale jednak z graczami bardzo dobrze wyszkolonymi, to jednak klasa wyższa niż Wenezuela. Dwa sety pierwszego meczu w Łodzi dawały nam jakąś satysfakcję, lecz trafił tu w sedno Wojciech Drzyzga mówiąc, iż „trzeba utrzymać poziom gry w całym meczu, tu nie wystarczy dziesięć minut heroizmu”. Był stres, bo nowa wypełniona po brzegi hala, groźny przeciwnik i tak dalej. Sympatyczny, lecz też – moim zdaniem zbyt eksponujący własną osobę i poglądy redaktor prowadzący studio Polsatu powiedział, że przy tym stresie nie chciałby być w skórze naszych siatkarzy. Siedzący obok autentyczny ekspert, Ireneusz Mazur – słusznie zripostował – a ja chciałbym. Miał Ireneusz rację, bo taki stres powinien być bodźcem, działać na plus.
To jednak Brazylia, prezentująca się w Łodzi jak na nią przeciętnie, potrafiła opanować grę w decydujących fragmentach, wiedzieli Brazylijczycy jak wyjść obronną ręką z wielu zagmatwanych sytuacji. Tymczasem nasze młode orły – jak stwierdził ich trener, Daniel Castellani, nawet w tych dwóch dobrze granych w sobotę setach miały na sumieniu minimalne błędy, lecz – niestety – w bardzo ważnych momentach. Nie ma się zresztą co dalej o tych spotkaniach w Łodzi rozpisywać, została rzecz zaraz po meczach przez publikatory dokładnie przenicowana. Ważne, że próba na trudnym „terenie” Ligi Światowej z wyłonieniem jak najlepszych kandydatów do budowanej drużyny na eliminacje mistrzostw świata i mistrzostwa Europy trwa, na pewno z pożytkiem. Kto zaś się znajdzie w tej wyselekcjonowanej grupie uzupełniającej skład na najważniejsze imprezy sezonu –zobaczymy. Sam jestem bardzo ciekawy na przykład rywalizacji o miejsce za atakującym Wlazłym – Jarosz czy Gromadowski (a może obaj), jak w tej rywalizacji wypadną przyjmujący Kurek i Bartman, potwierdzi swe szanse środkowy Nowakowski? (Możdżonek to pewniak) itd.
Teraz kolejne, bardzo ważne tej próby mecze – dwa w Polsce z Wenezuelą, na wyjeździe i u siebie z czyniącą w ostatnich latach duże postępy, twardo walczącą Finlandią. Stawką drugie miejsce w grupie (może dać dziką kartę do finału) i noty dla poszczególnych graczy, noty decydujące o ich przydatności do pierwszej narodowej drużyny.
Sezon międzynarodowy się rozkręca, emocje Światówki, niebawem w Rzeszowie występ naszych siatkarek (zgodnie współpracujących z nowym trenerem, Jerzym Matlakiem) w kwalifikacjach do mistrzostw świata itd. itd. – czyli bogactwo kalendarza. Ale w Wiedniu przypomniano nam ostatnio o klubowych drużynach, oczku w głowie każdego kibica. Najlepsze zespoły naszych PlusLig wystartują przecież sporą grupą w europejskich pucharach. Co z tego, że to dość odległe jeszcze wydarzenie, ale czas tak szybko leci. Teraz, po tym Wiedniu, wszyscy, i kibice, i prasa, mają szerokie pole popisu w rozważaniach, kto z naszej klubowej czołówki jakie ma szanse. Przypomnijmy - w Lidze Mistrzów wystąpią – Skra Bełchatów, Jastrzębski Węgiel i Resovia, w Lidze Mistrzyń Muszynianka, BKS Aluprof Bielsko, MKS Dąbrowa Górnicza, w Pucharze CEV siatkarze ZAKSY Kędzierzyn-Koźle i AZS Częstochowa, siatkarki Farmutilu Piła i Gwardii Wrocław. Prognozować, jak często przypominam, niezwykle trudno i ryzykownie. Trzeba bowiem wziąć pod uwagę, że składy naszych klubowych przeciwników mogą się dzięki różnym transferom poważnie zmieniać. Podobnie zresztą, jak do późnej jesieni (czy nawet dłużej) zmieniać się będą składy i naszych drużyn. Pełno już na ten temat informacji, ale sporo z nich to jeszcze pogłoski lub transakcje nie sfinalizowane. Nie znając zaś dokładnie przeciwników trudno w tej chwili stawiać jakieś bardzo wiarygodne horoskopy na temat szans w pucharowych bojach. Lecz to nie przekreśla trafności stwierdzenia, że np. losowanie Ligi Mistrzów dla naszych mistrzów Polski z Bełchatowa można już uznać słusznie bardziej korzystne niż dla mistrzyń z Muszyny, zaś mecze siatkarzy Jastrzębskiego Węgla z przeciwnikami ze sławnych firm (w grupie Copra Piacenza, Panathinaikos Ateny, Friedrichshafen) – za bardzo – jak by to określić – medialne, atrakcyjne dla widza. Jedno jest pewne. Nie zabraknie nam w telewizyjnym okienku kolejnej wielkiej porcji siatkówki. Jest jej, nawiasem mówiąc w Polsacie, ostatnio tak dużo, że czasem się zastanawiam czy nie za wiele. Ale chyba próżne obawy - trzeba wierzyć w bardzo rozbudzone zainteresowania polskiego kibica siatkówką. A propos pucharów to jakże nadal marzy się nam wygrana w finale, jak kiedyś, ponad 30 lat temu, gdy triumfował Płomień Milowice, o czym wspominał w kwietniu mój sąsiad z tego blogu – redaktor Krzysztof Mecner.
Znamy już także kalendarz dumy prezesa Artura Popki i jego sztabu – czyli PlusLigi. Ale ten temat na razie odkładam, czekając obecnie z największym zainteresowaniem na kolejne ważne sprawdziany naszych kadr.
Janusz Nowożeniuk