#20latPlusLigi Paweł Zagumny: to jest już zupełnie inny świat
Od czasu, gdy PlusLiga stała się profesjonalna, i Polska jako kraj, i polska siatkówka zmieniły się nie do poznania – mówi prezes PLS, a kiedyś wybitny siatkarz Paweł Zagumny.
Cały wywiad Kamila Drąga dostępny w Skarbie Kibica „PlusLigi”, przygotowanym przez „Przegląd Sportowy”
KAMIL DRĄG: Rozpoczynają się jubileuszowe 20. rozgrywki zawodowej ligi siatkarzy. Pan zaczynał jednak występy w czasach, gdy liga nie była zawodowa. To była zupełnie inna rzeczywistość?
Paweł Zagumny: Młodzi siatkarze, którzy dzisiaj występują w PlusLidze, pewnie by nie uwierzyli, że tak mogła wyglądać rywalizacja o mistrzostwo Polski. To były zupełnie inne czasy. Gdy w 1995 roku zaczynałem grać w Czarnych Radom, liga prezentowała zupełnie inny poziom. Hale, w których występowaliśmy, teraz nie nadawałyby się nawet do treningów. W Radomiu rozgrywaliśmy mecze na Sadkowie na terenie starej jednostki wojskowej, a salka mieściła może stu, a w porywach dwustu kibiców. Trybunki stały dwa metry od linii boiska i żeby wykonać zagrywkę trzeba było wejść między kibiców. O grze w obronie nawet nie mówmy, bo każda piłka lecąca za linię była łapana przez kibiców. Nasza hala była najmniejszym obiektem w lidze, ale inne wcale nie były dużo większe.
Znacznie mniejsze były też sztaby szkoleniowe.
Sztaby? W Czarnych mieliśmy grającego trenera, którym był Jacek Skrok, dzisiaj trener siatkarek Radomki. Był ode mnie starszy o ponad dwadzieścia lat, ale wspierał nas na boisku. Drugiego trenera nie mieliśmy, a statystykiem był masażysta, który próbował coś pisać długopisem na kolanie. Na mecze jeździliśmy zielonym wojskowym autokarem.
Był chociaż ogrzewany?
Nie zawsze. Do tego nie mieliśmy w kraju autostrad i dróg ekspresowych. W autobusach spędzaliśmy wiele godzin. Gdy grałem w Morzu Szczecin na mecz do Olsztyna czy Jastrzębia jechało się cały dzień. Nie było wtedy wspólnych posiłków, sami kupowaliśmy sobie jedzenie. Dostawaliśmy diety i każdy szedł do sklepu na zakupy. W sobotę kupowaliśmy jedzenie na dwa dni, bo sklepy były w niedzielę zamknięte.
Młodzi siatkarze mogliby nie uwierzyć.
Może i tak, ale wtedy przyjmowaliśmy to jak coś normalnego. Wiedzieliśmy, że lepiej nie będzie i graliśmy bez narzekania. Trenowaliśmy po dwa razy dziennie i poważnie traktowaliśmy swoje obowiązki. To były trudne, ale romantyczne czasy. Przez te lata i Polska jako kraj, i polska siatkówka zmieniły się nie do poznania.
Ile zarabiali wtedy najlepsi zawodnicy w lidze?
Nie mam pojęcia, bo wtedy to było utrzymywane w wielkiej tajemnicy. Jakoś się starsi zawodnicy nie chwalili, ale może kiedyś przy piwie się wygadają. Byłem młodym zawodnikiem, uczyłem się w liceum i wielkich pieniędzy nie zarabiałem, ale na życie mi wystarczało. Mieszkałem na terenie jednostki, niczym się nie martwiłem. Problem pojawiał się, gdy nie wygrywaliśmy. Wtedy był bowiem taki system, że za każde wygrane spotkanie klub płacił zawodnikom premie i był to spory zastrzyk gotówki.
Przejdźmy do jubileuszowych rozgrywek. Jaki to będzie sezon?
Miejmy nadzieję, że bez poważnych kontuzji, bo sezon będzie pędził jak szalony. Światowy kalendarz rozgrywek nie ułatwia sprawy i musimy mocno się spinać, żeby wyrobić się w terminie. Tym bardziej że finały ze względu na sezon kadrowy też zostaną rozegrane wcześniej niż zwykle. Będzie dużo siatkówki. Do końca roku zespoły muszą grać dwa razy w tygodniu, do tego dojdą występy w europejskich pucharach.
W play-off znowu zagra osiem zespołów, a najgorsza drużyna spadnie do KRISPOL 1. ligi. To dobre zmiany?
Czas pokaże. Poprzednia formuła, gdy dwa czołowe zespoły od razu wchodziły do półfinałów, a cztery kolejne musiały walczyć w barażach, też nie była zła. Mankament polegał na tym, że najlepsze zespoły musiały długo czekać na swoje mecze półfinałowe i wypadały z rytmu. Kluby się na to skarżyły i teraz jednogłośnie zagłosowały za play-off z udziałem ośmiu drużyn.
Kto będzie walczył o mistrzostwo?
Szansę na medal ma pięć, może sześć drużyn. W tym gronie jest PGE Skra, ZAKSA, Jastrzębie, Aluron oraz drużyna z Warszawy i Resovia. Po nieudanym sezonie bełchatowianie będą chcieli wrócić na podium, podobnie Resovia. To są faworyci na papierze, ale jak to często bywa, może zdarzyć się jakaś niespodzianka.
W PGE Skrze i Resovii trenerami wreszcie są Polacy. Cieszy się pan z tej mody na krajowych szkoleniowców?
Kiedyś to musiało nastąpić. Wierzę, że Piotrek Gruszka, prowadząc dobry zespół, będzie mógł pokazać, na co go stać. Mam nadzieję, że polscy trenerzy dostaną od prezesów kredyt zaufania i nie stracą posady po dwóch, trzech przegranych meczach.
Z PlusLigi odeszło kilku świetnych zawodników na czele z Bartoszem Kurkiem, Mateuszem Bieńkiem, Samem Deroo czy Maciejem Muzajem. Czy zakontraktowani w ich miejsce nowi siatkarze będą w stanie załatać dziury?
Taka jest kolej rzeczy, że czołowi siatkarze odchodzą do mocniejszych klubów. Na razie nie mamy takich budżetów, jak Rosjanie, Włosi czy czołowe kluby tureckie albo azjatyckie. Nie możemy z nimi konkurować. Kilku dobrych zawodników odeszło z PlusLigi, ale wciąż gra u nas wielu świetnych obcokrajowców. Przyjechało paru wicemistrzów Europy Słoweńców, mamy trzech reprezentantów Iranu, znakomitych Francuzów. Poza tym została szeroka grupa reprezentantów Polski, którzy brylowali na światowych parkietach. Poziom ligi trochę się wyrównał, ale dzięki temu będzie więcej emocji.
Jednym z pana autorskich pomysłów, wprowadzanych wspólnie z PZPS, jest nowy system licencyjny. Chodzi o listy czystości, zaświadczenia z ZUS i Urzędu Skarbowego oraz surowe kary dla klubów, które mają długi. Czy w tym sezonie licencje przyznawane były już na nowych zasadach?
Nie do końca, bo prawo nie może działać wstecz. Część zapisów już weszła w życie. Kluby musiały składać deklaracje z ZUS i Urzędów Skarbowych, ale tak naprawdę system zacznie działać na półmetku rundy zasadniczej. Wtedy zawodnicy będą składali listy czystości, z których dowiemy się, czy kluby płacą im na bieżąco. Wtedy mogą pojawić się punkty karne.
Co zrobiliście, żeby uniknąć sytuacji z klubem z Warszawy, który kilka dni przed inauguracją rozgrywek nie wiedział, czy przystąpi do rozgrywek?
To są ekstremalne przypadki, na które nie ma antidotum. Bo jak zabezpieczyć się przed nagłym wycofaniem się sponsora. Kluby nie mają obowiązku pokazywania nam umów ze sponsorami. To tajemnica handlowa. Jedyne, co mogliśmy zrobić w tej sytuacji, to jakoś pomóc ekipie z Warszawy i robiliśmy to. Daliśmy im tak dużo czasu, jak to tylko było możliwe. Najłatwiej byłoby zaorać to, co tworzono przez wiele lat, ale nie o to chodzi. Miejmy nadzieję, że trud zawodników i osób, które były zaangażowane w ratowanie warszawskiego zespołu nie pójdzie na marne.