Adrian Gontariu: raz jest lepiej, a raz gorzej
Adrian Gontariu był najjaśniejszą postacią w ekipie Asseco Resovii w przegranym pojedynku z Tytanem AZS Częstochowa. Rumuński atakujący po raz kolejny w tym sezonie potwierdził swój ogromny potencjał, ale w pojedynkę nie był w stanie przechylić szali na korzyść gospodarzy.
- Powtórzę, że w takiej sytuacji, kiedy zespół przegrywa, moje dobre statystyki indywidualne nie mają żadnego znaczenia – mówi Adrian Gontariu i dodaje. - Niestety, to nie był nasz dzień i dobry mecz w wykonaniu zespołu jako całości. Nie ma co mówić o tym, kto zagrał dobrze, a kto źle. Przegraliśmy jako drużyna – stwierdza siatkarz, który zmienił na ataku Georga Grozera i wykazał się bardzo dobrą skutecznością (71 proc.). - Taki mam już charakter, że zawsze walczę i staram się dawać z siebie wszystko – mówi Gontariu. - Tak naprawdę jednak interesuje mnie dobro zespołu i nie myślę o tym, kto z nas gra w danej chwili na boisku, tylko z całych sił kibicuję drużynie. Natomiast to, że po wejściu na parkiet potrafię pokazać swoje umiejętności wynika po części także z moich ambicji, ponieważ chciałbym grać jak najwięcej. Wiem, że zagrałem z Częstochową poprawnie, ale jest mi przykro, bo przegraliśmy.
Atakujący Asseco Resovii nie robi ogromnej tragedii z tej porażki i coraz większej straty do lidera z Kędzierzyna-Koźla, ZAKSY. - To nie jest ważne – mówi. - Wciąż jesteśmy na początku rozgrywek, po miesiącu gry i wiele rzeczy może się jeszcze wydarzyć. To nie jest tak, że nie walczymy i nie chcemy wygrywać. Również w spotkaniu z Częstochową staraliśmy się robić, co w naszej mocy, ale czasem przytrafiają się takie mecze, w których po prostu nie idzie. Wykonujemy ciężką pracę, mocno trenujemy, ale nie jesteśmy maszynami, które będą wygrywać wszystkie spotkania. Czasami górę biorą emocje, czasem inne problemy, ale to nie jest ważne. Jako drużyna bierzemy odpowiedzialność na siebie za tę porażkę i postaramy się wyciągnąć z niej wnioski. Kibice powinni zrozumieć, że to jest sport i że przytrafiają się raz lepsze, a raz gorsze mecze – kończy Adrian Gontariu.
Powrót do listy