Adam Gorol: Wyznaczam czerwoną kreską, poniżej której nie chciałbym się znaleźć. I to się udaje
- Pragnę zwrócić uwagę, że te siedem ostatnich lat to jest ogromny progres, wzrost poziomu sportowego i organizacyjnego naszej ligi. Siedem lat temu czołówka i poziom gry, a dzisiaj, to jest przepaść - uważa Adam Gorol, prezes Jastrzębskiego Węgla, aktualnego mistrza Polski i drugiej drużyny w Europie.
PLUSLIGA.PL: W tym roku minął siódmy rok, od kiedy przejął pan stery w Jastrzębskim Węglu. W tym czasie klub dwukrotnie sięgnął po mistrzostwo Polski i Superpuchar Polski, dwukrotnie wywalczył brązowe medale mistrzostw kraju, raz był wicemistrzem kraju, jak również dotarł do finału Ligi Mistrzów. Czy jest pan zadowolony z osiągnięć klubu pod Pańskimi rządami?
Adam Gorol, prezes Jastrzębskiego Węgla*: Jeżeli miałbym odpowiedzieć wprost na to pytanie, to absolutnie tak. Jestem zadowolony z tych wyników. Tym bardziej, że jak wrócilibyśmy pamięcią siedem lat wstecz, to wtedy nie było jakichś głębszych myśli o wynikach sportowych, o sukcesach, tylko chodziło o to, żeby opanować sytuację finansową i organizacyjną klubu, gdyż był w kryzysie. To się udało bardzo szybko. Relatywnie szybko zdobyliśmy też brązowy medal, pierwszy po tym kryzysie i to na pewno pokazało, że się da. A później, każdy kolejny rok to ciężka praca całego zespołu. Mam na myśli tak administrację, organizację klubu, jak i drużynę, sztab i zawodników, którzy te dalsze sukcesy wypracowywali. Ciągły progres wypracowywany na bieżąco ciężką pracą i z wielkim trudem, ale rzeczywiście można podsumować ten okres bardzo dobrze.
Wywodzi się spoza siatkówki, a w stosunkowo szybkim czasie odnalazł się pan w siatkarskich realiach? Czy to oznacza, że jest to łatwa branża pod względem biznesowym?
- Na pewno nie powiem, że jest to łatwa branża pod względem biznesowym. Jak każda branża ma swoje trudności i tutaj absolutnie nie można mówić o jakimś łatwiejszym obszarze. Natomiast rzeczywiście w moim przypadku mocno zaowocowało wcześniejsze doświadczenie biznesowe z różnych innych dziedzin życia i sfer gospodarczych. Można powiedzieć, że rzeczywiście jest to specyficzna branża, bo tu różnice są ogromne, porównując do innych dziedzin gospodarczych, ale jednak z punktu widzenia zarządzania i menedżerskiego, to jednak wiele kwestii się powtarza. Bo ciągle jako spółka prawa handlowego pracujemy na rachunku zysków i strat na bilansie, są reguły formalnoprawne. To wszystko jest to samo.
Tak więc to moje doświadczenie, nabyte wcześniej w ciągu wielu lat, poskutkowało. A każdy kolejny rok powoduje, że ta wiedza siatkarska - może nie taka stricte sportowa, a bardziej menedżerska, biznesowo-siatkarska – pogłębia się. I z każdym rokiem jest mi może nie zdecydowanie łatwiej, ale trochę łatwiej na pewno.
Poza działalnością w Jastrzębskim Węglu szefuje pan dwóm firmom w różnych branżach. Jakie największe różnice dostrzega pan w prowadzeniu nazwijmy to zwykłego przedsiębiorstwa a w zarządzaniu klubem?
- Przede wszystkim różnice są czysto ludzkie. W firmach prywatnych w branży górniczej oraz budowlanej, w których prowadzę działalność, są ludzie o określonych, powiedzmy, typowych profesjach. Oczywiście w klubie również jest administracja i różne specjalizacje, ale skupiając się wyłącznie na zespole i zawodnikach, to tutaj dochodzi jeszcze ten aspekt mentalny, gdzie są to częstokroć gwiazdy wielkiego formatu, czy z punktu widzenia biznesowego nasi partnerzy, z którymi trzeba zupełnie inaczej postępować. Tak, że te główne różnice w moim mniemaniu, dotyczą kwestii osobowych, mentalnych, wynikających ze specyfiki tej branży. Dlatego trzeba być w tym obszarze bardzo elastycznym.
Sport wywołuje emocje. Czy to one są tym paliwem nakręcającym do działania w tej branży czy bardziej napędzają pana sukcesy?
- Inny rodzaj emocji przeżywamy na boisku, a inne emocje są jakby w głowie menedżera czy prezesa klubu. Dla mnie, jako osoby prowadzącej klub, emocje są duże szczególnie w tym okresie kulminacyjnym, kiedy toczy się walka o medale, o wejście na szczyt Ligi Mistrzów. To są potężne emocje, ale one są inne od tych kibicowskich. W moim wydaniu to jest taki rodzaj przeżyć polegających na tym, że teraz następuje ta weryfikacja, czy właściwie dobrałem skład, czy skompletowałem odpowiedni sztab trenerski. Czy jest on gotowy, by zwyciężać. Mam z tyłu głowy, że to wszystko toczy się za wielkie pieniądze, do tego nie moje prywatne pieniądze. I tu jakby jest ten poziom emocji, weryfikacji tego, co się zrobiło wcześniej. Czy wszystko zostało dobrze zrobione i skompletowane pod względem osobowym i mentalnym, że żeby odnieść sukces.
Zawsze sobie stawiam cele sportowe i wyznaczam czerwoną kreską, poniżej której nie chciałbym się znaleźć w danym sezonie. Na razie to się ciągle udaje, jesteśmy ponad tą kreską, trochę lub nawet więcej. To są właśnie takie emocje.
Przyznaje pan, że sam pan sobie narzuca presję, ale jednocześnie wiele wymaga pan też od zespołu. Ktoś może panu zarzucić częste zmiany trenerów, ale determinuje je wynik oraz ambicje klubu. A w Jastrzębskim Węglu musi być zawsze wysoko, żeby nie powiedzieć najwyżej.
- Dużo się rozmawiało o tej presji, o celach i o tych zmianach trenerów. I znów, jeśli popatrzymy na ten okres siedmiu lat, to w 2017 roku wywalczyliśmy brązowy medal, a wcześniej byliśmy w tabeli niżej na skutek kryzysu. Ale pragnę też zwrócić uwagę, że te siedem ostatnich lat to jest ogromny progres, wzrost poziomu sportowego i organizacyjnego naszej ligi. Siedem lat temu czołówka i poziom gry, a dzisiaj, to jest przepaść. Z jednej strony, z roku na rok, ciągle musieliśmy, chcieliśmy i wychodziliśmy z tego kryzysu, a z drugiej strony jeszcze ścigaliśmy się z tym wzrostem i rozwojem naszej ligi. To wszystko powodowało, że moje założenia i ambitne cele rodziły wymagania względem nie tylko siebie, ale i całego zespołu. Mam na myśli administrację klubu, która stawała na wysokości zadania, nie poddawała się, tylko szła z tymi naszymi wyzwaniami, oraz zespół. Jeśli dotykamy środowiska trenerskiego, to dzisiaj twierdzę, że każdy trener na tamten czas był dobry i że tam nie było złych decyzji. A dlaczego później następowały zmiany? Bo ten dynamiczny rozwój, ten progres, te oczekiwania, ta presja, okazywały się dla niektórych nie do zrealizowania i nie do wytrzymania do końca sezonu. Jeśli chcemy jako klub realizować najwyższe cele, to musimy być gotowi na podejmowanie takich decyzji. Niełatwych decyzji.
W Jastrzębskim Węglu mocno zaangażował się pan także w rozwój Akademii Talentów. Dlaczego uważa Pan, że w profesjonalnym klubie mającym zawodową drużynę, warto tyle uwagi, zachodu i przede wszystkim środków poświęcać również szkoleniu młodzieży?
- Przede wszystkim ten projekt cieszy się bardzo dużą popularnością i jest to sztandarowy produkt, nasz wspólny - Jastrzębskiej Spółki Węglowej i Jastrzębskiego Węgla, który jest szczególnym punktem w naszych wyobrażeniach funkcjonowania klubu.
Wszyscy jesteśmy przekonani co do tego, że takie projekty powinny być i powinny się rozwijać, bo nie będzie sportowca zawodowego bez szkolenia dzieci i młodzieży.
A wiemy, że czas szybko przemija. Zawodnik, który dzisiaj jest na topie, po kilku latach nie wytrzymuje tej presji i parcia ze strony konkurencji. Sportowiec ma tak naprawdę kilka lat w swoim życiu, kiedy jest w najlepszej dyspozycji fizycznej i odnosi sukcesy. Ale muszą wchodzić nowi zawodnicy, młodsi, dlatego to szkolenie i ta ciągłość wymiany pokoleniowej po prostu musi być. Cieszymy się z tego, że ten nasz produkt tak dobrze się rozwija.
W grudniu ubiegłego roku został pan wybrany do Rady Nadzorczej Polskiej Ligi Siatkówki. Przy pana obciążeniu zawodowym i tylu obowiązkach spytam najprościej po ludzku: po co to panu?
- Nigdy nie zabiegałem o to, żeby być w radzie nadzorczej ligi. Bardziej propozycje i sygnały docierały ze środowiska Polskiej Ligi Siatkówki, od osób, które dostrzegały we mnie partnera. Może właśnie takie spojrzenie osoby z boku, która nie jest genetycznie zakodowana do siatkówki i która ma doświadczenie bardziej wolnorynkowe, a nie branżowe, sprawiło, że tak się stało. Ja też nie odmówiłem, kiedy taką propozycję dostałem. Zresztą ta propozycja była głosowana. To nie jest tak, że ktoś dokonał tego wyboru jednoosobowo. Nie. Odbyło się głosowanie, w którym większość podjęła decyzję, że chcą moją osobę w tym gronie. Dziś z perspektywy tych kilku miesięcy widzę - i co mnie też cieszy - że jestem w stanie coś od siebie dać. Jako osoba, która w siatkówce jest stosunkowo niedługo, bo siedem lat, jestem w stanie doradzić, podpowiedzieć. Jestem poważnie traktowany i to na pewno przynosi satysfakcję.
Jakie cele przyświecają panu osobiście w związku z członkostwem w tym gremium?
- Skoro się już pojawiłem w tym zacnym gronie, to oczywiście gdzieś tam sobie buduję w głowie cele i o tych celach już też rozmawiamy. To że nasza liga rozwija się już ponad 20 lat bardzo dynamicznie, szczególnie w ostatnich latach, nie oznacza, że już osiągnęła wszystko, co może osiągnąć. To jest taka dziedzina życia - zresztą jak chyba wszystkie inne - że nigdy nie można powiedzieć, że mamy już wszystko i nie trzeba nic więcej. Tutaj jest tak, że nawet jeżeli będziemy najlepsi, to i tak trzeba ciągle coś robić, żeby się utrzymać u góry. Oczywiście też podpowiadam. Są pewne tematy, dosyć poważne, które trzeba omawiać na szczeblu właśnie rady nadzorczej ligi czy też zarządu. Tematy, które mają usprawnić działanie, dać możliwości pozyskiwania kolejnych sponsorów, poprawiać relacje, budować lepszy wizerunek. Takie tematy ciągle są prowadzone między nami i uskuteczniane na bieżąco.
W jakim miejscu widzi pan Jastrzębski Węgiel oraz Akademię Talentów w perspektywie kolejnych lat?
- W ostatnich latach weszliśmy na wysoki poziom, bo trzeci raz z rzędu zagraliśmy w finale PlusLigi, czyli ligi jednej z najmocniejszych albo najmocniejszej na świecie. Jeżeli takie sukcesy się odnosi, to chce się ciągle być na górze.
Dla mnie marzeniem byłoby, żeby utrzymywać się przez najbliższe lata w strefie medalowej, nie definiując kruszcu medalu. Oczywiście, chcemy wygrywać i to jest normalne, ale mam też świadomość tego, jak rośnie siła ligi i jak budują się kluby konkurencyjne. To że my byliśmy trzy razy z rzędu w finale PlusLigi, wcale nie daje żadnych gwarancji utrzymania się w strefie medalowej w kolejnych sezonach.
Dlatego tutaj trzeba być bardzo czujnym, bardzo ostrożnym, wyważonym i absolutnie nie spuszczać z tonu, jeżeli chodzi o jakość pracy, żeby te cele medalowe po prostu realizować.
A osobiście, czego życzyłby pan sobie jako sternik jastrzębskiego klubu?
- Na pewno życzyłbym sobie kontynuacji bardzo dobrej współpracy z naszym partnerem strategicznym, Jastrzębską Spółką Węglową. Oczywiście w klubie wykonujemy szeroko pojętą bardzo dobrą robotę i staramy się ciągle jeszcze poprawiać, ale trzeba sobie jasno powiedzieć, że jest to możliwe wyłącznie dzięki tak silnemu partnerowi, który nas wspiera i który docenia to, co robimy i który chce wspólnie z nami dalej funkcjonować. I moje marzenie jest takie, żeby to utrzymać.
* Adam Gorol jest prezesem zarządu Jastrzębskiego Węgla od stycznia 2016 roku. Za jego kadencji klub sięgnął dwukrotnie po mistrzostwo Polski (2021, 2023) i Superpuchar Polski (2021, 2022), został wicemistrzem Polski (2022), dwukrotnie wywalczył brązowe medale (2017, 2019). Dotarł rónież do finału Ligi Mistrzów (2023). JW swej strategii rozwoju mocno stawia również na szkolenie młodzieży, czego wyrazem jest Akademia Talentów Jastrzębskiego Węgla, która powstała w oparciu o wspólną wizję partnera strategicznego klubu - Jastrzębskiej Spółki Węglowej oraz Jastrzębskiego Węgla.
Powrót do listy